Leszek Matusik jest mieszkańcem Biesiekierza, gminy niedaleko Koszalina. Stanąć ma w niej 12 farm wiatrowych, czemu sprzeciwia się część mieszkańców. Dlatego Matusik, który szefuje Stowarzyszeniu Nasz Dom Biesiekierz, postanowił rozpocząć w ubiegłym roku głodówkę w Sejmie.
W poniedziałek rusza jego proces przed warszawskim sądem. Grozi mu do roku więzienia, podobnie jak sześciu innym przeciwnikom farm wiatrowych, którzy 5 czerwca 2014 r. byli wraz z nim w Sejmie. Wszystkich prokuratura oskarża o naruszenie miru domowego.
Na czym miało ono polegać? Przeciwnicy farm weszli z przepustkami wystawionymi na wniosek posłów PiS. Tamtego dnia obradowała podkomisja zajmująca się projektem PiS mającym uniemożliwić zakładanie farm bliżej niż 3 km od zabudowań. Uczestniczyli też w spotkaniu poselskiego zespołu zajmującego się energetyką wiatrową.
Po zakończeniu obrad zostali w budynku, rozwiesili niewielki transparent. Zdaniem Leszka Matusika mieli do tego prawo. – Mieliśmy przepustki ważne do północy – tłumaczy.
Inaczej uważa wiceszef Kancelarii Sejmu Jan Węgrzyn: – Przepustki wystawiono na posiedzenia komisji i zespołu. Gdy wydarzenia się zakończyły, te osoby powinny opuścić budynek.
Straż marszałkowska interweniowała po godz. 23, wyprowadzając przeciwników farm. – Podszedł do nas urzędnik, informując, że mamy minutę na opuszczenie Sejmu. Gdy poprosiłem o wskazanie podstawy prawnej, rzuciło się na nas ok. 40 napastników – relacjonuje Matusik.
Według niego strażnicy przeglądali i kasowali zawartość pamięci w laptopach i aparatach fotograficznych. Zdaniem Węgrzyna nic takiego nie miało miejsca.