Aleksander Kwaśniewski się zużył

Były premier Józef Oleksy chwali szefa SLD Grzegorza Napieralskiego, narzeka na problemy ze znalezieniem pracy poza polityką i opowiada o hakach, o których mówił mu Aleksander Gudzowaty

Aktualizacja: 29.08.2008 08:15 Publikacja: 29.08.2008 03:02

Aleksander Kwaśniewski się zużył

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Ostatnie sondaże wskazują, że poparcie dla SLD jest niskie, wynosi 5 – 6 proc. Czy przyczyną nie jest polityka prowadzona przez szefa partii Grzegorza Napieralskiego?

Józef Oleksy: Napieralski kieruje partią od trzech miesięcy, i to wliczając okres wakacyjny. Trzeba mu więc dać czas na rozwinięcie skrzydeł. Do samej kwestii sondaży nie przywiązywałbym nadmiernej wagi. Traktuję je jako wahanie okresowe, ale też groźne ostrzeżenie. Słabe wyniki mogą być związane z mocno nagłośnioną rzekomą koalicją SLD z PiS przy głosowaniu nad wetem prezydenckim do ustawy medialnej. W samych szeregach SLD sprawa wywołała negatywne odruchy, antypisizm stał się bowiem dla niektórych ideologią niezależną od przesłanek merytorycznych. Napieralski pokazał, że lewica nie musi się uwiarygodniać wobec PO, że nie jest powinnością SLD traktować wszelkie projekty Platformy jak swoje. Obecny szef Sojuszu sprawia zresztą wrażenie samodzielnego lidera – wyraźnie mniej zależnego od wpływów grupy, która zawsze decydowała o wszystkim na lewicy, ale nie brała za to odpowiedzialności.

Czy były prezydent Aleksander Kwaśniewski powinien podjąć kolejną próbę odbudowy lewicy i próbować się zrehabilitować za niepowodzenie koncepcji LiD?

Grzegorz Napieralski pokazał, że lewica nie musi się uwiarygodniać wobec Platformy

Czas zużywa wszystkich liderów i dotyczy to także Kwaśniewskiego. Nie jestem pewien, czy ma jeszcze power do bycia przewodnikiem lewicy. Choć jeśli nie będzie innych wariantów, niektórzy będą chcieli do niego wrócić.

Czy młodzi lewicowi politycy, tacy jak Grzegorz Napieralski i Wojciech Olejniczak, dadzą sobie sami radę z wyciągnięciem SLD z kryzysu?

Napieralski i Olejniczak to mimo młodego wieku doświadczeni i obyci politycy. Mają szansę, jeśli pokonają wzajemne animozje i nie wdadzą się w dalsze rywalizacje i intrygi w partii. Jednak najpierw musi się pojawić koncepcja strategiczna i wizja Polski za 15 – 20 lat, do której lewica będzie chciała zachęcić zwłaszcza młode pokolenie. Napieralski jako szef partii musi wyjść z pakietem konkretnych zapowiedzi, a nie tylko komentować rzeczywistość, bo to najgłośniej robi PiS. Wierzę jednak w młodość, która wyprowadzi lewicę na prostą.

Czy wierzy pan również, że Napieralski i Olejniczak zjednoczą rozdrobnioną lewicę?

Nie mają specjalnie innego wyjścia. Muszą budować szerszy front tych, którzy przyznają się do orientacji lewicowej. Zjednoczenie lewicy to także potrzeba przełamania osobistego ambicjonerstwa wielu postaci. Przecież nie różnice programowe leżą u podstaw kryzysu. Lewica będzie się ponownie liczyć, jeśli zdoła odczytać czas przyszły i prostym językiem, z dobrymi pomysłami, z wiarygodnymi twarzami przekona, że jest potrzebną ludziom alternatywą w rządzeniu Polską.

Jeśli w porę nie przełamie się wzajemnych urazów i etykiet, może się okazać, że partie lewicowe będą tak rozdrobnione, iż nie uda się wejść do parlamentu żadnemu z tych ugrupowań.

Rywalem SLD jest nie tylko Leszek Miller i jego mała partia, ale także SdPl, resztki UP, PPP, PPS, Kongres Marka Dyducha i Pawła Bożyka, a także nowa inicjatywa promowana przez Dariusza Rosatiego, który może zyskać wśród lewicowego elektoratu pewne poparcie.

A pan nie ma ochoty wrócić do polityki?

Przez 20 lat sprawowałem wiele funkcji w państwie. Cały czas mam energię i chęć, aby coś dla Polski zrobić, aby być potrzebnym i użytecznym. Mam również pewne pomysły polityczne, ale na razie nie jest jeszcze odpowiedni moment. Byłbym chyba gotów kandydować do Parlamentu Europejskiego, gdyby było zapotrzebowanie na moje kompetencje w sprawach europejskich.

Z list SLD?

Dla mnie nie tylko Sojusz może wchodzić w rachubę. Rozmów na ten temat nie prowadziłem. Jeśli nie będzie możliwy start z list partyjnych, to nic z tego nie będzie.

Chyba że wystartuję jako kandydat niezależny, jeśli to w ogóle będzie możliwe. Nie wiem, czy będzie zmiana ordynacji, co było zapowiadane. Teraz w tej sprawie panuje cisza.

Nie musi pan jednak wracać do polityki. Wydaje się, że znalazł pan miejsce w biznesie.

