Andrzej Stankiewicz: Rewolwer premier Ewy Kopacz

Nikt w PO nie wyszedł z wyborów obronną ręką

Aktualizacja: 19.11.2014 06:59 Publikacja: 19.11.2014 01:00

Andrzej Stankiewicz: Rewolwer premier Ewy Kopacz

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

W Platformie po ogłoszeniu wstępnych sondażowych wyników wyborów samorządowych obowiązuje nieoficjalna żałoba, bo partia od pamiętnej podwójnej porażki w 2005 r. nie przegrała tak ważnych wyborów ani razu. Wciąż czuć też zdumienie, bo liderzy do końca wierzyli, że uda się o włos pokonać PiS.

Jeszcze w niedzielę po południu, gdy napływały nieoficjalne wyniki badań wyborczych, sztabowcy wyliczali, że do wieczora Platforma zdoła doścignąć PiS. Zimny prysznic przyszedł dopiero po 21, gdy telewizje pokazały wyniki badania exit poll przeprowadzonego przez IPSOS. Na kolorowe słupki liderzy PO patrzyli w grobowej ciszy.

Spokój Ewy Kopacz. Na razie

Oficjalnie jednak w Platformie wciąż pobrzmiewa propaganda sukcesu. – Jeszcze kilka miesięcy temu dystans do naszych oponentów był zdecydowanie większy. Jeśli potwierdzą się te wyniki, to będzie znaczyło, że odrobiliśmy kawał dobrej roboty – mówiła premier Ewa Kopacz podczas wieczoru wyborczego.

Taki komunikat – o udanym pościgu za PiS – politycy Platformy powtarzają jak mantrę.

To paradoksalne, że główni aktorzy na scenie politycznej zamienili się rolami. Do tej pory to Jarosław Kaczyński w ten sposób tłumaczył każdą ze swych siedmiu kolejnych porażek.

W Platformie nie ma zwycięzców tych wyborów – polityków, którzy mieliby silną pozycję w partii, czyste konto, bez politycznych wpadek i dobry wynik w swym regionie. Dlatego też nikt nie wystąpi z krytyką Ewy Kopacz, która pierwszy raz prowadziła partię do wyborów.

Oczywiście, polityczną odpowiedzialność za wynik wyborów ponosi głównie ona. Tyle że kryzys w PO zaczął się na długo, zanim Kopacz zastąpiła Tuska na stanowiskach premiera i szefa PO. To Tusk zostawił jej partię pogrążoną w marazmie, z nierozliczonymi skandalami, takimi jak afera taśmowa.

Pozycja Kopacz do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych jest niezagrożona. A co będzie potem? Jeśli przegra, to zostanie pozbawiona wszelkich insygniów władzy. Na krótkiej liście tych, którzy chcieliby ją zastąpić, są dziś Grzegorz Schetyna, Radosław Sikorski oraz Cezary Grabarczyk.

– Nie jest im na rękę wzmocnienie pozycji Kopacz. Z tego punktu widzenia porażka wyborcza nie jest dla nich najgorszą informacją. Teraz czekają, jak Ewa z tego wybrnie. Nie angażują się, robią tylko tyle, by nie można im było zarzucić, że szkodzą partii – uważa współpracownik pani premier.

Na razie żaden z nich nie wyjdzie przed szereg, bo także oni nie mają się czym po tej kampanii chlubić. To schetynowcy w dużej mierze odpowiadali za pracę sztabu wyborczego, kierował nim zaufany człowiek Schetyny – szef podlaskiej PO Robert Tyszkiewicz.

Dlatego inny schetynowiec Andrzej Halicki dwoił się i troił w rozdmuchiwaniu afery posłów PiS Adama Hofmana, Mariusza A. Kamińskiego oraz Adama Rogackiego, licząc, że to pogrąży partię Kaczyńskiego na kilka dni przed wyborami. Tyle że w praktyce mógł w ten sposób PiS pomóc.

– Rozprawiając się ekspresowo z Hofmanem i spółką, Kaczyński pokazał standardy rozliczania aferzystów, o których Platforma dawno nie chce pamiętać – przyznaje samokrytycznie jeden z twórców kampanii.

Sikorski także siedzi jak mysz pod miotłą. Ma na koncie kontrowersyjny wywiad dla amerykańskiego serwisu Politico oraz własne taśmy w aferze podsłuchowej.

Grabarczyk nie zaliczył w kampanii żadnej poważnej wpadki i mógłby umyć ręce od porażki, gdyby nie marne wyniki PO w jego rodzimym regionie – Łódzkiem. Wszystko wskazuje na to, że PiS odbił to województwo z rąk Platformy. Trudno to uznać za sukces Grabarczyka, nawet biorąc pod uwagę – co sam podkreśla – że pochodząca z jego nadania prezydent Łodzi Hanna Zdanowska jako jedna z nielicznych kandydatów PO wygrała już w pierwszej turze.

