Reklama

Polityczna moda na najmłodszych

Los dzieci wdarł się na salony władzy. Na razie jest bardziej pałką do okładania przeciwnika, niż poważną debatą.

Aktualizacja: 10.03.2013 10:10 Publikacja: 10.03.2013 10:00

Chociaż w Polsce polityka rodzinna i sytuacja materialna maluchów pozostawia wiele do życzenia, zupełnie nie potrafimy o tym problemie rozmawiać.

Debata publiczna na temat polityki rodzinnej i poprawy sytuacji dzieci w Polsce sprowadziła się do kłótni między politykami o to, która partia jest winna śmierci 2,5-letniej Dominiki, do której nie przyjechało pogotowie, co mają jeść głodne dzieci i czy ludzie żyjący w związkach partnerskich są rodziną czy nie.

– Ton i sposób prowadzenia tej dyskusji jest obrzydliwy. Dziecko jest tylko mięsem armatnim w bitwie między politykami, a nie osobą, nad której losem powinniśmy się zastanawiać – mówi prof. Wiesław Godzic, medioznawca SWPS. – Pomimo zmieniających się realiów wciąż zastanawiamy się, czy Janko Muzykant miał talent, a nie obchodzi nas, czy ma jedzenie i buty na zimę – dodaje.

W lutym odbyły się dwie publiczne debaty, na które zaproszono rodziców i ekspertów razem z dziećmi. Pierwsza z nich to kolejna debata Prawa i Sprawiedliwości na temat sytuacji demograficznej, drugą – o dwulatkach w żłobkach i przedszkolach – zorganizował prezydent. W obu przypadkach zaproszone dzieci mogły brać udział w spotkaniu, przysłuchując się rozmówcom z rodzicielskich kolan. W ten sposób organizatorzy chcieli pokazać, jak ważne jest dla nich dziecko. – Nie dajmy się jednak zwieść pozorom, tu wcale nie chodziło o dzieci. Maluchy zostały potraktowane instrumentalnie. Dzieci wywołują silne emocje i doskonale sprawdzają się w roli ozdoby. Takie potraktowanie małego człowieka bardzo mi się nie podoba – mówi prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny.

Podobnego zdania jest prof. Mariusz Jędrzejko, pedagog z Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej. – Dla dzieci naturalnym miejscem jest piaskownica, a nie polityczna mównica. Zabierając dzieci na taką debatę, robimy im krzywdę – tłumaczy ekspert.

Reklama
Reklama

Politykom jednak trudno zrezygnować z pokazywania się z dziećmi, bo to dla nich szansa na zdobycie dodatkowych punktów poparcia. – Moda na pokazywanie się polityków z dziećmi przyszła do nas z Zachodu. Dostrzeżono, że polityk w otoczeniu wianuszka dzieci zyskuje bardziej ludzką twarz i przychylność wyborców – mówi Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem w Polsce brak chociażby małego zwrotu w kierunku rodziny automatycznie oznacza przegraną w wyborach. Tak jak to było w 2005 r., kiedy „liberalna" wizja Polski Donalda Tuska przegrała z „solidarną" Jarosława Kaczyńskiego.

Jednak do tej pory było to zazwyczaj pokazywanie się w towarzystwie własnego potomstwa. Po ostatniej kampanii wyborczej, kiedy Grzegorz Napieralski zbyt chętnie pokazywał się z córkami, zarzucono mu, że wykorzystuje dzieci w kampanii wyborczej. To nie spodobało się Polakom.

– Dlatego od tamtej pory politycy starają się ważyć, jaką część swojego życia prywatnego upublicznić – wyjaśnia Chwedoruk. Zdaniem ekspertów prawdziwym nieszczęściem debaty publicznej z udziałem dzieci jest to, w jaki sposób się o nich mówi. – Dyskusje są miałkie, powierzchowne, bez konkretnych argumentów. W zasadzie o niczym – ocenia Piotr Broda-Wysocki z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych. – Rozmawiajmy o dzieciach, ale róbmy to po coś. Niech celem debaty będzie poprawa losu najmłodszych – dodaje.