Współpracuję z J.W. Construction, co daje mi dużo satysfakcji. Nie byłem obsypywany dziesiątkami ofert pracy. Polska to taki dziwny kraj, gdzie osoba, która przestaje być premierem, marszałkiem Sejmu czy posłem, jest zdana wyłącznie na siebie. Dobrze, jeśli ma jakieś swoje układy – czasem dla innych podejrzane. Państwo umywa ręce. W moim przypadku było tym trudniej, że od 12 lat są na mnie ciągłe napaści. Często byłem bezradny w sytuacjach agresji niszczącej dorobek mojej pracy dla Polski. Od afery „Olina” do taśm Aleksandra Gudzowatego poprzez mafię paliwową. Do dziś nikt tego w mediach nie sprostował ani mnie nie przeprosił. To mi przeszkadza w szukaniu zajęcia. Na szczęście zawsze byłem związany ze środowiskiem akademickim.

Często osoby ustępujące z wysokich stanowisk państwowych trafiają na placówki dyplomatyczne. Pana nazwisko pojawiało się w kontekście ewentualnych nominacji ambasadorskich.

Nie dostałem jednak żadnej propozycji. Kiedyś Kwaśniewski wspomniał o takim rozwiązaniu, ale nie przybrało to żadnej konkretnej formy. W Polsce nie wykorzystuje się byłych polityków np. w misjach zagranicznych czy w misjach specjalnych, no może poza misją Tadeusza Mazowieckiego w Bośni.

„Jaką moralność posiada ten miły, sympatyczny Józio, który przyszedł do mnie z taką podłością?” – mówił niedawno „Rzeczpospolitej” Gudzowaty. Oskarżył pana, że celem rozmowy było przekonywanie go do zniszczenia syna Leszka Millera. Rzeczywiście w takim celu spotkał się pan z tym biznesmenem?

To nie było żadne specjalne spotkanie. Ot, jedno z wielu. Tyle że zaproszenie było szczególnie natarczywe. Gudzowaty prymitywnie kłamie, przypisując mi jakąś misję, której celem rzekomo miało być szkodzenie Leszkowi Millerowi i jego synowi. Z Millerem różniły mnie nieraz poglądy na temat partii i rządzenia, ale nigdy nie byłem jego wrogiem. Dobrze współpracowaliśmy w jego rządzie, a potem obaj staliśmy się ofiarami wewnętrznych intryg w partii. Nigdy nie było moim celem wyrządzenie przykrości jego rodzinie. Gudzowaty próbuje się dziś wybielić rzekomą „obroną” Millera z podłości, które wyrządził nie tylko mnie. Mój kontakt z szefem Bartimpeksu wiązał się z bezinteresowną życzliwością wobec chorego człowieka. Nie wiedziałem wówczas, że choroba nie dotyczy tylko ciała. W czasie kilku spotkań u Gudzowatego musiałem wysłuchiwać jego wulgarnych ataków m.in. na Kwaśniewskiego, Millera i całą lewicę. Chodziło zawsze o osobiste pretensje związane z jego interesami i różnymi urojeniami. Nie przywiązywałem do tego wagi i nie nagrywałem. Dziś Gudzowaty udaje lub naprawdę nie pamięta, jakie oskarżenia wobec Millera juniora sam wygłaszał. Na szczęście pamiętają to co najmniej trzy osoby. Z politowaniem patrzę więc, jak Gudzowaty usiłuje dziś dorabiać do naszego spotkania legendę, która ma być może uspokoić jego sumienie, jeśli je w ogóle posiada, bo zastąpił je chyba kult samego siebie.

Czy Gudzowaty ma haki na wiele osób?

Nie chcę w to wnikać, ale haki w tych gronach były zawsze modne. Gudzowaty odgrażał się kilkakrotnie w mojej obecności, że zdeponował jakieś materiały, które wysadzają w powietrze nie tylko Pałac Prezydencki i Kwaśniewskiego, ale także Millera i lewicę. Nigdy mi nie odpowiedział na pytanie, co takiego zawiera ten depozyt.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora p.nisztor@rp.pl

Rz: Ostatnie sondaże wskazują, że poparcie dla SLD jest niskie, wynosi 5 – 6 proc. Czy przyczyną nie jest polityka prowadzona przez szefa partii Grzegorza Napieralskiego?

Józef Oleksy: Napieralski kieruje partią od trzech miesięcy, i to wliczając okres wakacyjny. Trzeba mu więc dać czas na rozwinięcie skrzydeł. Do samej kwestii sondaży nie przywiązywałbym nadmiernej wagi. Traktuję je jako wahanie okresowe, ale też groźne ostrzeżenie. Słabe wyniki mogą być związane z mocno nagłośnioną rzekomą koalicją SLD z PiS przy głosowaniu nad wetem prezydenckim do ustawy medialnej. W samych szeregach SLD sprawa wywołała negatywne odruchy, antypisizm stał się bowiem dla niektórych ideologią niezależną od przesłanek merytorycznych. Napieralski pokazał, że lewica nie musi się uwiarygodniać wobec PO, że nie jest powinnością SLD traktować wszelkie projekty Platformy jak swoje. Obecny szef Sojuszu sprawia zresztą wrażenie samodzielnego lidera – wyraźnie mniej zależnego od wpływów grupy, która zawsze decydowała o wszystkim na lewicy, ale nie brała za to odpowiedzialności.

Pozostało 86% artykułu
Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją
Polityka
Sikorski pytany o polskich żołnierzy na Ukrainie mówi o „naszym obowiązku w NATO”
Polityka
Partia Razem zakończyła postępowanie dyscyplinarne ws. Pauliny Matysiak. Jest decyzja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Sondaż: Wyborcy PiS murem za Mateuszem Morawieckim. Rządy Donalda Tuska przekonały 3 proc. z nich