Znajdziemy w niej film dokumentalny „Roman Polański: moje życie" Laurenta Bouzereau, w którym zarejestrowana została rozmowa reżysera z przyjacielem Andrew Braunsbergiem. Nie ma w niej tematów tabu. Są wspomnienia. Czasem bardzo bolesne. Polański sięgnął pamięcią głęboko: pierwsze lata życia spędzone w Paryżu i widok ruchomych schodów metra, wspomnienia z Polski, gdzie rodzina przeniosła się tuż przed 1939 r., kiedy miał sześć lat, opaski z gwiazdą Dawida na rękawach. I chwila, gdy ojciec powiedział mu, że Niemcy zabrali matkę, a potem, sam prowadzony na Umschlagplatz, krzyknął: „Zjeżdżaj stąd!". W rozmowie powraca też czas wielkiej tragedii, gdy żona reżysera została zamordowana przez bandę Charlesa Mansona. Padają pytania o gwałt na 13-letniej Samancie Geimer, ale jest też opowieść o rodzinie i twórczości.
Ciekawy jest też wywiad z Brettem Ratnerem. Wspomnienia z planów filmowych, opowieści o tym, co dla Polańskiego w kinie fascynujące, o jego aktorach i współpracownikach, a wreszcie o języku filmu i zmieniającej się roli sztuki. Na koniec Polański wyznaje: Jestem najszczęśliwszy, kiedy pracuję. Gdy słyszę, że reżyser mówi: „Nie lubię okresu zdjęć", myślę: „Co on robi w tym zawodzie?".
Te dokumenty zostały dołączone do boksu „Polański. Antologia" razem z książką, w której reżyser sam wspomina czas produkcji kolejnych filmów. Opisy tytułów, jakie zrealizował do końca lat 70., pochodzą z autobiografii „Roman by Roman". Teksty związane z następnymi filmami reżyser dopisał specjalnie do tego wydania jego dzieł.
Antologia obejmuje 35 pozycji. Znalazły się tu również szkolne etiudy, zdradzające talent przyszłego twórcy „Chinatown". I to nie tylko słynni „Dwaj ludzie z szafą" – nagradzana na wielu festiwalach groteska o inności i nietolerancji. Także te nieznane, choćby ta, która przedstawia mężczyznę podglądającego przez okienko na klatce schodowej nagą kobietę w łazience. Spłoszony przez kogoś odchodzi, by za chwilę wrócić i dalej delektować się widokiem. Czeka go jednak rozczarowanie – przy umywalce myje zęby facet w piżamie. To „Uśmiech zębiczny" – pierwsza, nakręcona w 1957 r., niespełna dwuminutowa etiuda twórcy.
Młodego artysty nigdy nie interesowały socrealistyczne opowieści o przodownikach pracy. Wolał bawić się gatunkami filmowymi. W „Morderstwie" nawiązywał do stylistyki thrillera, śledząc człowieka, który zabija śpiącego mężczyznę. Żeby nakręcić dziewięciominutową etiudę „Rozbijemy zabawę" o chuliganach z nudów nadużywających przemocy, wynajął kilku ulicznych chłopaków, którzy wtargnęli na szkolny bankiet. Koledzy mieli do niego pretensję, bo od lumpów porządnie oberwali. Od profesora Jerzego Bossaka dostał naganę, ale etiuda wyszła świetnie. To był rodzaj cinéma-vérité, kina bliskiego życiu. Polański zrealizował jeszcze w szkole „Lampę" o starym człowieku, który przy lampie naftowej naprawia lalki. W migotliwym świetle, w półcieniach ich twarze wyglądają pięknie i magicznie. Elektryczność, symbol nadchodzącej nowoczesności, przyniesie tragedię. I lalkom, i jemu. Inny film „Gdy spadają anioły" był obrazem obyczajowym – anioł ukazywał się w nim babci klozetowej, wspominającej swoją młodość. Później, już we Francji, zrealizował dziesięciominutową komedię „Gruby i chudy" o chuderlawym słudze, który próbuje zadowolić swojego otyłego pana, oraz „Ssaki" – metaforę relacji międzyludzkich.