Byle nie stracić sejmików

Platforma może wybrnąć z tych przegranych w regionach dzięki politycznej grze. Kaczyński swym sprawdzonym zwyczajem, zaraz po ogłoszeniu wyników zaczął piętnować inne ugrupowania, w tym PSL oraz SLD – jedyne partie, z którymi PiS miałby arytmetyczną szansę rządzić w sejmikach.

Może się więc skończyć tak jak cztery lata temu, gdy PiS, pokonując PO w Lubelskiem, na Podkarpaciu oraz w Świętokrzyskiem, nie był w stanie znaleźć sobie koalicjantów i podał władzę Platformie na talerzu. Przez większość ostatniej kadencji PO rządziła we wszystkich sejmikach, dopiero półtora roku temu po skandalu korupcyjnym na Podkarpaciu, PiS odsunął tam od władzy koalicję PO–PSL–SLD, przekupując stołkami kilku jej radnych.

Tym razem – co już dziś widać – Platforma także zrobi wszystko, aby utrzymać kontrolę nad sejmikami. – Możemy naszych wyborców zapewnić, że razem z PSL będziemy zarządzali większością regionów. Może w dwóch regionach PiS będzie rządził samodzielnie – zapowiedział we wtorek w Radiu TOK FM szef Klubu PO Rafał Grupiński. I zaatakował PiS: – Unijne pieniądze powinny wydawać osoby kompetentne, które nie mają przechyłu sektowo-smoleńskiego. Wolałbym, żeby z tych pieniędzy nie powstawały w każdym mieście pomniki czy skwery śp. prezydenta.

Gra o sejmiki to kwestia znacznie poważniejsza niż tylko polityczne manewry. Partia władzy, która władzą być przestaje, traci na atrakcyjności dla tej części działaczy, którzy przyłączyli się do niej ze względu na osobisty interes. Działacze Platformy co najmniej od 2006 r., gdy partia pierwszy raz wygrała wybory lokalne, zajmują stanowiska samorządowe i czerpią z tego frukta. A zatem utrata sejmików – podobnie zresztą jak dużych miast – mogłaby uderzyć w interesy partyjnych dołów i doprowadzić do wewnętrznego tąpnięcia w PO.

Jednocześnie to owe doły, działacze rządzący niemal całą regionalną Polską, przyczyniły się do porażki Platformy. – Ludzie oceniali efekty pracy naszych samorządowców na swym terenie, bardziej niż jakość rządów Tuska i Kopacz – przekonuje jeden z doradców pani premier. I sięga po ostre słowa: – W niektórych miejscach działacze Platformy to prawdziwa sitwa.

Podobnie mówi jeden z twórców kampanii. – Jestem pewien dwóch rzeczy. Po pierwsze, Tusk przegrałby te wybory jeszcze bardziej niż Kopacz. Po drugie, gdyby w niedzielę odbywały się wybory parlamentarne, Platforma by je wygrała. Tyle że w niedzielę ludzie oceniali nie Kopacz, tylko swych regionalnych włodarzy z Platformy. A często mają ich dość. Lokalna prasa pełna jest opisów skandali z udziałem naszych samorządowców.

Przed wyborami Kopacz odgrażała się partyjnym baronom – szefom struktur wojewódzkich PO – że rozliczy ich za wyniki partii w poszczególnych regionach. Ale czy to zrobi? – To ostatni moment, żeby sięgnęła po rewolwer – uważa nasz rozmówca z wierchuszki partii. – Jeśli nie wyciągnie konsekwencji wobec władz regionów, gdzie PO się skompromitowała, choćby na Śląsku czy w Małopolsce, to sama przekreśli swe szanse na utrzymanie władzy nad Platformą.

Teraz na jej rękę i kaburę patrzą partyjni konkurenci.

W Platformie po ogłoszeniu wstępnych sondażowych wyników wyborów samorządowych obowiązuje nieoficjalna żałoba, bo partia od pamiętnej podwójnej porażki w 2005 r. nie przegrała tak ważnych wyborów ani razu. Wciąż czuć też zdumienie, bo liderzy do końca wierzyli, że uda się o włos pokonać PiS.

Jeszcze w niedzielę po południu, gdy napływały nieoficjalne wyniki badań wyborczych, sztabowcy wyliczali, że do wieczora Platforma zdoła doścignąć PiS. Zimny prysznic przyszedł dopiero po 21, gdy telewizje pokazały wyniki badania exit poll przeprowadzonego przez IPSOS. Na kolorowe słupki liderzy PO patrzyli w grobowej ciszy.

Pozostało 91% artykułu
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię
Polityka
Rozliczanie PiS. Adrian Zandberg: Ludzie już żyją czymś innym
Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Pojawił się nowy kandydat. Kim jest?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"