Dziś wbrew mej woli zobaczyłem w Drury Lane dwa lub trzy domy oznaczone trzema czerwonymi krzyżami ponad drzwiami, z napisami »Boże, miej litość nad nami«, co było pierwszym złym znakiem tego typu, jaki zobaczyłem w życiu" – pisał o centrum Londynu w słynnym zaszyfrowanym „Dzienniku" Samuel Pepys latem 1665 r.
Tamtą dżumę opisał również klasyk „powieści pandemicznej" Daniel Defoe w „Dzienniku roku zarazy", tak naturalistycznym, iż uważano, że stanowi relację uczestnika wydarzeń, choć był genialnym przetworzeniem archiwalnych źródeł: „Łzy i lament widziało się w każdym domu zwłaszcza na początku nawiedzenia, ku końcowi bowiem serca ludzkie twardniały, śmierć zaś tak nieustannie zaglądała im w oczy, że nie przejmowali się już tak bardzo stratą przyjaciół, oczekując, że wkrótce przyjdzie i ich godzina" – pisał Defoe. Dziś zaś jego opowieść oraz film „Siódma pieczęć" Ingmara Bergmana przypomina, że do XX wieku, gdy ludzkość sama zaczęła się eksterminować na wielomilionową skalę z użyciem wynalazków chemicznych i biologicznych – tę straszną rolę odgrywały epidemie.
Broń biologiczna chana
Według różnych szacunków tylko pierwsza fala dżumy w okresie od XIV do XVIII w., zabiła w Europie do 50 mln ludzi. Obecne utyskiwanie na wyjątkową rolę globalizmu w rozprzestrzenianiu się koronawirusa, to syndrom niewiedzy. Ojczyzną dżumy zawsze była chińska wyżyna Yunnan, gdzie pojawiła się kilka tysięcy lat temu i docierała w obszar Morza Śródziemnego dzięki Jedwabnemu Szlakowi albo przez Afrykę. Jeden z najwcześniejszych opisów zarazy – w Atenach w 430 r. przed Chrystusem, znajdujemy w „Wojnie peloponeskiej" Tukidydesa: „Pierwszym objawem była silnie rozpalona głowa, oczy zaczerwienione i piekące (...) następnie pojawiał się katar i chrypka, a po niedługim czasie choroba atakowała płuca i pojawiał się silny kaszel; kiedy zaś zaatakowała żołądek, występowały nudności i wszelkiego rodzaju wymioty żółcią. (...) Wewnątrz zaś chory był tak rozpalony, że nie mógł znieść nawet najlżejszego odzienia ani najdelikatniejszego nakrycia, lecz chciał leżeć nago, a najchętniej rzuciłby się do zimnej wody". Tukidydes pisał o całkowitym upadku moralności: „Każdy chciał prędko i przyjemnie użyć życia, uważając zarówno życie jak i pieniądze za coś krótkotrwałego. Nikt nie miał ochoty trudzić się dla cnoty (...). Ani obawa przed bogami, ani żadne prawa ludzkie nie krępowały nikogo".
Relacja Tukidydesa zadziała w literaturze, nomen omen, jak wirus. Została przetworzona przez Lukrecjusza, wpływowego poetę Cesarstwa Rzymskiego. W arcydziele „O naturze rzeczy" pisał, że ateńska zaraza powraca we śnie i na jawie: „najdziwniejsze kształty widzimy, że nas budzi. Nieraz w nocy zwidzenie dawno umarłych ludzi, Aż przerażeni z krzykiem do jawy powracamy".