Pięć minut sławy w Internecie

Politycy, którzy odchodzą ze swoich formacji, cieszą się dużym zainteresowaniem internautów. Ale tylko przez chwilę.

Aktualizacja: 08.09.2013 11:12 Publikacja: 07.09.2013 02:36

Pięć minut sławy w Internecie

Foto: ROL

– Czas cierpliwości Platformy się kończy, w przyszłym tygodniu podejmę decyzję w sprawie Gowina – mówił Donald Tusk podczas wtorkowej rozmowy w TVP. Prawdopodobnie oznacza to, że premier postanowił pozbyć się z partii niedawnego konkurenta.

Czy dla Gowina to dobrze czy źle, to zależy od jego kalkulacji politycznych. Jedno jest pewne: jeżeli lider konserwatystów zostanie wykluczony, to przez kilka dni będzie gwiazdą Internetu, bo zainteresowanie jego osobą może wzrosnąć nawet dziesięciokrotnie. To dobra wiadomość. Zła to taka, że ciekawość internautów szybko zgaśnie i po co najwyżej pięciu dniach popularność Gowina spadnie do czasu sprzed wykluczenia z PO.

Dokładnie tak było w przypadku Ryszarda Kalisza, wyrzuconego z SLD, czy Przemysława Wiplera, który sam odszedł z PiS. Obaj politycy byli przez kilka dni gwiazdami Internetu, po czym zostali strąceni z piedestału przez inne wydarzenia.

Kilkudniowe gwiazdy

Zainteresowanie internautów politykami można bez trudu prześledzić w wyszukiwarce Google. Ryszard Kalisz, przez lata najpopularniejszy polityk SLD, pierwszy gwałtowny wzrost zainteresowania swoją osobą zaliczył na początku marca tego roku, gdy macierzysta partia zawiesiła go w prawach członka za zaangażowanie się w nową inicjatywę polityczną, Europę Plus Aleksandra Kwaśniewskiego.

Później zainteresowanie spadło, ale ponownie wzrosło, gdy Sojusz na początku kwietnia wykluczył go ze swoich szeregów. Szczyt wyszukiwania informacji o Kaliszu przypadł na dni od 7 kwietnia 2013 roku, gdy Sojusz podjął decyzję o wyrzuceniu Kalisza z partii, do 13 kwietnia 2013. Od tego dnia internauci coraz mniej się nim interesowali. Teraz jego nazwisko jest wyszukiwane w sieci 10 razy rzadziej niż w okresie największego zainteresowania.

Ale i tak dużo częściej niż Przemysława Wiplera, polityka mało znanego, który zaistniał tylko na początku czerwca, a więc w ciągu paru dni, kiedy porzucił partię Jarosława Kaczyńskiego, zarzucając jej nadmierny socjalizm. Dziś zainteresowanie młodym warszawskim posłem, który chce krzewić w polityce wartości republikańskie, jest znikome.

– Młodsi politycy doceniają zainteresowanie internautów – mówi Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego, a zarazem szef kwartalnika „Nowe media". – Sam widziałem, jak siedzieli z laptopami w restauracji sejmowej i porównywali, kto ile razy był wyszukiwany – dodaje.

Według Mistewicza gwałtowne wzrosty i równie gwałtowne spadki zainteresowania konkretną osobą to w Internecie normalna sprawa. Jego zdaniem politycy, którzy rozumieją to medium i potrafią się nim posługiwać do budowy własnej popularności, dbają o generowanie wydarzeń, które podsycają zainteresowanie ich osobą. – Na popularność w Internecie trzeba pracować nieustannie – zaznacza.

Bomby z Google

Zdaniem Mistewicza polityk, który chce brylować w Internecie, musi panować nad wyszukiwarką Google, żeby jak najczęściej znajdować się na jej pierwszej stronie, i potrafić obronić się przed Google bomb, czyli atakiem internautów, zwykle konkurentów politycznych, którzy kojarzą nazwisko danego polityka z informacjami typu „kłamca" czy „złodziej". W ten sposób nazwisko polityka jest kojarzone z negatywnym określeniem.

– U nas takie ataki są jeszcze rzadkie – mówi Mistewicz. – Ale doszło do nich podczas ostatnich wyborów we Francji i podejrzewam, że nasze wybory parlamentarne w 2015 roku nie będą wolne od Google bomb. Ale Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, nie jest przekonany, czy popularność w Internecie rzeczywiście coś daje politykom.

