Kampania Ogórek wciąż nie wystartowała, bo Sojusz ociąga się z przelaniem na jej konto wyborcze obiecanych środków. Wedle naszych rozmówców kwoty sięgały początkowo 2–3 mln zł, ale potem coraz bardziej malały. Ostatnia wersja to niespełna milion złotych. Dla porównania – liderzy prezydenckiego wyścigu Bronisław Komorowski oraz Andrzej Duda dysponują budżetami sięgającymi kilkunastu milionów złotych.
Między Magdaleną Ogórek a władzami SLD toczy się prawdziwa wojna o pieniądze. Problem polega na tym, że kasa Sojuszu świeci pustkami. Partia próbuje zdobyć kredyt na wybory, ale jego wysokość owiana jest tajemnicą – najczęściej pojawia się kwota 1,5–2 mln zł, choć część z tych pieniędzy może zostać wydana na wybory parlamentarne. Na razie jednak nie ma decyzji banku o zgodzie na kredyt.
Ten konflikt ma jeszcze jeden wymiar – dotyczy kontroli nad wydatkami na kampanię prezydencką. Liderzy SLD próbują zachować pełną kontrolę nad rachunkiem komitetu wyborczego Ogórek, podczas gdy kandydatka sama chciałaby decydować, na co pójdą środki. Na tym tle doszło do ostrego konfliktu Ogórek z członkiem jej sztabu wyborczego Włodzimierzem Czarzastym, szefem SLD na Mazowszu i szarą eminencją partii.
Serwis internetowy 300polityka.pl napisał kilka dni temu, że Czarzasty chce odejść, bo „nie chce być ojcem porażki", czyli ponosić odpowiedzialności za słaby wynik Ogórek. Według informacji „Rzeczpospolitej" jest inaczej. To Ogórek chce usunąć Czarzastego ze swego sztabu wyborczego.
Opowiada polityk z zarządu SLD: – Poszło o pieniądze. Ogórek sama wybrała agencję reklamową, z którą chce pracować przy kampanii. To ludzie, których zna od lat. A Czarzasty forsował firmy, z którymi jest zaprzyjaźniony. Ostro się o to pokłócili i Ogórek zażądała usunięcia Czarzastego ze sztabu wyborczego.