Po lewej stronie sceny politycznej zapanował niebywały tłok. Mnożą się nowe byty, które wypączkowują ze starych. Wszyscy kłócą się ze wszystkimi. I choć mówią o jednej lewicowej liście do Parlamentu Europejskiego, robią wszystko, żeby nie powstała.
Grzegorz Napieralski, szef SLD, oznajmił w sobotę, że jego partia będzie tworzyła wspólną listę lewicy do europarlamentu. Z kim? Trudno odpowiedzieć. Łatwiej wyliczyć, kto nie zostanie zaproszony do towarzystwa. Z całą pewnością na wspólnej liście kandydatów do europarlamentu nie będzie miejsca dla Partii Demokratycznej. – Żadnych liberałów – mówił twardo w sobotę Napieralski. Sojusz nie ma też żadnej oferty dla Polskiej Lewicy Leszka Millera. Choć były premier byłby tym zainteresowany.
– Jeżeli ma powstać wielki lewicowy blok, to logiczne, że w jego centrum powinien się znaleźć Sojusz jako największa organizacja – mówi Miller. Ale przyznaje, że żadnego zaproszenia do rozmów nie dostał. Napieralski uśmiecha się natomiast do Kongresu Porozumienia Lewicy skupiającego maleńkie ruchy i radykalne partyjki. Mówi o współpracy, ale żadnych konkretnych propozycji nie składa.
Sojusz chciałby też współpracować z SdPl i tu zaczynają się schody, bo Socjaldemokracja Polska jest związana z PD i nie przystanie na ofertę Sojuszu wykluczającą demokratów.
W październiku rusza też tworzona m.in. przez polityków SdPl Marka Balickiego i Dariusza Rosatiego nowa inicjatywa polityczna Centrolewica, która jednak nie chce współpracować ani z SdPl, ani z SLD. Za to chętnie weźmie z Sojuszu znane osoby – Włodzimierza Cimoszewicza i Ryszarda Kalisza, a także przyciągnie pozostającego bez przydziału byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. I oczywiście stworzy własną listę kandydatów do europarlamentu. Kłopot w tym, że tych samych polityków chciałby umieścić na swoich listach SLD.