Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.
Tak – po sienkiewiczowsku – można spuentować spór premiera Donalda Tuska i jego ministrów z prezydentem Lechem Kaczyńskim, dotyczący wyjazdu polskiej delegacji do Brukseli.
Dwie najważniejsze sprawy do ustalenia, to czy prezydent może lecieć wraz z członkami rządu na szczyt, i czy to on ma przewodniczyć polskiej delegacji.
Do tego odnosi się traktat z Maastricht z 1992 roku. Jego art. 4 określa, że w skład Rady Europejskiej wchodzą szefowie państwa lub rządów państw członkowskich i przewodniczący Komisji Europejskiej. Traktat pozwala więc, aby zarówno prezydent, jak i premier w polskiej delegacji uczestniczyli.
– Unia Europejska pozostawia tutaj swobodę państwom członkowskim, ani prezydenta, ani premiera z góry nie wyznacza, ani nie eliminuje – mówi Genowefa Grabowska, europoseł i konstytucjonalista z Uniwersytetu Śląskiego.