– To odpowiedź na pilne postulaty, które tak licznie zgłaszacie – zwrócił się do protestujących od trzech tygodni Algierczyków, zapowiadając, że nie będzie starał się o piątą kadencję prezydencką.
Oświadczenie Butefliki odczytał lektor w telewizji. Sam prezydent ostatni raz osobiście przemawiał pięć lat temu, po wygraniu kolejnych wyborów, w których głosowało na niego ponad 81 proc. wyborców.
Rok wcześniej prezydent doznał ciężkiego zawału, który przykuł go do wózka inwalidzkiego. Przestał się pojawiać publicznie (w 2014 nawet nie prowadził kampanii wyborczej), większość czasu spędzał w szwajcarskich klinikach medycznych. – A co będzie, jak on umrze w trakcie kolejnej kadencji? Przecież to będzie oznaczało destabilizację – mówili dziennikarzom manifestanci w Algierze.
Demonstracje zaczęły się 22 lutego, po opublikowaniu prezydenckiego dekretu wyznaczającego wybory na 18 kwietnia. Protesty nabrały rozpędu, gdy 3 marca 82-letni Buteflika został zarejestrowany jako kandydat, a przebywał w tym czasie w klinice w Szwajcarii. – Rządząca partia zaoferowała nam prawie martwego kandydata – powiedział znany algierski dziennikarz i pisarz Kamel Daoud. Żachnęli się nawet imamowie, którym kazano wspierać publicznie władze. Ostatnim gwoździem do trumny okazał się jednak strajk tysiąca sędziów, którzy odmówili w niedzielę udziału w liczeniu głosów wyborczych (w Algierii to oni tworzą komisje wyborcze).
Jednak siłą napędową manifestacji była młodzież – 30 proc. Algierczyków poniżej 30. roku życia jest bezrobotnych. – Starsi ukradli młodym władzę i przyszłość – tłumaczył Daoud. W kraju od 1963 roku rządzi partia FLN. – Obecny reżim składa się z wielu warstw i kręgów: partyjni aparatczycy FLN, państwowa biurokracja, przywódcy polityczni, dowódcy wojska, no i oligarchowie – wyjaśniała Dalina Ghanem Yazbeck z Carnegie, kto rządzi obecnie krajem.