Trzeba by kłamać, oszukiwać, zamiatać pod dywan, a ja chcę mieć spokojne sumienie – mówi „Rz” Marek Tarnacki, jedyny członek zarządu dolnośląskiej izby niezwiązany z Polskim Stronnictwem Ludowym.
Historia zaczęła się w czerwcu 2009 r., gdy aresztowany został Leszek G., prezes Dolnośląskiej Izby Rolniczej i były kandydat PSL na europosła.
Prokuratura zajęła się nim z powodu nieprawidłowości przy organizacji konkursu, w którym rolnicy, autorzy najciekawszych pomysłów, mogli dostać pieniądze z Unii Europejskiej na założenie firmy (izba to organizacja samorządu rolniczego, która m.in. za unijne pieniądze prowadzi projekty dotyczące rozwoju obszarów wiejskich). Do rozdziału było 3,8 mln zł, a według śledczych G. miał za łapówki wskazywać zwycięzców konkursu.
G. wyszedł na wolność po trzech miesiącach i wpłaceniu 200 tys. zł kaucji. Choć ma prokuratorskie zarzuty i zakaz pełnienia funkcji kierowniczych, nadal prezesuje izbie.
Pod jego nieobecność izbą kierował Tarnacki. W tym czasie dotarł do dokumentów, które wskazują jego zdaniem, że dochodziło w niej do nadużyć finansowych i korupcji. – To nie była tylko moja osobista opinia, zleciłem ekspertyzę prawnikowi – zapewnia „Rz” Marek Tarnacki.