O godzinie 7.15 zbudził mnie ambasador, towarzysz Andropow (któremu poradziłem, żeby dyżurnych w ambasadzie było dwóch i obserwowali wszystko, co się dzieje, i meldowali mi), i powiedział: „Właśnie dopiero co skończył przemówienie przez radio z pałacu prezydenckiego Imre Nagy, który oświadczył, że rząd przyjął uchwałę o rozwiązaniu organów bezpieczeństwa. Przemówienie krótkie, niewyraźne".
Przebiegła mi w głowie myśl, iż moje przypuszczenie o tym, że Imre Nagy sam kieruje powstańcami, się potwierdza, ponieważ on czuje, że organy już po niego idą i niebawem go zdemaskują, dlatego postanowił je rozwiązać.
Natychmiast obudziłem Anastasa Iwanowicza i wszystko mu opowiedziałem. Ten zaczął budzić towarzysza Susłowa, ubierać się i pojechaliśmy do pałacu prezydenckiego porozmawiać z Nagyem.
Towarzyszy Mikojana i Susłowa zostawiłem w samochodach pancernych, a sam poszedłem do pałacu. W tym gmaszysku ledwie znalazłem radiostację. Pałac był pusty. Oprócz radiowca nikogo nie widziałem. Spytałem, gdzie jest premier, odparł, że przyjechał z kimś, przemówił przez radio i odjechał. Z pałacu pojechaliśmy do KC. Tam już był tabor wojskowy. Wszyscy członkowie partii chodzili z automatami, tam też mieli wyżywienie, ktoś smażył, inny pił herbatę, jeszcze ktoś spał. Przy wejściu jakiś oddział wojska zajął pomieszczenie, nie da się przejść.
Kiedy weszliśmy na piętro, rozległa się strzelanina z karabinów maszynowych. Powiedziałem do towarzysza Mikojana, żeby siedział w pokoju, a sam zbiegłem na dół. Wojskowi stłoczyli się przy wejściu, a na dwór nikt nie wychodzi. Przecisnąłem się do drzwi (byłem po cywilnemu) i zobaczyłem, że na ulicy leży człowiek, zalewa się krwią, a drugi w przeciwległych drzwiach również we krwi.
Powiedziano mi, że z domu naprzeciwko KC powstańcy strzelali z automatów. Oczywiście po tym kompletna panika. Siedzieliśmy w KC do wieczora, nie raz dzwoniliśmy do mieszkania Nagya, ale żona odpowiadała: „Chory". Nagy się nie pojawił, wymawiając chorobą.
Późnym wieczorem jednak go wyciągnęli i znowu zaczęło się posiedzenie. Towarzysz Mikojan zaczął pytać: „Co oznacza wasze przemówienie?". Speszony Imre Nagy mówi, że na Węgrzech tak są rozzłoszczeni na Rákosiego i organy bezpieki, że podpowiedziano mu, by zaspokoić pragnienie społeczeństwa i rozwiązać, wtedy wszystko to może się zakończyć.
Antanas Iwanowicz oczywiście w to nie uwierzył. Spytał więc: „A z kim było uzgodnione to oświadczenie o rozwiązaniu organów bezpieczeństwa?". Okazuje się, że z nikim. KC również o tym dowiedział się od nas. W ogóle nie był to już KC i Gerö nie sekretarz, a zmokła kura.
Postanowiliśmy raz jeszcze wymienić [poglądy], co dalej robić. Jeden po drugim zaczęli się wypowiadać członkowie Politbiura, osobiste zdania, dobrego słowa niewarte. Gerö powiedział, że wszystko samo ucichnie. Rozgniewałem się i powiedziałem do Anastasa Iwanowicza, że oni chcą zgubić Republikę Węgierską.
Wtedy wstał Imre Nagy i robiąc boleściwą minę, odezwał się: „Towarzyszu Mikojan, my rozumiemy, że sytuacja jest bardzo trudna, ale dajcie nam kilka dni i wszystko wyprostujemy. A po to, żebyśmy mogli z większym powodzeniem rozwiązywać problemy, wyprowadźcie wojska Armii Sowieckiej z Budapesztu".
