Plus Minus: Muszę zapytać o genezę pana filmu „Słodki koniec dnia", w którym Maria Linde, sławna poetka, laureatka Nagrody Nobla, staje się wielką prowokatorką. Żona, matka, babcia wdaje się w bliską relację z młodszym od niej egipskim imigrantem prowadzącym knajpę w porcie nad morzem, a potem, przyjmując od miasta nagrodę, wygłasza przemówienie, które bulwersuje wszystkich mieszkańców.
W czasie podróży po Włoszech trafiliśmy ze Szczepanem Twardochem na artykuł w gazecie o Ezrze Poundzie, amerykańskim poecie, intelektualiście, który w latach 20. przeniósł się do Włoch, potem uległ fascynacji faszyzmem i Mussolinim, po wojnie został oskarżony o kolaborację z nazistami. Miałem wrażenie, że to niezwykły temat. Przeklęty poeta. W pierwszym odruchu chciałem zrobić film o nim. Ale potem pomyślałem: koniec II wojny światowej, wojska amerykańskie – nie do udźwignięcia. Zaczęliśmy się z Twardochem zastanawiać: a może zrobić coś o współczesnym poecie. Albo lepiej o poetce?