– Internet to niewdzięczne medium, bo łaska internautów na pstrym koniu jeździ – mówi politolog. – Polityk, który postawi tylko na ten kanał komunikacji, prędzej czy później poniesie klęskę, bo stałe podtrzymywanie zainteresowania swoją osobą jest trudne.

Według Jabłońskiego Kalisz nieźle sobie radzi z podsycaniem zainteresowania, bo pracował na popularność latami i poza Internetem jest obecny w mediach elektronicznych i papierowych. Dlatego mimo spadku zainteresowania jego osobą nadal jego nazwisko pojawia się w wyszukiwarce Google.

– Jeżeli tylko ktoś go nie namówi na pisanie bloga, to da sobie radę – śmieje się Jabłoński.

Za to Wipler – zdaniem politologa – wpadł w informacyjną czarną dziurę. – Odciął się od największej partii opozycyjnej, która miała zapewnioną obecność w telewizji, a w Internecie nie zdołał zaistnieć. Czekają go ogromne kłopoty – prorokuje Jabłoński.

Królowie sezonu ogórkowego

Wojciech Jabłoński jest zdania, że status polityka, który jest stale obecny w Internecie, obniża się, bo przestaje on być postacią wyjątkową.

– Skoro każdy może być w Internecie, to polityk, który tam się prezentuje, staje się jednym z wielu internautów i tak jest traktowany – zaznacza Jabłoński.

Zjawisko to dotyka członków rządu i znanych polityków-blogerów, takich jak Marek Migalski, europoseł PJN. Politolog przypomina, że był on jednym z najbardziej znanych blogerów. Internauci na początku czytali jego wpisy z zainteresowaniem i chętnie je komentowali, a skończyło się na wzajemnej nienawiści i zamknięciu bloga z komentarzem, że w Internecie za dużo jest hołoty.

Marek Migalski w rozmowie z „Rz" twierdzi jednak, że wcale nie rozczarował się do Internetu jako środka komunikacji z wyborcami.

– Przestałem wierzyć w ideę bloga jako miejsca do dyskusji, bo okazało się, że 90 proc. komentarzy to są wpisy nienawistne, a nie rzeczowe uwagi – mówi Migalski. – Udawanie, że z internautami można prowadzić dialog, nie ma sensu. Ale nadal piszę bloga, tylko zablokowałem możliwość umieszczania komentarzy. Jestem też aktywny na Twitterze, który jeszcze rok temu był elitarny, ale teraz negatywne zjawiska z blogów przenoszą się powoli i tutaj, dlatego coraz częściej jestem zmuszony kogoś zbanować, czyli uniemożliwić mu komentowanie moich wpisów.

Migalski podobnie jak Wipler, Kalisz i prawdopodobnie niebawem Gowin z hukiem opuścił macierzystą partię, czyli PiS. Było to trzy lata temu, europoseł dawno więc już przeżył swój nagły wzlot i równie szybki spadek. Jest jednak pewien, że opanował zdolność utrzymywania zainteresowania wokół swojej osoby.

– Trzeba cały czas łowić wyborców, rozpychać się łokciami, przerysowywać swoje poglądy i krzyczeć, choć krzyk jest źle odbierany – mówi. – Niedawno przez jeden z portali zostałem obwołany królem sezonu ogórkowego. Dla polityka, którego partia ma 2 proc. poparcia, to nie jest obelga.

– Czas cierpliwości Platformy się kończy, w przyszłym tygodniu podejmę decyzję w sprawie Gowina – mówił Donald Tusk podczas wtorkowej rozmowy w TVP. Prawdopodobnie oznacza to, że premier postanowił pozbyć się z partii niedawnego konkurenta.

Czy dla Gowina to dobrze czy źle, to zależy od jego kalkulacji politycznych. Jedno jest pewne: jeżeli lider konserwatystów zostanie wykluczony, to przez kilka dni będzie gwiazdą Internetu, bo zainteresowanie jego osobą może wzrosnąć nawet dziesięciokrotnie. To dobra wiadomość. Zła to taka, że ciekawość internautów szybko zgaśnie i po co najwyżej pięciu dniach popularność Gowina spadnie do czasu sprzed wykluczenia z PO.

Pozostało 89% artykułu
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Nowy sondaż partyjny: PiS zyskuje. Dystans między KO coraz mniejszy
Polityka
Sondaż: Jakie poglądy ma Rafał Trzaskowski? Znamy opinię Polaków
Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją