Jeszcze tydzień został do wyboru, którego dokonamy w sprawie ustroju naszego kraju. Nie ma co się przecież oszukiwać, że o ustrój chodzi, a nie o liczbę partyjnych miejsc w Sejmie. Ustrój, czyli „forma sprawowania władzy publicznej, zespół zasad dotyczących tej władzy w państwie, a także metod jej wykonywania". Każdy, kto widzi, co się dzieje, nie tylko przez pryzmat telewizji publicznej, musi dostrzegać oczywiste zmiany ustrojowe, jakich dokonuje rządząca partia. Dokonuje ich różnymi sposobami, począwszy od niewpuszczenia do Sali Kolumnowej posłów opozycji. Prawdę mówiąc, od tego momentu nic mnie już nie dziwi. Widok pomieszczenia zagradzanego krzesłami był jak stawianie barykady na wojnie o ustawę budżetową i dezubekizacyjną. Zapanowały prawa siłowe, a nie parlamentarne.
Budowanie innego ustroju polega też na jasnym przekazie władzy. Kto jest przeciw nam, ten jest wrogiem narodu. Kto jest wrogiem narodu, ten jest jego zdrajcą. Wobec zdrajców natomiast naród ma prawo przekraczać granice norm społecznych. Budowanie tego rodzaju napięć wywołuje strach, wywołuje adrenalinę nienawiści. Ustroje budowane na strachu mają swoje nazwy i zna je przeciętny uczeń liceum. I to nam grozi. Nieważne, ilu jest tych, co wieszają kukły opozycyjnych polityków. Ważne, że nie są jednoznacznie potępiani, a więc nie należą do tych, którzy się mają czego bać. Ma się czego bać natomiast każdy, kto widzi niekonstytucyjność poczynań rządu. Zatem tych, co widzą, będzie coraz mniej.
Napisałam słowo „wybór", a nie wybory, choć tak właśnie nazywa się dzień podejmowania obywatelskiej decyzji – to liczba mnoga od słowa wybór. Tym razem jednak myślę, że liczba pojedyncza jest bardziej stosowna. Tym razem nie idziemy na wybory, a dokonujemy wyboru. Wielu, zwłaszcza tych, którzy mają dostęp tylko do propagandy medialnej, wybierze wiarę w socjalną poprawę, to oczywiste. Jeśli będzie ich więcej, to wielu innych będzie żyło z piętnem wroga i zdrajcy. Jestem wśród nich, choć nie do końca genderowa.
Jak z tym dać sobie radę? Jak żyć jako wróg i zdrajca? Już mało czasu, a jednak ciągle jeszcze ważne jest, żeby nie upewniać w tym ludzi przekonanych przez propagandę. Dlatego czuję wielki wstyd, kiedy ktoś z „mojej strony" obraża nie rząd, a wyborców. Każda wypowiedź poniżająca czy pogardliwa jest tylko podarunkiem dla propagandy PiS. Jest potwierdzeniem, że elity są wrogie. Ludzi trzeba przekonać, a nie obrażać. Publiczne filozofowanie na temat niższości umysłowej wyborców prawicy budzi tylko poczucie wrogości i jest dowodem na brak zwykłej inteligencji po prostu. Tylko piętnowanie konkretnych polityków, konkretnych czynów i bezprawia może dać jakikolwiek skutek.
Teraz nie chodzi o Polskę mniej czy bardziej lewicową. Chodzi o to, żeby nie żyć pod butem, tak jak przez wieki w naszej historii. Te buty mają swoich konkretnych właścicieli. Jak w poprzednim klimacie politycznym traktowano oponentów? Jako głupszych. Jako zaścianek. Jak chrześcijanie pogan. To był błąd, z którego, jak widać, mało kto wyciąga wnioski. I to jest obezwładniające. Myśl lewicowa wyrosła z potrzeb ludzi pracy. Dziś myśl prawicowa proponuje socjal, a lewicowa nazywa przeciętnego człowieka burakiem. Będę głosowała na tych, którzy choć w tle zamysłu mają pogodzenie żywiołu narodu z postępem. Na tych, którzy chcą się rozliczyć z panującym bezprawiem, a jednocześnie doceniają specyfikę naszej ojczyzny. To nie jest łatwe. Tak samo jak nie jest łatwe zrozumienie wodza walczącego o naturę z piórami zabitych papug na głowie.