Jerzy Giedroyc. Człowiek Wschodu

„Ale klops – to, co się stało na Ukrainie i na Białorusi, jest zupełnie przerażające" – pisał w lipcu 1994 roku redaktor „Kultury" do Bohdana Osadczuka na wieść o tym, że w wyborach prezydenckich wygrali Leonid Kuczma i Aleksander Łukaszenko.

Publikacja: 11.09.2020 10:00

Jerzy Giedroyc. Człowiek Wschodu

Foto: Rzeczpospolita, Konrad Siuda

Jerzy Giedroyc urodził się w 1906 roku w Mińsku – który zgodnie z ówczesną nomenklaturą do końca życia nazywał „Litewskim" – i tam też spędził pierwszych dziesięć lat życia. Wychowywał się – jak wspominał – w tolerancyjnym, kresowym domu i w rodzinie, w której krew polska i litewska mieszały się z białoruską, rosyjską, a nawet gruzińską. Od dziecka wpojoną miał świadomość wieloetniczności tych ziem i szacunek dla innych narodowości oraz wyznań. Latem 1917 roku po rocznym pobycie w szkole Komitetu Polskiego w Moskwie „rzemiennym dyszlem" – jak to później nazywał – poprzez rewolucyjną Rosję powrócił do Mińska. Tu zafascynowany dziejącą się na jego oczach historią 11-latek obserwował też dowody ambicji narodowych nielicznych wówczas w mieście Białorusinów. Kiedy w lutym 1918 roku Lew Trocki zerwał rokowania w Brześciu, wojska niemieckie ruszyły na wschód. Z Mińska szybko ulotnili się bolszewiccy komisarze, a władzę w mieście objęła „zjednoczona komendantura" polsko-białoruska. Planowano nawet utworzenie koalicyjnego rządu „miejscowego", w skład którego weszliby Białorusini, Polacy i Żydzi – ostatecznie do tego nie doszło, a zajętą wkrótce przez Niemców mińszczyznę przyłączono do tzw. Ober-Ostu.

Na zawsze pozostać miał „człowiekiem Wschodu". Po przeprowadzce do Warszawy odstawał od swych kolegów z gimnazjum Zamoyskiego, spośród których wielu uważało Eligiusza Niewiadomskiego, zabójcę pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej, za bohatera narodowego. Zaangażowawszy się w działalność polityczną, szybko trafił do kręgu osób wspierających idee prometejskie. Kiedy w latach 30. jako młody urzędnik i redaktor uważał siebie za „opozycję wewnątrz obozu piłsudczykowskiego", to opozycyjność ta dotyczyła właśnie w dużej mierze polityki władz wobec mniejszości narodowych, niezwykle często na łamach tytułów, które współtworzył, „Buntu Młodych" i „Polityki" krytykowanej. W 1937 roku czołowy publicysta „Buntu" Adolf Bocheński pisał o idei jagiellońskiej: „Polacy, którzy ją wysuwają, uważają się za przyjaciół mniejszych narodów Europy Wschodniej i sądzą, że zrobią im przyjemność, przebąkując o Jagiellonach. Jednocześnie jednak ta sama idea jagiellońska jest dla tych małych narodów największym straszakiem i symbolem najbardziej agresywnego imperializmu polskiego. (...) Zrozumiejmy, że ani Litwini, ani Ukraińcy, ani Białorusini nie mają najmniejszej ochoty zostać Polakami – i uszanujmy tę ich wolę...".

Obszar ULB

Konsekwentnie, również dla założonej przez Giedroycia w 1947 roku „Kultury", od początku pierwszorzędnym zagadnieniem była przyszłość sąsiadujących z Polską na wschodzie narodów, zniewolonych przez Związek Sowiecki. Już w początkach 1951 roku pisał on do wybitnego działacza ruchu prometejskiego Włodzimierza Bączkowskiego: „Wydaje mi się rzeczą jasną, że utrzymanie granicy traktatu ryskiego jest nierealne. Nie możemy zamykać oczu, że narody białoruskie i ukraińskie mają też prawo do formy państwowej w ramach przyszłej Europy i że to jest w naszym interesie to podtrzymywać, by nie mieć znów monolitu rosyjskiego na swych granicach. Czy Lwów ostatecznie będzie polski czy ukraiński, to jest kwestia odpowiedniego kompromisu. (...) Niech mi Pan wierzy, że bynajmniej nie chcę rezygnować z obrony interesów naszego narodu, ale trzeba się dostosować do zmienionej sytuacji, a nie uważać Wilsona za Mojżesza".

