Martin Schulz, były szef Parlamentu Europejskiego, wrócił po latach do Niemiec i nieoczekiwanie został mężem opatrznościowym najstarszej niemieckiej partii politycznej, SPD. Będzie nie tylko kandydatem socjaldemokratów na kanclerza we wrześniowych wyborach parlamentarnych i tym samym konkurentem Angeli Merkel. Tego się spodziewano. Niespodzianką jest, że Schulz objąć ma kierownictwo SPD oraz że nie zostanie członkiem gabinetu Merkel, przynajmniej do wyborów.
Niespodzianką jest roszada w rządzie. Obecny szef dyplomacji Frank-Walter Steinmeier zostanie zapewne 12 lutego prezydentem RFN, będąc kandydatem popieranym zarówno przez SPD, jak i CDU/CSU. Jego stanowisko zajmie Sigmar Gabriel, przewodniczący SPD, minister gospodarki i wicekanclerz w obecnej koalicji. Sam to wszystko wymyślił, o czym najpierw poinformował prasę, a dopiero potem swych partyjnych kolegów, zwanych w Niemczech towarzyszami. – To, co mogę osiągnąć, nie wystarczy – zwierzył się tygodnikowi „Die Zeit". Mówił o szansach wyborczych zarówno własnych, jak i partii pod jego kierownictwem. Z niedawnego sondażu „Bilda" wynika, że szanse na wygraną Angeli Merkel z Sigmarem Gabrielem wynoszą 46:27 proc. Z Martinem Schulzem 39:38. Oczywiście wybory parlamentarne to nie wyłącznie starcie liderów partyjnych, lecz całych partii. Wyniki najnowszego sondażu instytutu INSA mówią o 32,5 proc. poparcia dla CDU/CSU przy 21 proc. dla SPD.