Tunezja: Faworyt wyborów prezydenckich kandyduje zza krat

W chwalonej za demokratyczne przemiany Tunezji w niedzielę odbywają się wybory prezydenckie. Prowadzący w sondażach Nabil Karui siedzi w areszcie. Co nie oznacza, że nie ma szans objąć urzędu.

Aktualizacja: 14.09.2019 09:52 Publikacja: 14.09.2019 06:30

Tunezja: Faworyt wyborów prezydenckich kandyduje zza krat

Foto: AFP

Tunezja to wyjątkowy kraj arabski. Od obalenia w styczniu 2011 roku dyktatora Zina al-Abidina Ben Alego odbywają się tam normalne wybory, zmieniają się rządy, uczestniczy w nich nawet partia Nahda, krewna islamistycznego Bractwa Muzułmańskiego, które w wielu państwach arabskich jest izolowane i prześladowane. Jednocześnie Tunezja boryka się z problemami ekonomicznymi i społecznymi, na dodatek od rewolucji sprzed przeszło siedmiu lat dotknęło ją wiele zamachów dokonywanych przez fundamentalistów islamskich. To z Tunezji pochodziło najwięcej zagranicznych bojowników dżihadystów w tzw. Państwie Islamskim w Iraku i Syrii oraz Libii.

POPULISTA

- Poparciem najbiedniejszego elektoratu, bezrobotnych, wykluczonych cieszy się właśnie przetrzymywany za kratami Nabil Karui - mówi „Rzeczpospolitej” Abd ar-Rauf Unajes, emerytowany dyplomata, który po rewolucji był krótko szefem MSZ.

- Karui to populista, nie ma programu politycznego. Już w czasach Ben Alego był właścicielem prywatnej telewizji Nesma, która w czasie rewolucji otworzyła się na nowych demokratów. Wsłuchiwał się w atmosferę kraju. I do dziś korzysta z wielkiego przywileju, tego narzędzia komunikacji, jakim jest jego telewizja. Politycy i klasa średnia go nie lubią - dodaje Unajes.

W swojej telewizji Karui zachwalał swoją działalność charytatywną na rzecz biednych. I to sprowadziło na niego kłopoty. Parlament chciał wykluczyć z walki politycznej kandydatów, którzy w ten sposób starają się o poparcie. Ustawy jednak nie zdążył podpisać prezydent Bażi Kaid Essebsi, który zmarł w wieku 93 lat parę miesięcy przed upływem kadencji. Przyśpieszone wybory prezydenckie ogłoszono na 15 września. Miesiąc przed tym terminem Nabil Karui trafił do aresztu z zarzutami prania brudnych pieniędzy i unikania płacenia podatków. Nie wykreślono go jednak z listy kandydatów, wszystko wskazuje na to, że jeżeli wygra, to jednak będzie mógł zostać zaprzysiężony na prezydenta.

Unajes jest krytyczny wobec Karuiego, ale uważa, że uwięzienie go „nie jest zgodne z zasadami wolnych wyborów”. I takiego zdania jest spora część opinii publicznej.

W wyborach prezydenckich, drugich od obalenia Ben Alego. startuje aż 26 kandydatów. Zapewne będzie potrzebna druga tura (nie wiadomo jeszcze, kiedy by się odbyła, ale nie później niż 3 listopada). Sondaże wskazują, że powinien do niej trafić Karui.

Karui ma trzech poważnych rywali, w tym dwóch prominentnych członków rządu, którzy jednak walczą o podobny elektorat, obniżając sobie wzajemnie szanse na przejście do drugiej tury. To premier i szef nowej liberalnej świeckiej partii Niech żyje Tunezja Jusef Szahed i bezpartyjny szef resortu obrony Abd al-Karim Zbidi.

NIETYPOWI ISLAMIŚCI

Wśród faworytów wyborów jest jeszcze przedstawiciel umiarkowanego skrzydła islamistycznej Nahdy Abd al-Fatah Muru. Nigdy jeszcze na najwyższe stanowisko w kraju nie kandydował polityk Nahdy, pierwszej w świecie arabskim islamistycznej partii, która opowiedziała się za rozdzieleniem państwa od meczetu (w tę deklarację nie wszyscy jednak wierzą).

Trzy lata temu ogłosił to charyzmatyczny przywódca Nahdy Raszid Ghanuszi. – To przełom. Po raz pierwszy lider islamistyczny na coś takiego się zdobył. On nie chce instrumentalizacji islamu w polityce, chce demokracji obywatelskiej, a nie religijnej. To postawa, która będzie miała znaczenie historyczne. Nie jest przypadkiem, że to się dzieje w Tunezji. To jedyny kraj arabski z konstytucją, która przestrzega na równi praw kobiet i mężczyzn. I wolności wyznania – mówił mi w 2016 roku Tahar Ben Jelloun, wybitny pisarz arabski piszący po francusku, urodzony w Maroku.

CO ZOSTAŁO Z KOMPROMISU

To nie jedyne wybory, które czekają w najbliższym czasie Tunezyjczyków. 6 października Tunezja wybierze parlament, po raz trzeci od rewolucji, która obaliła dyktatora (w pierwszych, w 2011 roku, wybierano członków Zgromadzenia Konstytucyjnego). W wyniku wyborów ukształtuje się nowa scena polityczna na kilka lat w państwie dotychczas skutecznie eksperymentującym z demokracją.

W 2011 roku zniknęli z tej sceny wszyscy politycy związani z Ben Alim i jego partią Zgromadzenie Demokratyczno-Konstytucyjne (została po rewolucji rozwiązana). Ale działacze, którzy w czasach dyktatora nie zajmowali najwyższych stanowisk, po trzech latach, przy wsparciu związków zawodowych i polityków centrolewicowych niesplamionych współpracą z Ben Alim wygrali wybory pod nowym szyldem partii Wezwanie Tunezji. Jej lider, zmarły w lipcu Essebsi, został zaś wybrany na prezydenta. W Wezwaniu Tunezji był do niedawna obecny premier, kandydujący w wyborach prezydenckich, Jusef Szahed, który teraz ma jednak własną partię - wspomnianą Niech żyje Tunezja.

Ben Ali przebywa na wygnaniu w Arabii Saudyjskiej, wrócić nie może, bo w ojczyźnie wydano na niego in absentia dwa wyroki dożywocia za krwawe tłumienie protestów i dodatkowo wyrok 35 lat więzienia za kradzież gotówki i kosztowności.

Tunezyjczycy dowiedli w ostatnich latach, że są zdolni do kompromisu, powstawały tam koalicyjne rządy, w których uczestniczyła nawet islamistyczna Nahda. Organizacje, które doprowadziły do zawarcia politycznego kompromisu, zwane Kwartetem Dialogu Narodowego, dostały w 2015 roku pokojową Nagrodę Nobla. Po serii wyborów dowiemy się, ile z tego dialogu pozostało.

Tunezja to wyjątkowy kraj arabski. Od obalenia w styczniu 2011 roku dyktatora Zina al-Abidina Ben Alego odbywają się tam normalne wybory, zmieniają się rządy, uczestniczy w nich nawet partia Nahda, krewna islamistycznego Bractwa Muzułmańskiego, które w wielu państwach arabskich jest izolowane i prześladowane. Jednocześnie Tunezja boryka się z problemami ekonomicznymi i społecznymi, na dodatek od rewolucji sprzed przeszło siedmiu lat dotknęło ją wiele zamachów dokonywanych przez fundamentalistów islamskich. To z Tunezji pochodziło najwięcej zagranicznych bojowników dżihadystów w tzw. Państwie Islamskim w Iraku i Syrii oraz Libii.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Bogata biblioteka białoruskiego KGB. Listy od donosicieli wyciekły do internetu
Polityka
Kreml chce udowodnić, że nie jest już samotny. Moskwa zaprasza gości na paradę w Dzień Zwycięstwa
Polityka
USA. Kampania prezydencka pod znakiem aborcji. Republikanie przerażeni widmem referendów
Polityka
Xi Jinping testuje Europę. Chce odwieść Unię od pójścia drogą Ameryki
Polityka
Donald Trump pójdzie do aresztu? 10 kar grzywny nie przyniosło rezultatów