Aż podskoczyłem, przecież to czysta zdrada, bez naszych wojsk powstańcy staną na czele Węgier. Anastas Iwanowicz, po konsultacji z Susłowem, powiedział, że przekażemy ten pogląd do KC [KP] Związku Sowieckiego i jutro odpowiemy. Członkowie Politbiura i Gerö na tę propozycję Nagya niczego sensownego nie powiedzieli. W końcu nie zrozumiałem, czy zgadzają się z Nagyem, czy nie. Na moje oko wyszła podłość.
Kiedy wróciliśmy do siebie, doniesiono mi, że w mieście, w szeregu dzielnic, trwa strzelanina, nie można się połapać, na ulicę nie można wyjść. Ranny jest pracownik ambasady, nasi czołgiści, kiedy z zaułka zostali ostrzelani, również otworzyli ogień i zburzyli pociskiem balkon i róg budynku w ambasadzie Turcji. Poleciłem dowódcy brygady pójść z przeprosinami.
Wieczorem już na spacer nie wyszliśmy, ryzykownie. Po rozmowach z Moskwą Anastas Iwanowicz powiedział mi, że Nikita poradził, by przyjąć propozycję Węgrów i wyprowadzić nasze wojska z Budapesztu, a my wszyscy żebyśmy wrócili do Moskwy.
Głupszej decyzji niż ta nie można podjąć. Uwierzyć Imremu Nagyowi – to głupota do kwadratu. No, ale naczalstwo wie lepiej.
Uprzedziłem pilotów, zdzwoniłem się z wojskowymi, którzy podjechali. Anastas Iwanowicz powiedział, co mają robić, i rano samochodami pancernymi pojechaliśmy na lotnisko i odlecieliśmy do Moskwy 31 października.
31 października – 1 listopada
Po przybyciu do Moskwy przez cały czas śledziłem bieg wydarzeń, które narastały w nieprawdopodobnym tempie.
Od razu, gdy tylko odlecieliśmy, Imre Nagy rozwinął aktywną zdradziecką działalność i na drugi dzień ogłosił nowy skład rządu.
Członkowie Politbiura skapitulowali i rzucili się do ucieczki, dokąd kto mógł, ale głównie przybiegli do naszych sztabów wojskowych. Pracownicy organów bezpieczeństwa Węgier również się rozbiegli...
Tego dnia jeszcze rząd Nagya zażądał od Związku Sowieckiego wyprowadzenia wojsk z Węgier.
Na placu, na którym stał pomnik Stalina, powstańcy sznurami obwiązali jego figurę, zwalili i pociągnęli tego olbrzyma, o wadze 2–3 ton i wysokości 5–6 metrów, traktorem po placu. Na postumencie została noga w bucie.
Po kilka razy dziennie rozmawiałem z generałem Kazakowem, dowódcą Południowej Grupy Wojsk, a następnie z Michaiłem Malininem, którego odkomenderował tam Gieorgij Żukow.
My obaj – starzy koledzy, za każdym razem stawialiśmy pytanie, co mamy dalej robić. Mogłem tylko radzić: bez rozkazu ani kroku. Oni sami w Budapeszcie już nie bywają. Siedzą w Południowej Grupie Wojsk w byłej szkole suworowskiej.
Jeden raz u Imrego Nagya był Malinin, kiedy wezwano go i przedstawiono ultimatum o wyprowadzeniu wojsk z Węgier. Uprzedzałem ich, żeby nie ufali telefonowi WCz, ponieważ zawsze mogli być podsłuchiwani.
2 listopada
2 listopada wezwano mnie na posiedzenie Prezydium KC KPZR nie jak zwykle, a o godzinie 9.00 wieczorem.
Kiedy przyszedłem, zobaczyłem w poczekalni towarzyszy, których nie znałem. Byli to Münnich i Kádár.
Po wejściu do sali posiedzeń [zobaczyłem, że] wszyscy siedzieli i wymieniali zdania między sobą. Widocznie czekali na mnie. Potem Chruszczow powiedział: „No to przedyskutujmy".
Wtedy Żukow wstał i mówi: „Dokładnie przeanalizowałem stan naszych wojsk na Węgrzech, ich dyslokację i uważam, że wychodzić stamtąd nie mamy po co, a jeśli będą się jeżyć, to damy w mordę i ucichną. Taka jest odpowiedź Ministerstwa Obrony".
