Grzegorz Schetyna i inni marszałkowie Sejmu

Czy chwalony za świetną organizację i dobre kontakty z opozycją Grzegorz Schetyna trafi na margines polityki? Taki był los wielu poprzedników

Aktualizacja: 19.04.2011 04:31 Publikacja: 18.04.2011 21:34

Grzegorz Schetyna (PO) jest marszałkiem Sejmu od lipca 2010 r. Wcześniej budził powszechny strach wś

Grzegorz Schetyna (PO) jest marszałkiem Sejmu od lipca 2010 r. Wcześniej budził powszechny strach wśród działaczy PO

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

Bardzo dziękuję. Dziękuję, dziękuję – te słowa wypowiada po wielekroć Grzegorz Schetyna, gdy prowadzi obrady Sejmu. Posłów PO owo dziękowanie wprawia w świetny nastrój. – Grzegorz po raz pierwszy w życiu musi dziękować – mówią z nieskrywaną satysfakcją.

Niby nic wielkiego. Przecież "dziękuję, bardzo dziękuję" to tradycyjna fraza tych, którzy przewodniczą sejmowemu posiedzeniu. Ale w odniesieniu do Schetyny uśmiech wśród partyjnych kolegów jest jak najbardziej zrozumiały.

Przez lata sekretarz generalny PO, który zyskał przydomek Grzegorz "Zniszczę Cię" Schetyna, grał rolę złego policjanta w partii. Wpuszczał na listy do parlamentu albo nie. Wprowadzał zamordyzm. Tym dobrym jawił się Donald Tusk, choć wtedy wszystko robili w pełnym porozumieniu.

W 40. urodziny Schetyna, którego bali się działacze i pracownicy, zadeklarował w gronie zaproszonych gości: "już nigdy nie będę na nikogo krzyczał". Było to jednak dawno, dawno temu – w 2003 r. Rok później doprowadził razem z Tuskiem do eksportu do Parlamentu Europejskiego Pawła Piskorskiego i zastąpił go na stanowisku sekretarza generalnego PO. Ale słowa nie dotrzymał.

Emocje, jakie wzbudzał u podwładnych, widoczne były już na początku lat 90. Wtedy Schetyna był szefem rady nadzorczej Radia Eska. Oto scenka z tamtego czasu według relacji "Gazety Wyborczej": Gdy wchodzi do budynku, następuje mobilizacja. Ludzie uciekają z palarni i toalet, rzucają kubki z kawą do kosza i pędzą na stanowiska pracy, chwytają za słuchawki telefonów. Schetyna zarządza strachem. Krzyczy i grozi. Ci najbardziej przestraszeni nienawidzą go najbardziej.

A oto scenka z okresu, gdy był wicepremierem. Schetyna podchodzi do kolegi z Klubu PO i pyta, przyglądając mu się uważnie: "Naprawdę mnie się nie boisz?". Wcześniej w "Rz" ukazał się artykuł, w którym poseł odważył się przyznać, że nie boi się sekretarza generalnego.

Taki żarcik

A jaki Schetyna jest dziś jako marszałek Sejmu? Zazwyczaj przyjazny dla opozycji, gotów nawet pomagać jej, jak w przypadku PJN, w zakładaniu klubu.

Świetnie zorganizowany. Posiedzenia prezydium trwają zwykle najwyżej kwadrans. Niewiele dłużej posiedzenia Konwentu Seniorów. I są okraszane sytuacyjnym dowcipem, w którym marszałek celuje.

Podczas obrad konwentu stara się łagodzić spór między PJN i PiS, pytając: – Co na to

przedstawiciel bratniej partii?

Ostatnio zaproponował wielkanocne "jajeczko" Prezydium Sejmu z dziennikarzami. Wicemarszałek Marek Kuchciński z PiS spytał: – Czy to rzeczywiście obowiązkowe, konieczne?

 

 

Schetyna spokojnie: – To powiem dziennikarzom, że ty nie chcesz się z nimi spotkać.

Efekt? Oczywiście Kuchciński pomysł zaakceptował.

Schetyna jest 12. marszałkiem po 1989 r. Kariera jego poprzedników – z wyjątkiem obecnego prezydenta Bronisława Komorowskiego – po odejściu z tej funkcji traciła impet. Marszałkowanie było dla nich raczej polityczną zapadnią niż trampoliną.

Jeden szczęściarz

Mikołaj Kozakiewicz, marszałek Sejmu kontraktowego, w następnych wyborach już nie startował. Zrezygnował ze starań o  reelekcję po konflikcie z szefem PSL Waldemarem Pawlakiem.

Wiesław Chrzanowski kilka miesięcy "po" utracił szefostwo ZChN, które zakładał.

