Trudniejsze, bo zastęp uczestników warszawskiej tragedii, a zarazem żywych świadków, jest coraz mniejszy. W ten sposób Powstanie Warszawskie przesuwa się z konieczności coraz bardziej w stronę mitu. Szczęśliwie ten mit, w przeciwieństwie do innych, nie mniej tragicznych, lecz starszych, jest całkiem nieźle udokumentowany i przebadany naukowo. I ma swoje strażnice, jak Muzeum Powstania, czy liczne tablice pamięci na ulicach Warszawy. Nie spotka go więc los priamowskiej Troi, którą niszczył, dokopując się do głębszych warstw archeologicznych, Heinrich Schliemann.

Kilka dni temu przyjaciel, dyplomata z Rumunii, zapytał mnie, jak to się stało, że na Warszawę wydano tak bezwzględny wyrok. Wyrok, którego nie wydano na żadne inne miasto Europy. I jak my, Polacy, umiemy to wszystko wybaczyć? Na pierwsze pytanie nie umiałem odpowiedzieć. Owszem, znamy stosunek Niemców do ludności okupowanej Polski, znamy ideologię germańskiego marszu na wschód. Znamy również nieludzki rozkaz Hitlera – Himmlera z 1 sierpnia 1944 roku. Niemniej nie potrafię i myślę, że nikomu nie jest dane pojąć do końca (podobnie jak w przypadku Holokaustu) skali zbrodniczej nienawiści, która kazała wygonić na ulice i w ciągu kilkunastu godzin rozstrzelać 40–50 tysięcy mieszkańców warszawskiej Woli. Bo nienawiść to zwykle uczucie indywidualne; krojone na miarę człowieka, ale tu nienawiść rozlała się jak choroba psychiczna, dżuma, która dotknęła tysięcy morderców; pandemia zła. Nigdy tego nie zrozumiem do końca.

A drugie pytanie? Czy możemy, czy jak powinniśmy umieć wybaczyć? W istocie, równie trudne pytanie. Zwłaszcza gdy się pracuje w samym sercu zmasakrowanej w sierpniu 1944 roku Woli, nieopodal nieostygłych nigdy grobów Getta. Myślę, że wybaczyć się nie da, nie mamy do tego prawa, bo musielibyśmy otrzymać na to przyzwolenie od umarłych. A tego nigdy nie będzie. Jednak przebija się pewien promyk w świecie tej nieprzeniknionej ciemności. To promień wiary w Boga, który w swoim najważniejszym przykazaniu mówi o miłości do bliźnich. Nie próbujmy więc wybaczać sprawcom, zawsze pozostaną sprawcami. I mamy święty obowiązek o tym pamiętać.

Jednak wobec żyjących ich dzieci i potomków wykażmy zwykłą serdeczną, ludzką, a jeszcze bardziej chrystusową miłość. W ten sposób tamta ofiara przesunie się do pamięci pokoleń, wypełni przestrzeń mitu, ale nie będzie obciążała sumień dziś żyjących. Bo ważna jest pamięć Powstania. Ważny jest ten wielki narodowy mit. Ale nie mniej ważny jest dzień dzisiejszy. I ci, którzy wolni od mroków historii w tym dniu już wolni od nienawiści żyją.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95