W Platformie po ogłoszeniu wstępnych sondażowych wyników wyborów samorządowych obowiązuje nieoficjalna żałoba, bo partia od pamiętnej podwójnej porażki w 2005 r. nie przegrała tak ważnych wyborów ani razu. Wciąż czuć też zdumienie, bo liderzy do końca wierzyli, że uda się o włos pokonać PiS.
Jeszcze w niedzielę po południu, gdy napływały nieoficjalne wyniki badań wyborczych, sztabowcy wyliczali, że do wieczora Platforma zdoła doścignąć PiS. Zimny prysznic przyszedł dopiero po 21, gdy telewizje pokazały wyniki badania exit poll przeprowadzonego przez IPSOS. Na kolorowe słupki liderzy PO patrzyli w grobowej ciszy.
Spokój Ewy Kopacz. Na razie
Oficjalnie jednak w Platformie wciąż pobrzmiewa propaganda sukcesu. – Jeszcze kilka miesięcy temu dystans do naszych oponentów był zdecydowanie większy. Jeśli potwierdzą się te wyniki, to będzie znaczyło, że odrobiliśmy kawał dobrej roboty – mówiła premier Ewa Kopacz podczas wieczoru wyborczego.
Taki komunikat – o udanym pościgu za PiS – politycy Platformy powtarzają jak mantrę.
To paradoksalne, że główni aktorzy na scenie politycznej zamienili się rolami. Do tej pory to Jarosław Kaczyński w ten sposób tłumaczył każdą ze swych siedmiu kolejnych porażek.