Ogłoszone we wtorek zmiany, które dokonały się późnym popołudniem w Pałacu Prezydenckim, trudno nazwać nawet rekonstrukcją. Bo wszyscy „nowi” ministrowie byli wcześniej w rządzie i mają już większe lub mniejsze doświadczenie. Najbardziej istotna politycznie i strukturalnie zmiana dotyczy powołania Henryka Kowalczyka na wicepremiera i nowego ministra rolnictwa. Celem Kowalczyka – jak słyszymy – ma być reset sytuacji wokół rolnictwa. Nowy minister sprzeciwiał się „piątce dla zwierząt”. Kowalczyk był w rządzie Beaty Szydło szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów, później – ministrem środowiska.
Jego poprzednik był mocno krytykowany przez rolników nie tylko ze względu na „piątkę dla zwierząt”. – Zadzwoniłem już do ministra Kowalczyka. Mówiłem, że mamy kilka spraw do załatwienia. Przedstawimy nowemu ministrowi ich listę z krótkim terminem realizacji. Sytuacja w rolnictwie jest poważna. Ta zmiana pokazuje, że w PiS nie ma ławki rezerwowych, a Kowalczyk wraca, by zrobić polityczne porządki w ministerstwie po hucpie, którą urządzał Puda – mówi nam lider AgroUnii Michał Kołodziejczak, który od wielu miesięcy domagał się odwołania Pudy. Wniosek o wotum nieufności złożyło w Sejmie PSL, ale nie zyskał wtedy większości.
Wszyscy powołani we wtorek do rządu „nowi” ministowie już w nim byli – zamienili tylko resorty
Fundusze z UE są obecnie jedną z najważniejszych dla rządu sfer
Minister Grzegorz Puda – co było jedyną niespodzianką we wtorek – pozostaje w rządzie jako minister funduszy i polityki regionalnej. W latach 2019–2020 był wiceministrem w tym resorcie. Jest kojarzony z premierem Morawieckim, a kwestie dotyczące funduszy z UE są obecnie jedną z najważniejszych dla rządu sfer.