Podobała mi się taka śmiała i jasna odpowiedź. Ze swojej strony powiedziałem, że „rząd" z Nagyem na czele trzeba izolować.
Chruszczow spytał pozostałych o opinie. Wszyscy przytaknęli. Wtedy Żukow mówi: „Do rozwiązania tych problemów poleci od nas na miejsce Iwan Stiepanowicz Koniew i tam będzie dowodził wojskami".
Następnie Chruszczow powiedział: „A od KC poleci towarzysz Iwan Sierow i będzie tam przebywał, dopóki mu nie powiemy". Potem pomyślał i dodał: „A później, jak ucichnie, to niech poleci Anastas, towarzysz Aristow i Susłow". I tak zostało postanowione.
Jak mi po posiedzeniu opowiedział Malin, kiedy zaproszono Münnicha i Kádára na obrady Prezydium, Chruszczow przedstawił Münnicha jako swojego starego przyjaciela, z którym w latach 20. mieszkali w jednym namiocie na ćwiczeniach. A po rekomendacji Münnicha miano na uwadze wykorzystanie Kádára również na kierowniczym stanowisku na Węgrzech.
Kiedy Chruszczow powiedział, że sądzi, iż towarzysz Münnich będzie sekretarzem KC partii Węgier, a towarzysz Kádár przewodniczącym rządu, to po tym Münnich powiedział, że lepiej byłoby zrobić odwrotnie, gdyż ma 65 lat i dlatego będzie mu trudniej być sekretarzem KC.
Prezydium wyraziło zgodę. Następnie zabrał głos Kádár, który powiedział: „Towarzyszu Chrúszczow (Węgrzy akcentują pierwszą sylabę), zgadzam się pracować jako sekretarz KC partii, ale proszę wziąć pod uwagę, że będę kierował pracą KC partii, jak uznam za celowe w zaistniałych warunkach, i wy mi nie przeszkadzajcie, ponieważ być marionetką ja nie potrafię. Jeśli to wam (Prezydium KC) nie odpowiada, to nie zgadzam się na to stanowisko, ale jednocześnie uczynię wszystko, żeby przywrócić najbardziej bratnie stosunki z ZSRR".
Wszyscy spojrzeli na Kádára, na siebie i zamilkli. Chruszczow spytał Münnicha, co on sądzi. Tamten potwierdził myśl Kádára, więc ich pożegnali, życząc sukcesów.
Zamówiłem z Kremla samolot na godzinę 7 rano. Oto jak przyjdzie spędzić święto rewolucji październikowej.
Spytałem Żukowa, kiedy poszliśmy się ubierać, gdzie jest Koniew. Odparł, że już mu polecił zawrócić samolot do Budapesztu, raczej na nasze lotnisko, gdyż leciał do Moskwy na skrzydłach wypoczynku. Powiedziałem mu: „Rano wylatuję".
Aleksandr Hinsztejn jest rosyjskim publicystą i politykiem. Zdobył rozgłos w 2015 roku, gdy jako deputowany rządzącej Jednej Rosji wniósł poprawki do rosyjskiego kodeksu karnego, przewidujące zatrudnienie więźniów m.in. przy budowie stadionów na mistrzostwa świata w 2018 r. Obecnie w Dumie współkieruje komitetem odpowiedzialnym za działania na rzecz bezpieczeństwa i zapobiegania korupcji. Iwan Sierow ponosi współodpowiedzialność za mord polskich oficerów w Katyniu. Osobiście przesłuchiwał gen. Leopolda Okulickiego. Kierował pacyfikacją powstania węgierskiego w 1956 r. Był szefem KGB (1954–1958), potem szefem (GRU) (wywiadu wojskowego] 1958–1963). „Za utratę czujności politycznej" zdegradowany z generała armii do majora w 1963 roku, potem wydalony z partii. Nikt nie wiedział, że przez całe życie prowadził drobiazgowe notatki, znalezione przypadkiem 25 lat po jego śmierci w walizkach zamurowanych w ścianie garażu generalskiej daczy.
Książka Aleksandra Hinsztejna „Tajemnice walizki generała Sierowa. Dzienniki pierwszego szefa KGB 1939–1963", przeł. Aleksander Janowski, Jan Cichocki, ukazała się przed kilkoma dniami nakładem Wydawnictwa Rea-SJ, Konstancin-Jeziorna 2019
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95