Ryszard Szurkowski: Poczułem, że Szozda chce mnie wykiwać

Za moich czasów ostatnim z takich „robionych" wyścigów o mistrzostwo Polski był wyścig w Zakopanem, w 1974 roku, który miał wygrać Tadek Mytnik, ale... nie wygrał.

Publikacja: 02.08.2019 17:00

Spostrzegłem, że Staszek [Szozda] chce mnie wykiwać – wspomina Ryszard Szurkowski mistrzostwa Polski

Spostrzegłem, że Staszek [Szozda] chce mnie wykiwać – wspomina Ryszard Szurkowski mistrzostwa Polski w Zakopanem w 1974 r. Na zdjęciu zdobywcy trzech pierwszych miejsc, od lewej: Ryszard Szurkowski, Stanisław Szozda, Janusz Kowalski

Foto: PAP, Tadeusz Olszewski

Został w tobie żal, że zawodowstwo wchłonęło amatorstwo tak późno i nie miałeś szansy spróbować?

My niby byliśmy amatorami, ale właściwie zawodowcami, bo przecież nic innego nie robiliśmy, tylko trenowaliśmy. Nie zarabialiśmy tak dużo jak oni, choć i tam w tamtych czasach nie było tak ogromnej kasy jak dzisiaj. Podam taki przykład: kiedy niesławny dzisiaj Lance Armstrong zaczął wygrywać, to w rok zgarniał tyle, ile Eddy Merckx przez całą karierę. A co tu porównywać? Amerykanina, który na dopalaczach jechał właściwie tylko Tour de France, do kogoś, kto wygrywał wszystko? Dajmy spokój... A wracając do pieniędzy w naszych czasach. Francuz Marcel Duchemin, który był drugi w Wyścigu Pokoju w 1970 roku, nie chciał iść na zawodowstwo, bo na amatorstwie zarabiał dokładnie te same pieniądze. Inni przechodzili na starość. A my? Nie było nam źle. Jeździliśmy za granicę, wracaliśmy z bananami, czekoladą, papierem toaletowym i ubraniami. Wydawało nam się, że jest dobrze. Nikt z czołówki nie został na Zachodzie, a przecież można było. Chociaż nie, Jan Smyrak, medalista mistrzostw świata, został w Niemczech. Staszek Szozda o tym wiedział wcześniej, bo mieszkali razem w pokoju. Smyrak nawet nie rozpakowywał torby, czekał na samochód, a kiedy ten przyjechał, prysnął. Nigdy nie miałem takich myśli. Dostawałem za to zaproszenia, np. od Belgów, żeby do nich przyjść. Sam Merckx też namawiał. Była kiedyś taka sytuacja na Paryż – Nicea, że odjechali mu Francuzi. „Chodź, przeciągniemy Eddiego, bo nie ma już drużyny" – powiedział Tadek Mytnik i daliśmy kilka takich zmian, że szybko odrobiliśmy minutę. Merckx przyszedł później i poprosił o kolację przy polskim stole. Innym razem zaprosili nas z Szozdą na kolację i pytają, co jemy. Poprosiliśmy o to, co Eddy. Przynieśli półmisek owoców morza, a my znaliśmy tylko krewetki, z kolei macek ośmiornic nie tknęliśmy, więc nie ma się jak najeść. I kiedy następnym razem pytali o to samo, podziękowaliśmy, bo po co zamawiać te ośmiornice, skoro i tak nie pojemy. Mija chwila, a Belgowi przynieśli wielki, piękny kawał mięsa. Ponieważ nic nie zamówiliśmy, a później było już głupio, to tylko patrzyliśmy. Wróciliśmy do hotelu głodni jak cholera. A tak całkiem serio, skoro o zawodowstwie, to myślę, że na pewno trwały rozmowy o naszym przejściu, ale w latach 70. nie było na to szans.

Pozostało jeszcze 86% artykułu

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”