Wszystko dzięki zaproszeniu „Teologii Politycznej" do dyskusji ze współpracownikami Pawła Kukiza – Patrykiem Hałaczkiewiczem i Robertem Raczyńskim.
Zebrani na sali sympatycy muzyka i idei JOW reagowali bardzo żywiołowo na słowa swoich ulubieńców. Nie okazywali jednak wyrozumiałości dla zaproszonych dziennikarzy, którzy zadawali pytania o konkrety. Wówczas słychać było krzyki i oburzenie. Na ogólne hasła o konieczności dokonania zmian w Polsce, które padały z ust orędownika JOW Hałaczkiewicza i prezydenta Lubina Raczyńskiego, wypchana po brzegi sala warszawskich Hybryd reagowała entuzjazmem.
Ale podobieństwo do sejmiku szlacheckiego nie dotyczyło tylko formy, lecz również treści. Ci, którzy zjechali na sejmik, nie chcieli słuchać o programie rządzenia. Nie chcieli wiedzieć, jakie pomysły na gospodarkę, funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, edukację, ochronę zdrowa, system emerytalny ma zwołane przez Kukiza pospolite ruszenie. Oni chcieli dać upust niezadowoleniu i sympatii dla hasła JOW. Ale rozumianego nie jako postulat zmiany systemu wyborczego, lecz jako hasło kontestacji „j...ć obecną władzę".
Wszelako myliłby się ten, kto by pomyślał, że spotkanie nie było ciekawe. Wręcz przeciwnie. Dla mnie stanowiło bardzo pouczającą lekcję tego, jak Paweł Kukiz chce naprawiać Polskę. Jak? Definitywnie, bez kompromisów. Jak konkretnie? Jak zrealizować obietnicę, by szybko naprawić sądownictwo lub zlikwidować nawet 1500 urzędów?
Na pytania o konkrety Hałaczkiewicz i Raczyński odpowiadali, że wybory prezydenckie odbyły się dopiero dwa tygodnie temu, dlaczego więc mają mieć gotowy program. Pracują nad nim i przedstawią go pod koniec czerwca. A przecież – jak dodawali – PiS i Platforma mają programy, których nie realizują, więc dlaczego dziennikarze wymagają od ludzi Kukiza, aby mieli swój program.
Patryk Hałaczkiewicz prosił też o wyrozumiałość: – Nie mamy odpowiedzi na wszystkie sprawy programowe, otwieramy debatę – tłumaczył.