Wydarzenia z ostatnich dni były tego zresztą doskonałym przykładem. Część z obrońców Kościoła moim zdaniem posługujących się błędnym rozumieniem świętości tej instytucji, przekonywała, że każda decyzja hierarchii jest słuszna, że każdy zapis prawny powinien być realizowany, a ci, którzy sądzą inaczej czy krytykują hierarchię czy kapłanów, w istocie atakują święty Kościół. Problem polega tylko na tym, że Kościół jest, by posłużyć się pięknym określeniem teologii, rzeczywistością Bosko-ludzką, a Jego świętość pochodzi z elementu Boskiego. Jeśli więc mówimy, że jest On święty, to nie chodzi nam o doskonałość ludzkich instytucji, bezbłędność decyzji biskupów, kapłanów czy nawet papieża, ale o świętość pochodzącą od Boga, a realizującą się poprzez sakramenty (sprawowane przez grzesznych i tylko takich ludzi), poprzez nieomylne nauczanie Magisterium, poprzez obecność Bożej łaski. To wszystko realizuje się wewnątrz Kościoła za sprawą jego członków, ale nie dlatego, że każdy z nich jest święty, a często pomimo to. Bóg prowadzi swój Kościół, czyni Go świętym, ale nie oznacza to zniszczenia grzechu w Kościele. Ten jest obecny, bo Kościół jest również w pełni ludzki.
Oczywiście to, co nieświęte niszczy świadectwo Kościoła, osłabia Jego wiarygodność, i dlatego tak istotne jest, by Kościół nieustannie się reformował, oczyszczał, powracał do pierwotnego radykalizmu. Pierwszym zadaniem każdego z wiernych jest oczywiście nawracanie się samemu, ale w niczym nie zmienia to faktu, że gdy instytucja podlega korupcji, osłabieniu, zepsuciu, to należy o tym nie tylko mówić, ale i próbować to zmieniać. Uświęcenie błędów, konsumpcjonizmu, korporacyjnej solidarności, krycia przestępców jest zwyczajną herezją, a nie wiernością Kościołowi.
Poprawne rozumienie kapłaństwa także pomaga w zrozumieniu wielu sytuacji. Otóż tak się składa, że choć kapłaństwo wyciska na człowieku niezacieralne piętno, to ono wcale nie oznacza, że ksiądz staje się nieomylny, bezgrzeszny, szczególny. On sam powinien lękać się i drżeć przed własnym kapłaństwem, a nie powinien popadać w zadufany w sobie klerykalizm. Tak się bowiem składa, że kapłaństwo jest niczym niezasłużonym darem, a do tego potężnym zadaniem. Jeśli się tego nie dostrzega, jeśli z kapłaństwa pozostaje tylko władza, poczucie własnego wyboru, to wyradza się ono w kastowość i faryzeizm. A to jest już niezmiernie niebezpieczne.
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Dlaczego zawracam głowę czytelnikom „Plusa Minusa" rozważaniami teologicznymi? Odpowiedź jest bardzo prosta. Otóż tak się składa, że z klerykalnej herezji, z uświęcania ludzkich zwyczajów i ludzkich elementów Bosko-ludzkiej instytucji bierze się masa problemów w polskim Kościele. Warto więc wracać do fundamentów, warto zajmować się teologią i nieustannie weryfikować jej ortodoksje, tak by nie popełniać głupich błędów i nie bronić tego, czego nie tylko nie da się bronić, lecz także tego, co bronione być nie powinno.