– To było jasne, że Platforma od wyborów dąży do integracji. Ale nikt nie sądził, że wydarzy się to w taki sposób – mówi nam jeden z polityków partii.
Wewnętrzna krytyka
Nowoczesna straciła swój klub w Sejmie (ma 14 posłów) i ma w najbliższy weekend podjąć decyzje co do przyszłości. Opcji nie jest wiele. Ale również w Platformie można spotkać się z opiniami, że sposób, w jaki doszło do przejęcia, był ryzykowny dla wizerunku partii, przynajmniej na krótką metę. Jeszcze kilka tygodni temu nawet nasi rozmówcy z PO spodziewali się, że do zjednoczenia dojdzie na wiosnę, w ramach nowego impulsu w kampanii do Parlamentu Europejskiego. Stało się jednak inaczej, a kluczowe miały być ambicje posłów Nowoczesnej. – Niektórzy uznali, że ich osobiste ambicje są ważniejsze niż cała partia – mówi nam rozgoryczony polityk Nowoczesnej, który pozostał w kole poselskim.
W samej Nowoczesnej główne ostrze krytyki skierowane jest przede wszystkim wobec Kamili Gasiuk-Pihowicz. Z naszych informacji wynika, że zwłaszcza „w terenie" (po wyborach Nowoczesna ma kilkuset radnych na różnych szczeblach, w tym 30 w sejmikach) zawrzało po tym, jak Gasiuk-Pihowicz najpierw zgłosiła wniosek o połączenie klubów, a później przeszła z grupą posłów do Platformy. Klub PO zmienił nazwę na PO-Koalicja Obywatelska, by to przejście umożliwić. – Oferta dla innych posłów jest nadal na stole – twierdzi nasz rozmówca.
W czwartek w Sejmie można było usłyszeć, że za fiasko pomysłu reintegracji odpowiadają Katarzyna Lubnauer i sekretarz generalny partii Adam Szłapka, którzy mieli sprzeciwiać się połączeniu klubów i partii oraz dążyć do samodzielnego startu Nowoczesnej w przyszłorocznych wyborach do PE i Sejmu. Tak sugerowała też w TOK FM Kamila Gasiuk-Pihowicz.