Ostatni tydzień debatę publiczną zdominowało rozważanie o śmierci małej dziewczynki, do której nie chciało przyjechać pogotowie. Na ten temat w niedzielnym programie „7. dzień tygodnia" wybuchła prawdziwa awantura.Adam Hofman (PiS) zarzucił Jackowi Protasiewiczowi (PO), że śmierć dziecka to skutek złej polityki zdrowotnej pod rządami PO. – W Polsce umierają dzieciaki, wstydziłby się pan przychodzić tu do studia. Ma pan dzieci? Pana dzieci leczą się w Brukseli? A tu, w Polsce, dzieciaki umierają – zarzucał Hoffman.

Maluchy są traktowane instrumentalnie, bo wywołują silne emocje

Zdaniem prof. Jędrzejki takie zachowanie to cyniczna gra na uczuciach ludzi i wykorzystanie śmierci małego dziecka do prowadzenia swojej gry politycznej. – Zastanawiam się czasem, czy któryś z nich wziął pod uwagę to, co czują rodzice tego dziecka, kiedy przez kilka dni z rzędu politycy różnych ugrupowań wykorzystują ich nieszczęście do swoich celów – mówi Jędrzejko.

Reklama
Reklama

Negatywnym echem odbiła się także wypowiedź posła PO Stefana Niesiołowskiego na temat głodnych dzieci. Kilka dni temu fundacja Maciuś opublikowała raport, z którego wynika, że aż 800 tys. dzieci w Polsce jest niedożywionych. W odpowiedzi na te badania poseł PO orzekł, że jeśli dzieci są głodne, to powinny jeść rosnący powszechnie szczaw. – Moim zdaniem dane o niedożywionych dzieciach są zawyżone, ale nie wolno o tym mówić takim językiem jak poseł Niesiołowski – mówi prof. Janusz Czapiński. Oburza się także Piotr Broda-Wysocki: – Skala ubóstwa w Polsce jest ogromna. Problem z głodem naprawdę istnieje, chociaż może w nieco mniejszej skali. Kpienie z dzieci, które są głodne, jest poniżej poziomu – ocenia ekspert.

Wypowiedź Niesiołowskiego jest słaba nie tylko z ludzkiego punktu widzenia, ale także politycznego. – To był wyjątkowo celny strzał w stopę. Czasami warto patrzeć na takie zachowania, a nie wystudiowane marketingowo pozy polityków. Po takich wypowiedziach jak ta o szczawiu dla dzieci lepiej poznamy tego, kto potem reprezentuje nas w Sejmie – ocenia Chwedoruk.

Zdaniem ekspertów ta dyskusja, która obecnie przetacza się przez media, dla dzieci nie ma żadnego znaczenia. – Nie wierzę, że na skutek kinderbalu w Pałacu Prezydenckim Bronisław Komorowski zacznie budować piaskownice, a kontrola w szpitalu, który nie udzielił pomocy dziecku, spowoduje, że cała służba zdrowia zacznie funkcjonować lepiej – mówi prof. Jędrzejko.

Nie będzie też większych zmian w polityce prorodzinnej, bo jak dotąd nikt nie przedstawił żadnego spójnego systemu opieki nad dziećmi oraz ich wczesnej edukacji.

– Z jednej strony dobrze, że ta debata się toczy, ale niech się wreszcie zaczną pojawiać jakieś konkretne pomysły. Tak, żeby potem można było usiąść w zaciszu gabinetów i stworzyć najlepszy system opieki dla dzieci, na jaki nas tylko stać – mówi prof. Godzic.

– Niestety, my zamiast cichej pracy wolimy głośne fanfary w mediach. A nie wszystko da się w ten sposób załatwić – podsumowuje.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Była kandydatka na prezydenta chce do Sejmu. Sąd zarejestrował partię Joanny Senyszyn
Polityka
Szczyt Wschodniej Flanki. Przyjęta deklaracja wskazuje Rosję jako największe zagrożenie
Polityka
Konflikt w PiS. Politycy partii reagują na atak Jacka Kurskiego
Polityka
Tomasz Trela: Włodzimierzowi Czarzastemu należy się szacunek od Adriana Zandberga
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama