Reklama

Hongkong: Siedzący protest przed szkołą 18-latka postrzelonego przez policję

Setki demonstrantów zebrało się w Hongkongu przed szkołą 18-letniego uczestnika protestów w tym mieście, który w czasie demonstracji zorganizowanych 1 października, w trakcie których doszło do starć z policją, został dwukrotnie postrzelony przez policjanta w klatkę piersiową. Zgromadzeni pod szkołą zorganizowali przed nią tzw. siedzący protest.

Aktualizacja: 02.10.2019 06:33 Publikacja: 02.10.2019 04:55

Hongkong: Siedzący protest przed szkołą 18-latka postrzelonego przez policję

Foto: AFP

arb

Jeszcze we wtorek informowano, że nastolatek znajduje się w stanie krytycznym. Obecnie jego stan ma być stabilny.

1 października po raz pierwszy w czasie trwających od czterech miesięcy protestów w Hongkongu uczestnik prodemokratycznych demonstracji w tym mieście został ranny w wyniku użycia ostrej amunicji. Doszło do tego w dniu, gdy całe Chiny świętowały 70. rocznicę powstania Chińskiej Republiki Ludowej, którą Pekin uczcił zorganizowaniem wielkiej defilady wojskowej na Placu Tiananmen.

W dniu rocznicy powstania ChRL w Hongkongu od rana trwały starcia demonstrantów z policją. Policjanci używali armatek wodnych, gumowych kul i gazu łzawiącego do rozpędzania demonstrantów. Z kolei demonstranci atakowali policję kamieniami i koktajlami Mołotowa.

Do użycia ostrej amunicji wobec uczestnika protestu doszło w dzielnicy Tsuen Wan, gdzie policjant w pewnym momencie wyciągnął pistolet i z bliska oddał dwa strzały w stronę 18-latka. Doszło do tego, gdy pododdział policji został zaatakowany przez protestujących uzbrojonych w kije i parasolki.

Policja potwierdziła użycie ostrej amunicji przez funkcjonariusza podając, że obawiał się on o swoje życie. Policjanci mieli oddawać strzały ostrzegawcze w powietrze jeszcze w kilku innych miejscach.

Reklama
Reklama

- Mając mało czasu, podjął decyzję i strzelił do napastnika - tłumaczy zachowanie funkcjonariusza, który postrzelił nastolatka, komendant policji Stephen Lo.

Tymczasem prodemokratyczny aktywista Joshua Wong napisał na Twitterze, że "Hong Kong stał się de facto państwem policyjnym". "Paramilitarne służby bezpieczeństwa całkowicie przejęły miasto" - dodał.

Zgromadzeni na proteście przed szkołą rannego 18-latka demonstranci skandowali "nie ma buntowników, jest tyrania".

Według policji w czasie protestów z 1 października rannych zostało 25 funkcjonariuszy - niektórzy mieli doznać poparzeń chemicznych w wyniku kontaktu z substancją żrącą, której mieli używać protestujący do atakowania policjantów. W czasie protestów aresztowano 160 osób.

W Hongkongu od tygodni trwają protesty, zainicjowane przez opór wobec projektu ustawy ws. ekstradycji, która pozwoliłaby na sądzenie obywateli Hongkongu przed podległymi Komunistycznej Partii Chin sądami w Chinach. Mieszkańcy Hongkongu uznali to za cios w swobody zagwarantowane im przez Chiny w związku z przekazaniem kontroli nad Hongkongiem Państwu Środka przez Wielką Brytanię w 1997 roku.

Szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam zawiesiła sporne przepisy, ale protestujący zaczęli domagać się całkowitego wycofania się z nich (co ostatecznie nastąpiło na początku września), dymisji Lam i zwolnienia z aresztów zatrzymanych uczestników protestów, a także wycofania zarzutów przeciwko nim.

Reklama
Reklama

Hongkong funkcjonuje w ramach Chin zgodnie z zasadą "jedno państwo - dwa systemy". Oznacza to w praktyce znaczną autonomię miasta, którego mieszkańcy mają m.in. prawo do organizowania demonstracji, a sądy w Hongkongu pozostają niezależne.

Do eskalacji protestów doszło 1 lipca, gdy w rocznicę powrotu Hongkongu do Chin w mieście doszło do zamieszek. W ich trakcie setki protestujących wdarły się do siedziby lokalnego parlamentu, który został zdewastowany, a policja usunęła okupujących go demonstrantów dopiero po kilku godzinach.

9 lipca Carrie Lam, szefowa administracji Hongkongu oświadczyła, że budząca sprzeciw mieszkańców Hongkongu ustawa o ekstradycji do Chin "jest martwa". Mimo to sytuacja w mieście się nie uspokoiła.

5 sierpnia w Hongkongu doszło do strajku generalnego, który zakłócił m.in. funkcjonowanie międzynarodowego lotniska w byłej brytyjskiej prowincji. Szefowa administracji Hongkongu, Carrie Lam oświadczyła, że fala protestów jaka przetacza się przez byłą brytyjską kolonię sprawia, że miasto znajduje się na krawędzi "ekstremalnie groźnej sytuacji" i jest wyzwaniem dla suwerenności Chin nad Hongkongiem.

12 sierpnia trwająca od trzech dni okupacja hali przylotów międzynarodowego lotniska w Hongkongu doprowadziła do jego zamknięcia przez władze.

25 sierpnia w czasie starć policji z demonstrantami funkcjonariusze policji z Hongkongu byli zmuszeni do użycia armatek wodnych i oddania strzału ostrzegawczego, aby odeprzeć "wyjątkowo agresywnych" demonstrantów.

Reklama
Reklama

W sierpniu zaczęły pojawiać się obawy, że Chiny mogą użyć wojska do stłumienia protestów w Hongkongu. 30 sierpnia "China Daily", dzień po dokonaniu rotacji chińskiego garnizonu w Hongkongu w artykule wstępnym napisał, że "chińscy żołnierze stacjonujący w Hongkongu nie są tam jedynie z przyczyn symbolicznych i nie ma powodu, by siedzieli z założonymi rękoma, gdy sytuacja w mieście się pogorszy".

Polityka
Brytyjscy politycy bronią BBC przed atakami Trumpa. „Chce ingerować w naszą demokrację”
Polityka
Donald Trump pozywa BBC. Domaga się nawet 10 mld dolarów odszkodowania
Polityka
Donald Trump o zamordowaniu Roba Reinera: Cierpiał na zespół zaburzeń Trumpa
Polityka
Majątek Trumpów rośnie na kryptowalutach
Polityka
Trump podbija Amerykę Łacińską. W Chile wybory wygrał jego sojusznik
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama