Reklama

Dotkliwe skutki protestu w Sejmie

Przeciwnikom farm wiatrowych, którzy próbowali okupować parlament, grozi więzienie. Potraktowano ich inaczej niż np. protestujące pielęgniarki.

Aktualizacja: 10.05.2015 22:07 Publikacja: 10.05.2015 21:00

Dotkliwe skutki protestu w Sejmie

Foto: Fotorzepa/Jerzy Dudek

Leszek Matusik jest mieszkańcem Biesiekierza, gminy niedaleko Koszalina. Stanąć ma w niej 12 farm wiatrowych, czemu sprzeciwia się część mieszkańców. Dlatego Matusik, który szefuje Stowarzyszeniu Nasz Dom Biesiekierz, postanowił rozpocząć w ubiegłym roku głodówkę w Sejmie.

W poniedziałek rusza jego proces przed warszawskim sądem. Grozi mu do roku więzienia, podobnie jak sześciu innym przeciwnikom farm wiatrowych, którzy 5 czerwca 2014 r. byli wraz z nim w Sejmie. Wszystkich prokuratura oskarża o naruszenie miru domowego.

Na czym miało ono polegać? Przeciwnicy farm weszli z przepustkami wystawionymi na wniosek posłów PiS. Tamtego dnia obradowała podkomisja zajmująca się projektem PiS mającym uniemożliwić zakładanie farm bliżej niż 3 km od zabudowań. Uczestniczyli też w spotkaniu poselskiego zespołu zajmującego się energetyką wiatrową.

Po zakończeniu obrad zostali w budynku, rozwiesili niewielki transparent. Zdaniem Leszka Matusika mieli do tego prawo. – Mieliśmy przepustki ważne do północy – tłumaczy.

Inaczej uważa wiceszef Kancelarii Sejmu Jan Węgrzyn: – Przepustki wystawiono na posiedzenia komisji i zespołu. Gdy wydarzenia się zakończyły, te osoby powinny opuścić budynek.

Straż marszałkowska interweniowała po godz. 23, wyprowadzając przeciwników farm. – Podszedł do nas urzędnik, informując, że mamy minutę na opuszczenie Sejmu. Gdy poprosiłem o wskazanie podstawy prawnej, rzuciło się na nas ok. 40 napastników – relacjonuje Matusik.

Według niego strażnicy przeglądali i kasowali zawartość pamięci w laptopach i aparatach fotograficznych. Zdaniem Węgrzyna nic takiego nie miało miejsca.

Reklama
Reklama

Kancelaria Sejmu zawiadomiła prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa.

W obronę protestujących zaangażował się poseł PiS i adwokat Bartosz Kownacki. – Wygląda na to, że jednym pozwala się na więcej, a innym na mniej – komentuje.

W przeszłości na podobne przypadki straż marszałkowska potrafiła bowiem reagować w inny sposób. W 2011 r. pozwoliła na ponad tydzień zostać w Sejmie pielęgniarkom, a dwa miesiące przed wizytą przeciwników wiatraków – rodzicom niepełnosprawnych dzieci.

Urzędnicy nieoficjalnie mówią, że nie chcieli dopuścić do kolejnego protestu, by Sejmu nie szturmowały niezadowolone grupy.

– Nas potraktowano inaczej, bo sprawa dotyczy bardzo dużych pieniędzy, a blokowanie zmian w prawie jest na rękę lobbystom – twierdzi jednak Matusik. – Te wiatraki powstają wszędzie – dodaje. Jego zdaniem dzieje się to ze szkodą dla mieszkańców, bo m.in. „wiatraki emitują powodujące depresję infradźwięki".

Mec. Kownacki czynności procesowe planuje z rozmachem. – Chcemy przesłuchać premier Ewę Kopacz, która była wówczas marszałkiem Sejmu i odpowiadała za zachowanie straży – wyjaśnia.

Reklama
Reklama

Dodaje, że zdecydował się bronić przeciwników farm, bo „tym osobom dzieje się po prostu krzywda". – Nie wszyscy z nich są zwolennikami PiS – zapewnia.

Zdaniem PO sprawa ma jednak wymiar polityczny. – Wezwanie premier Kopacz to jakiś żart. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że protest od początku inspirowało PiS – komentuje poseł PO Mariusz Witczak.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Prof. Dudek zwrócił się do Tuska. „Jak się nie da, to powinien pan się podać do dymisji”
Polityka
Była kandydatka na prezydenta chce do Sejmu. Sąd zarejestrował partię Joanny Senyszyn
Polityka
Szczyt Wschodniej Flanki. Przyjęta deklaracja wskazuje Rosję jako największe zagrożenie
Polityka
Konflikt w PiS. Politycy partii reagują na atak Jacka Kurskiego
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama