Spektakl został wyreżyserowany perfekcyjnie. W sobotę od rana długi rząd samochodów ustawił się przed wjazdem do Paris Event Center, nowej hali widowiskowej zbudowanej na północno-wschodnich przedmieściach stolicy. W kongresie założycielskim republikanów wzięło udział aż 10 tys. działaczy partii.
Zamykając 13-letnia historię Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP), Sarkozy chce się odciąć od skandali korupcyjnych, które pogrążyły wielu jego kolegów i o mały włos nie wciągnęły jego samego w polityczny niebyt. Ale jednocześnie ma powstać machina, która będzie mu absolutnie wierna.
Na pierwszy rzut oka 60-letni były prezydent postawił na swoim. Gdy na scenę wchodził arcyrywal Sarkozy'ego w walce o Pałac Elizejski Alain Juppé, na sali rozległy się głośne gwizdy.
– Przyjmuję to z przykrością, ale nie osłabia to mojej determinacji – zapewnił Juppé, były premier Francji. I dodał: – Jeszcze nigdy nie zbudowano niczego na podziałach. Zadaniem przywódcy jest rozwiązywanie konfliktów, a nie ich wywoływanie - robił aluzję do wybuchowego charakteru Sarkozy'ego.
Gwizdy powitały także innego rywala byłego prezydenta w walce o nominację partii konserwatywnej przed wyborami prezydenckimi, wieloletniego szefa rządu Francois Fillona. Ten, niezrażony, zaapelował jednak o „nowy start".
– Francja może w ciągu dziesięciu lat stać się największą potęgą Europy. To nie jest sen, ale wyzwanie, które musimy podjąć – oświadczył.
Sala kongresu wpadła w zachwyt, gdy o 15 na podium pojawił się „szef". Przez 45 minut bezpardonowo atakował Francois Hollande'a, zarzucając obecnemu prezydentowi „zdradę republiki".