W tak dobrym humorze Giertycha od dawna nie widziano, choć powodów do zadowolenia nie ma zbyt wiele. LPR dostała w niedzielnych wyborach zaledwie 1,3 procent głosów, co oznacza nie tylko utratę reprezentacji w parlamencie, ale także dotacji z budżetu państwa. Liga z trudem spłaci więc 3 mln kredytu zaciągniętego na kampanię.
Giertych zdaje się jednak tym nie przejmować. Wczoraj po posiedzeniu władz swojej partii zapowiedział, że skoro dostał od wyborców czerwoną kartkę i nie zdobył miejsca w Sejmie, zakłada kancelarię adwokacką. – Wracam do zawodu, który lubię, który jest moją pasją – deklarował. Mówił, że na brak klientów nie będzie narzekać. – Wkrótce wielu moich kolegów z rządu będzie potrzebowało obrony. Służę pomocą – mówił rozbawiony.
Tak dobrego humoru nie miał tymczasowy prezes partii Sylwester Chruszcz, który będzie pełnił tę funkcję do najbliższego kongresu LPR. – Nie zazdroszczę mu, przejmuje bowiem partię w trudnym momencie – tłumaczył go Giertych.
Sylwester Chruszcz zapowiedział, że jako p.o. prezesa zamierza odbyć rundę wizyt w lokalnych strukturach Ligi. – Zabieramy się do pracy – zapewnił.
Mało kto wierzy jednak, że Lidze uda się przetrwać najbliższe cztery lata poza parlamentem. – Być może pozostanie w charakterze jakiegoś kadłubka – przewiduje Jacek Kurski (PiS), skonfliktowany z Giertychem były polityk LPR. Jego zdaniem nikt nie może mieć wątpliwości: Liga to Giertych, a Giertych to Liga. – Szczególnie od kiedy pozbył się z partii wszystkich polityków narodowo-katolickich, na przykład Antoniego Macierewicza, Anny Sobeckiej czy Jana Łopuszańskiego – dodaje Kurski.