Na naszej pamięci ciąży obraz odbudowy z czasów rozkwitu socrealizmu i stalinizmu. Jak pisze autor książki: „Czerwone flagi i gigantyczne portrety przywódców (...), maszerujące rytmicznie tłumy i murujący herosi – obrazy wykreowane przez propagandę w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych sprawiają, że łatwo dziś widzieć w odbudowie Warszawy wyłącznie projekt komunistyczny, inspirowany z Moskwy".
Grzegorz Piątek przekonuje, że w latach 40. polityczne klimaty były jednak jeszcze inne. W zasadzie do 1947 r. wydawało się, że mimo rządów komunistów może utrzymać się jakaś forma socjaldemokracji. Oczywiście już wówczas architektura i urbanistyka, jak pozostałe dziedziny życia, były powiązane z radykalną zmianą systemu i ideologii. BOS – Biuro Odbudowy Stolicy – powołane w 1945 r. przez nowe władze, miało w dużej mierze zadania propagandowe.
Niemniej w biurze działali nie tylko aktywiści partyjni. Józef Sigalin, który miał zebrać architektów i specjalistów ochrony zabytków i ściągnąć ich do Warszawy, był komunistą. Roman Piotrowski, szef BOS, wywodził się z przedwojennej lewicującej awangardy związanej z ruchem reformy mieszkaniowej. Ale już prof. Lech Niemojewski nie identyfikował się z komunizmem. Przed wojną pracował dla władz sanacyjnych i był komisarzem pawilonu polskiego na wystawie światowej w Paryżu w 1937 r. Podobnie Jan Zachwatowicz, związany w czasie wojny z AK i Delegaturą Rządu na Kraj, który po wojnie objął kierownictwo Biura Organizacji Odbudowy m.st. Warszawy. Wszyscy byli głęboko poruszeni rozmiarem zniszczeń w stolicy i chcieli działać na rzecz jej odbudowy.
Szacowano, że w Warszawie zalegało 20 mln metrów sześciennych gruzu, a niewykluczone, że nawet 25–30 mln m sześc. Warszawiacy w porywie serca wracali do zrujnowanej stolicy i spontanicznie włączali się w odgruzowywanie i odbudowę. Z ruin zaczęły się wkrótce wyłaniać ciągi parterowej Marszałkowskiej, Chmielnej, Wspólnej...