Prawo podatkowe jest bezduszne, ale zdarzają się sytuacje, nad którymi obojętnie nie mogą przejść nawet sądy. Potwierdza to orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego w sprawie skutków umorzenia kredytu.
Spór dotyczył podatniczki, która padła ofiarą kredytu mieszkaniowego o wdzięcznej nazwie Alicja. Umowę z bankiem na 70 tys. zł kredytu z odroczoną spłatą części należności kobieta zawarła w 1996 r. Szybko okazało się, że pod wdzięczną nazwą kryje się pułapka. Bo choć kobieta kredyt z odsetkami spłacała terminowo i w ustalonej przez bank wysokości, dług, zamiast maleć, rósł, bo niespłacone odsetki podwyższały kapitał. Do kwietnia 2012 r. dłużniczka spłaciła łącznie ponad 145 tys. zł, a zadłużenie wobec banku wynosiło prawie 200 tys. zł.
To przelało czarę goryczy. Klientka wystąpiła przeciwko bankowi na drogę sądową. Ostatecznie podpisała z nim ugodę określającą nowe warunki spłaty zadłużenia. Jednocześnie bank w trybie art. 58 kc zwolnił klientkę ze 170 tys. zł długu (kredyt + odsetki). Podatniczka postanowiła upewnić się, czy takie umorzenie to przychód. Fiskus odpowiedział, że tak, bo kredytobiorca osiąga konkretne przysporzenie majątkowe w postaci nieodpłatnego świadczenia i w konsekwencji przychód. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie potwierdził taką wykładnię. Na nietypową sprawę inaczej spojrzał dopiero NSA.
Co prawda na wstępie NSA podkreślił, że nie odstępuje od linii orzeczniczej dotyczącej nieodpłatnych świadczeń jako przychodu. I znane mu są wyroki, iż umorzenie kredytu powoduje konieczność rozliczenia z fiskusem. Zauważył jednak, że sporna sprawa jest inna. Skarżąca spłacała swój kredyt, a na moment ugody nie zalegała z ratami. W jej przypadku doszło do redefinicji warunków umów. Co więcej, jej zadłużenie wzrosło trzykrotnie.
– W takiej sytuacji trudno mówić, że przez redefiniowanie umowy podatniczka uzyskała korzyść. Tym bardziej że jego warunki dalece odbiegały od zasad współżycia społecznego – tłumaczyła sędzia NSA Aleksandra Wrzesińska-Nowacka. Wyrok jest prawomocny.