W czasach pierwszych zwycięstw Davisa wprowadzono obowiązek rywalizacji w muszkach i kamizelkach oraz nakazano sędziowanie panom w garniturach – ta estetyka w najważniejszych imprezach przetrwała do dziś.
Davis przedostatni raz został mistrzem świata w 1940 roku (pokonał w finale brata 37-35). Kiedy Fred ruszył na wojnę w mundurze 6. Dywizji Powietrznej RAF, Joe jeździł po klubach i teatrach, pokazując triki bilardowe, dzięki żonie piosenkarce pojawił się w show-biznesie, znalazł zatrudnienie w BBC Radio, a w 1946 roku, gdy mistrzostwa świata wskrzeszono, znów był najlepszy, pokonując w Horticultural Hall w Westminsterze Horace Lindruma 78-67.
Grano wtedy wedle reguły „najlepszy ze 145 frejmów" (czyli do 78 zwycięstw); przyczyna była zrozumiała: jedynym zyskiem finalistów były wpływy z biletów, więc chcieli grać jak najdłużej. Zagrali zatem 24 sesje, na które przyszło 20 tysięcy osób, mistrz zarobił 3000 funtów, w owych czasach majątek.
Niepokonany Joe Davis postanowił wówczas przerwać starty w mistrzostwach świata, nieco obniżając rangę turnieju. Grał jeszcze długo w pokazach i turniejach na zaproszenia, zajął się też pracą działacza, porządkował przepisy (m.in. system handicapowy, jaki wówczas obowiązywał profesjonalistów), zarabiał na rozgrywkach jako właściciel klubu w Leicester i szef związku graczy, negocjował także z BBC pierwsze kontrakty telewizyjne.
Dziadek zawodowego snookera jeszcze w 1955 roku został pierwszym graczem, który zdobył maksymalnego brejka – 147 punktów. Królowa Elżbieta II w 1963 roku przyznała Davisowi Order Imperium Brytyjskiego. Zdążył raz przyjechać do Crucible Theatre – jako gość honorowy na turniej w 1978 roku, w którym grał jeszcze jego brat Fred. Brat przegrał, świadkowie wspominali, że Joe przejął się bardzo wyprawą i wynikiem, wróciwszy do domu, upadł na chodnik i dwa miesiące później zmarł.
Po epoce pionierskiej snooker przeżył okres dynamicznego wzrostu zapoczątkowany dzięki telewizji. BBC przeprowadzała próby z transmisją w kolorze i potrzebowała łatwego do filmowania sportu do testów i pokazania jakości przekazu.
Szczęśliwie padło na snooker. Program „Pot Black" wystartował w 1969 roku, odniósł sukces, czyli wysłał przekaz o urokach snookera pod miliony brytyjskich strzech. Można było uznać, że stare oficerskie hobby stało się grą dla każdego.
Kluby powstawały wszędzie, gra powoli zaczęła interesować także publiczność Starego Kontynentu, bo mistrzostwa świata pojawiły się w telewizji już w 1973 roku.
Chińczycy idą
Cztery lata później centrum snookera znalazło się w Sheffield, a główna sala lokalnego teatru, licząca 980 miejsc – punktem najważniejszych wydarzeń w tym sporcie. I pozostała nim do dziś. Lata 80. stały się złotym czasem snookera w Wielkiej Brytanii, gracze tacy jak Steve Davis, Alex Higgins, Jimmy White zdobywali publiczność zarówno jako świetni snookerzyści, jak i jako niebanalne osobowości. Do dziś przypomina się finał MŚ w 1985 roku, oglądany w na żywo w BBC 2 przez 18,5 mln Brytyjczyków. Choć rozpęd był silny, to nagłe hamowanie w postaci zakazu reklamy tytoniu i alkoholu w telewizji oraz wewnętrzne spory działaczy przyczyniły się do kryzysu.
