Nie ma przeszkód, by obaj politycy byli w Brukseli

Za politykę zagraniczną odpowiada rząd. Nie można jednak zapominać, że to prezydent jest głową państwa – pisze reporter „Rz”

Publikacja: 14.10.2008 05:03

Nie ma przeszkód, by obaj politycy byli w Brukseli

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch

Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.

Tak – po sienkiewiczowsku – można spuentować spór premiera Donalda Tuska i jego ministrów z prezydentem Lechem Kaczyńskim, dotyczący wyjazdu polskiej delegacji do Brukseli.

Dwie najważniejsze sprawy do ustalenia, to czy prezydent może lecieć wraz z członkami rządu na szczyt, i czy to on ma przewodniczyć polskiej delegacji.

Do tego odnosi się traktat z Maastricht z 1992 roku. Jego art. 4 określa, że w skład Rady Europejskiej wchodzą szefowie państwa lub rządów państw członkowskich i przewodniczący Komisji Europejskiej. Traktat pozwala więc, aby zarówno prezydent, jak i premier w polskiej delegacji uczestniczyli.

– Unia Europejska pozostawia tutaj swobodę państwom członkowskim, ani prezydenta, ani premiera z góry nie wyznacza, ani nie eliminuje – mówi Genowefa Grabowska, europoseł i konstytucjonalista z Uniwersytetu Śląskiego.

Okazuje się, że przepisy polskiej konstytucji z 1997 roku też są w miarę jasne. – Tylko nie przewidują istnienia innych poglądów na politykę zagraniczną między prezydentem a premierem – dodaje Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Art. 126 konstytucji to prezydenta czyni najwyższym przedstawicielem Polski i gwarantem ciągłości władzy państwowej. Prezydent ma m.in. czuwać nad przestrzeganiem konstytucji, w tym jej art. 146, który stanowi, że „politykę wewnętrzną i zagraniczną Rzeczpospolitej Polskiej prowadzi Rada Ministrów”. Szefem delegacji na szczyt UE powinien być prezydent – to on jest zgodnie z konstytucją głową państwa, tak też wynika z tradycji i zasad dyplomacji.

Musi jednak pamiętać, że przysięgał strzec ustawy zasadniczej, zgodnie z którą to rząd odpowiada za politykę zagraniczną.

Jakie są wnioski z tych przepisów?

Po pierwsze – polska delegacja powinna zabrać prezydenta, jeśli on chce tam jechać. Po drugie – decydujący głos na brukselskich obradach Rady Europejskiej należy do premiera.

Nie ma więc przeszkód, aby obaj politycy byli na szczycie.

Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma.

Tak – po sienkiewiczowsku – można spuentować spór premiera Donalda Tuska i jego ministrów z prezydentem Lechem Kaczyńskim, dotyczący wyjazdu polskiej delegacji do Brukseli.

Pozostało 89% artykułu
Polityka
Ukraina łączy Tuska i Macrona
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Sejmowa partia zmieniła nazwę. „Czas na powrót do korzeni”
Polityka
Stanisław Tyszka: Obecny rząd to polityka pełnej kontynuacji i teatr wojny
Polityka
Polscy żołnierze na Ukrainie? Jednoznaczna deklaracja Radosława Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Nie będzie kredytu 0 proc. Chaos w polityce mieszkaniowej się pogłębia