Czwartkowe spotkanie w Budapeszcie jest trzecim w ostatnich dwu latach. Stolica Węgier była celem pierwszej zagranicznej wizyty Putina po aneksji Krymu. Dokładnie przed rokiem Viktor Orbán gościł na Kremlu.
– Obecne spotkanie odbywa się w całkowicie odmiennej sytuacji międzynarodowej, jaka powstała po zwycięstwie Donalda Trumpa – mówi „Rzeczpospolitej" Zoltan Kottasc, publicysta prorządowego dziennika „Magyar Idok". Rosyjskie media prześcigają się w ocenie korzyści, jakie przyniesie utrzymywanie dobrych relacji z Budapesztem. Podobnie rzecz ocenia dziennik internetowy „Politico", zwracając uwagę, że Moskwa szuka stolicy państwa Unii, która mogłaby wystąpić na marcowym szczycie UE z wnioskiem o nieprzedłużanie sankcji wobec Rosji w związku z jej działaniami na Ukrainie.
– Takiego scenariusza nie można całkowicie wykluczyć – mówi „Rz" Krisztian Szabados, szef krytycznego wobec Orbána think tanku Political Capital. Zależy to jednak od tego, jak ułożą się w najbliższym czasie relacje Władimira Putina z Donaldem Trumpem. Z Moskwy dochodzą głosy, że Putin wystąpi za dwa tygodnie na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium z pojednawczą inicjatywą dotyczącą Ukrainy.
– Moskwa byłaby zadowolona, gdyby Viktor Orbán rozpoczął w UE dyskusję na temat celowości utrzymywania sankcji, chociaż roli Węgier w Unii nie należy przeceniać – tłumaczy „Rz" Gleb Pawłowski, były doradca Putina. Niedawno szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó udowadniał w wywiadzie dla dziennika „Kommiersant", że Węgry straciły na sankcjach wobec Rosji całe 6,5 mld euro. Nie udzielił żadnych informacji na temat metodologii tych wyliczeń, budzących wątpliwości ekspertów. Nie brak opinii, że był to pierwszy sygnał dotyczący sankcji.
Tematy te były przedmiotem czwartkowych rozmów w Budapeszcie obu przywódców. Nawet krytycy Orbána przyznają, że w wymiarze dyplomatycznym jego pozycja międzynarodowa uległa pewnemu wzmocnieniu zarówno po wyborze Trumpa, jak i w związku z rosnącymi nastrojami eurosceptycznymi w Europie. – Orbán działa wyraźnie na rzecz osłabienia UE i nie kryje, że jego ambicją jest uzyskanie pozycji przywódcy europejskich eurosceptyków. W pewnym sensie jego konkurentem może być Jarosław Kaczyński – przekonuje Krisztian Szabados.