Józef Oleksy z fotela marszałka przeniósł się co prawda na fotel premiera. Ale premierostwo utracił w dramatycznych okolicznościach, oskarżany o agenturalność. Gdy został po raz drugi marszałkiem, wrócił jego problem lustracyjny i Oleksego (który od tego czasu jest na obrzeżach SLD) odwołano.

Zastąpił go Włodzimierz Cimoszewicz. Jeszcze jako marszałek nagle zrezygnował z kandydowania na prezydenta. Powód? Anna Jarucka, która oskarżyła go m.in. o fałszowanie oświadczenia majątkowego. Jak się potem okazało, bezzasadnie.

Politycznej kariery nie zrobili też ani Józef Zych, choć był wymieniany jako potencjalny czarny koń PSL w wyborach prezydenckich w 1995 r., ani Maciej Płażyński. Ten ostatni jeszcze jako marszałek stał się współzałożycielem Platformy i jej pierwszym szefem. Ale szybko z PO odszedł i znalazł się właściwie na politycznym marginesie.

Także Marek Borowski, będąc marszałkiem, próbował dokonać rozłamu w swoim zapleczu politycznym, czyli SLD. Założył Socjaldemokrację Polską, zrezygnował z marszałkowania. SdPl praktycznie nie istnieje, a Borowski, choć nikt nie odmawia mu kompetencji, ma minimalne szanse znaleźć się znów w parlamencie. Jeśli już, to jako senator.

Marek Jurek złożył dymisję ze stanowiska marszałka, gdy zdecydował się wziąć rozwód z PiS. Powód był ideologiczny. Nie znalazł w partii sojusznika w konstytucyjnej obronie życia poczętego. Dziś nie ma go w Sejmie. Z kolei Ludwik Dorn niedługo po tym, jak przestał być marszałkiem, popadł w konflikt z prezesem PiS i został wyrzucony z partii.

Tylko dla Bronisława Komorowskiego marszałkowanie stało się trampoliną. Ale to wyjątek potwierdzający regułę. Bo, jak mówią znajomi prezydenta, "Bronek to dziecko szczęścia".

Rola króla

W czym tkwi przyczyna kiepskiego politycznego losu byłych marszałków? Przecież to bardzo reprezentacyjna funkcja, druga osoba w państwie, a tę rangę – przed premierem – uwzględnia też protokół dyplomatyczny. Co ładnie wygląda na zdjęciach z ceremonii. Dodaje splendoru.

Najbliższa wyjaśnieniu tej zagadki jest była posłanka PO i PiS Zyta Gilowska: – Marszałkowanie to pokusa. Gotowa rola, która usypia. Wszystko jest przygotowane do odgrywania roli króla.

Ale co w tym złego? – Taka sytuacja wbija w pychę. Mało kto ma charakter, by z tą pokusą sobie poradzić – uważa Gilowska.

Własną rolę przecenili, gdy byli marszałkami, choćby Borowski i Jurek. Borowski uwierzył, że stworzy nową, prawdziwą i czystą lewicę. Jurka koledzy z PiS prosili, by nie składał rezygnacji. Wspomina poseł Zbigniew Girzyński: – To było w dniu jego imienin, prosiliśmy w kilkanaście osób, by tego nie robił. Że jak odejdzie, to będzie na zasadzie "umarł król, niech żyje król". Nie posłuchał nas. Zgubiła go wiara w to, że jest tak ważny i wielki.

Zdaniem Girzyńskiego marszałkowie "zakochują się sami w sobie, z wzajemnością".

Dotąd marszałkowie zachowywali się trochę, jakby byli na koturnach. Według relacji posłów na najwyższych stał Komorowski. Opowiadają, że pouczał opozycję, a podczas obrad prezydium i Konwentu Seniorów przyjmował belferski styl. A Schetyna? Jest zupełnie inny. – To dwa światy, jego współpracownicy, najbliższe otoczenie jest zupełnie inne, to młodzi, profesjonalni ludzie – uważa wicemarszałek z PSL Stanisław Żelichowski. – Gdy wchodzimy do jego gabinetu, zrywa się z fotela, z każdym się wita. I robi to spontanicznie. W sprawach organizacyjnych zachowuje się tak precyzyjnie, jakby miał matematyczne wykształcenie.

Nachwalić się Schetyny nie może także wicemarszałek Jerzy Wenderlich z SLD: – Nie stawia spraw na ostrzu noża. Nie wszczyna awantur. Nigdy nie mówi "nie zgadzam się, bo się nie zgadzam". Szuka porozumienia.

Ale dodaje: – Widać, że jest reprezentantem PO, ale po każdym marszałku widać było jego partyjną przynależność.

– W ważnych sprawach dla PO, np. podczas dyskusji o OFE, nie ustępuje – podkreśla Leszek Aleksandrzak z SLD, który często uczestniczy w obradach Konwentu Seniorów.

Pragmatyczny do bólu

Rzeczywiście Schetyna szybko wszedł w nową rolę. Nie zdobył sobie na wstępie, jak śp. Maciej Płażyński, przydomka Przerwa. Często radzi się ekspertów od sejmowego regulaminu.

– Panuje nad salą, ale to żadne zaskoczenie, bo charakter do panowania ma – mówi Stanisław Huskowski, poseł PO z Dolnego Śląska, macierzystego regionu Schetyny.

Jest pragmatyczny aż do bólu. Bardzo elastyczny w podejściu do odwiecznego dylematu: w jakim stopniu być partyjnym marszałkiem, a w jakim marszałkiem wszystkich posłów. Pracuje na dobre kontakty z opozycją. Wyjmuje projekty ustaw opozycyjnych klubów ze sławnej zamrażarki, jaką miał Komorowski. Szefową PJN Joannę Kluzik-Rostkowską traktuje z atencją. To częściowo efekt starej znajomości z czasów Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Ale także pragmatyzm polityczny. Koncesjonowana opozycja, w przyszłości może koalicjant? Warto trochę zainwestować w taki scenariusz.

Można też wykazać się dobrą wolą w stosunku do SLD, a nawet PiS. Podatek bankowy, który proponują obie partie? Proszę bardzo, Schetyna zapala zielone światło dla prac nad ustawą, choć w rządzie ten projekt nie budzi entuzjazmu. A że na razie nic z tego nie wynika? To już inna historia.

Wicemarszałek Stefan Niesiołowski (PO) uważa, że Schetyna jest zbyt przyjazny wobec opozycji. – Chcieli w Sejmie projekcji filmu "Mgła" o katastrofie smoleńskiej, to marszałek się zgodził. Chcieli konferencji zwolenników aborcji, też wydał zgodę – wymienia. – Ale to może dlatego, że chce być marszałkiem całego Sejmu.

Mariusz Błaszczak, szef Klubu PiS, przypomina sytuację z tradycyjną pielgrzymką posłów w Dzień Matki Boskiej Gromnicznej 2 lutego na Jasną Górę. Marszałek wyznaczył na ten dzień głosowania, choć był uprzedzany o wyjazdowych planach części posłów. Po protestach zgodził się przesunąć głosowania. Ale sprawa przedostała się do opinii publicznej.

– To był klasyczny przykład napuszczania jednych na drugich – ocenia Błaszczak. Według niego Schetyna doprowadził do tego, że część opinii publicznej uważała, że za cudze pieniądze posłowie jadą na wycieczkę, a część, że marszałek skrajnie utrudnia im praktyki religijne.

"Zawiozę do domu"

Błaszczak opowiada o tym, jak marszałek wpadł w irytację: – Spytałem, co z ujawnieniem jego billingów w sprawie afery hazardowej, o co występowała posłanka Beata Kempa. Odparł zdenerwowany: "Zawiozę te  billingi pani Kempie do domu".

Było to wiele miesięcy temu. – Żadnych billingów mi nie przywiózł. Ani do domu, ani gdziekolwiek indziej – mówi Kempa.

Gdy Schetyna po wyrzuceniu z rządu był szefem Klubu PO, jego głównym zadaniem miało być niedopuszczenie do tego, by afera hazardowa rzeczywiście stała się aferą. To mu się udało.

Krzysztof Janik z SLD uważa, że Schetyna wszystko, co robi, traktuje w kategoriach konieczności budowania swojej pozycji politycznej.

Ludwik Dorn, którego losy na  pewnym etapie są niemal bliźniaczo podobne do losów Schetyny (też był wyrzuconym wicepremierem i marszałkiem skonfliktowanym z liderem własnej partii), mówi: – Politycznego żywotu mu nie wróżę.

Bardzo dziękuję. Dziękuję, dziękuję – te słowa wypowiada po wielekroć Grzegorz Schetyna, gdy prowadzi obrady Sejmu. Posłów PO owo dziękowanie wprawia w świetny nastrój. – Grzegorz po raz pierwszy w życiu musi dziękować – mówią z nieskrywaną satysfakcją.

Niby nic wielkiego. Przecież "dziękuję, bardzo dziękuję" to tradycyjna fraza tych, którzy przewodniczą sejmowemu posiedzeniu. Ale w odniesieniu do Schetyny uśmiech wśród partyjnych kolegów jest jak najbardziej zrozumiały.

Pozostało 95% artykułu
Polityka
Hołownia: Polskie zaangażowanie na Ukrainie tylko pod parasolem NATO
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Wybory prezydenckie. Sondaż: Kandydat Konfederacji goni czołówkę, Hołownia poza podium
Polityka
Prof. Rafał Chwedoruk: Na konflikcie o TVN i Polsat najbardziej zyska prawica
Polityka
Pablo Morales nie zaszkodził PO. PKW nie zakwestionowała wydatków na rzecz internauty
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Polityka
Były szef RARS ma jednak szansę na list żelazny. Sąd podważa sprzeciw prokuratora