W końcu zauważono także, że snooker, sport klasy robotniczej, nie rozwiązuje problemów bytowych grających, a nawet niekiedy je powiększa. W wielu biografiach tamtego czasu widać te same wątki: alkoholizm, hazard, oszustwa, szybkie auta, kłopoty z kobietami, rozbite rodziny.
Może więc zainteresowanie snookerzystami rosło, ale snookerem spadało. Lista winnych jest długa, są na niej wielkie nazwiska, choć nieoficjalnym rekordzistą pozostaje chyba Kanadyjczyk Bill Wurbeniuk, o którym w mowie pogrzebowej Jimmy White powiedział: – Tylko on mógł wypić 10 pint piwa i wygrać mecz.
Złota era sponsoringu minęła, telewizja przestała dbać o transmisje, turnieje przy pustych krzesłach gdzieś w sali wystawowej w Bahrajnie nie ciekawiły nikogo, kluby zaczęły znikać. Nawet O'Sullivan mówił wówczas głośno, że to koniec, że nuda zabije ten sport.
Snooker znów miał szczęście, bo wciąż miał promotorów (czytaj – Barry'ego Hearna), którzy po latach chudych potrafili w 2010 roku odświeżyć dyscyplinę, poprawić system rozgrywek, sporządzić ofertę strawną dla nowych sponsorów, ostro przypilnować łamiących zasady uczciwości i obstawiających własne porażki – znaczenie miał fakt, że to jest naprawdę sport skrojony na potrzeby bukmacherów.
Przyszłość rysuje się dobrze także dlatego, że grę odkryli Chińczycy. Gwoli prawdy – było w tym dziele odrobinę przypadku, nie tylko wzmożonych działań marketingowych brytyjskich działaczy. World Professional Billiards and Snooker Association (WPBSA) miało wprawdzie pomysł na podbój Azji, ale kierowało się początkowo na Tajlandię, skąd pochodził James Wattana, półfinalista MŚ z 1993 i 1997 roku. WPBSA otworzyło więc akademię snookera w Bangkoku, by na miejscu zachęcać młodzież do treningów. Traf chciał, że ukończył ją także Ding Junhui, zdolny Chińczyk, który po przeprowadzce do Sheffield i kilkunastu zwycięstwach w turniejach zawodowych stał się idolem graczy z Państwa Środka.
Gdy Ding gra w MŚ, oglądalność turnieju skacze co najmniej do 100 mln widzów (gdy grał w finale w 2013 roku, przekroczyła 210 mln). Chińczycy w kilka lat stworzyli 1500 klubów w Szanghaju i 1200 w Pekinie, najlepsi młodzi gracze ruszyli do Wielkiej Brytanii i chcą iść śladem Dinga.
Snooker w czasach globalizacji zapewne kiedyś straci swój brytyjski sznyt, co niektórych martwi (Wielka Brytania nie rządzi już wieloma sportami, które wymyśliła), ale zyski ze wzrostu popularności też są ważne.
Pewne kotwice jeszcze tkwią w brytyjskim gruncie: Crucible Theatre jako miejsce rozgrywania MŚ wciąż się trzyma choć konkurencja w Chinach rośnie błyskawicznie – w dystrykcie Yushan za 290 mln dol. powstaje ośrodek snookerowy z salą widowiskową na 4000 miejsc, Yushan już organizuje turniej z pulą 1 mln dol.
Ciąg dalszy snookerowych marzeń to obecność na igrzyskach. Wystartować w Tokio w 2020 roku się nie udało, w 2024 roku w Paryżu też nie, ale szefowie WPBSA wierzą, że kolejne próby przyniosą sukces, choć realny termin to najwcześniej 2032 rok. Jeśli igrzyska będą wtedy w Azji, co jest dość prawdopodobne, to snooker też tam będzie. Z chińskim przewodniczącym WPBSA i chińskim liderem rankingu światowego? Wykluczyć nie można.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95