Po wielokroć burze w emigracyjnej opinii publicznej wywoływały poświęcone tym zagadnieniom, publikowane na łamach „Kultury", teksty Józefa Łobodowskiego, Juliusza Mieroszewskiego czy też pamiętny list do redakcji Józefa Majewskiego, alumna z Pretorii, który przekonywał, że Litwini i Ukraińcy nigdy nie podarują Polsce Wilna i Lwowa i apelował: „Gdy dojdzie do trzeciej wojny światowej i do ewentualnej klęski Rosji Sowieckiej, nasze apetyty na Lwów i Wilno powinny by już zupełnie wygasnąć. Niech Litwini, którzy gorszy niż my los przeżywają, cieszą się swym Wilnem, a we Lwowie niech powiewa sino-żółty sztandar. My zaś zwróćmy oczy na Wrocław, Gdańsk i Szczecin i budujmy Polskę na jej własnej glebie".

Kwestie te nadały też ton udziałowi reprezentantów „Kultury" Jerzego Giedroycia i Józefa Czapskiego w zorganizowanym w 1950 roku w Berlinie Kongresie na rzecz Wolności Kultury. „Pierwszego dnia złożyliśmy aide-memoire, grożąc wyjazdem z Kongresu – relacjonował wówczas redaktor w liście do Wojciecha Zaleskiego – jeśli nie będzie zaznaczone oficjalnie, że Kongres stoi na stanowisku zjednoczonej całej Europy, a nie tylko zachodniej, i jeśli nie będzie oficjalnie zaznaczone, że brak większej reprezentacji zza żel. kurtyny jest tylko niedopatrzeniem i że na nast. będą reprezentowani obficiej razem z Ukraińcami i Białorusinami".

Były to początki debaty, której punktem kulminacyjnym stała się publikacja w 1974 roku artykułu Juliusza Mieroszewskiego „Rosyjski »kompleks polski« i obszar ULB". „Ukraińcy, Litwini i Białorusini w dwudziestym wieku nie mogą być pionkami w historycznej grze polsko-rosyjskiej" – pisał Mieroszewski. „Musimy szukać kontaktów i porozumienia z Rosjanami gotowymi przyznać pełne prawo do samostanowienia Ukraińcom, Litwinom i Białorusinom i, co również ważne, musimy sami zrezygnować raz i na zawsze z Wilna, Lwowa i z jakiejkolwiek polityki czy planów, które by zmierzały do ustanowienia w sprzyjającej koniunkturze naszej przewagi na Wschodzie kosztem cytowanych powyżej narodów. Tak Polacy, jak i Rosjanie muszą zrozumieć, że tylko nieimperialistyczna Rosja i nieimperialistyczna Polska miałyby szansę ułożenia i uporządkowania swych wzajemnych stosunków. Musimy zrozumieć, że każdy imperializm jest zły, zarówno polski, jak i rosyjski – zarówno zrealizowany, jak i potencjalny, czekający na koniunkturę. Ukraińcom, Litwinom i Białorusinom musi być przyznane w przyszłości pełne prawo do samostanowienia, bo tego wymaga polsko-rosyjska racja stanu".

Przylegać do rzeczywistości

Po „przerażającym" – jak nazwał je w liście do Osadczuka – zwycięstwie Łukaszenki, Jerzy Giedroyc bacznie obserwował sytuację na Białorusi. Zawsze bowiem powtarzał, że polityka nie jest sakramentem, a koncepcje można zmieniać, ale by robić to umiejętnie, należy – jak to określał – „przylegać do rzeczywistości". Dlatego redaktor nie namawiał wówczas do jawnego konfliktu z białoruskim dyktatorem, nadal posiadającym wysokie poparcie społeczne, ale raczej szedł drogą, którą wcześniej przez pół wieku stosował wobec Polaków – szukał sposobów wspierania białoruskich ambicji niepodległościowych poprzez docieranie do jego warstw opiniotwórczych.

Pod koniec 1996 roku pisał na łamach „Kultury": „Powinniśmy zrobić wszystko dla utrzymania w Białorusi ustroju demokratycznego i parlamentarnego. Ważne jest tylko, aby nie przesadzić. Za dużo jest oficjalnych wystąpień, wizyt w Mińsku etc. Należy ograniczać się do akcji społecznych, alarmowania organizacji międzynarodowych itp., żeby nie stwarzać pozorów mieszania się do spraw wewnętrznych Białorusi. Trzeba pamiętać, że u naszych wschodnich sąsiadów ciągle pokutuje obawa przed polskim imperializmem. Nie ułatwia takich sytuacji fakt, że nasze placówki dyplomatyczne są często obsadzane przez osoby – łagodnie mówiąc – mało kompetentne". Na początku roku 1999 Jerzy Giedroyc pisał do Ziemowita Fedeckiego: „W nowych ograniczonych możliwościach chcę tylko lansować koncepcję, że nie powinniśmy wojować z Łukaszenką, bo to się odbije tylko na ludności polskiej (...). Trzeba więc w tej chwili rozwinąć przede wszystkim działalność na odcinku kulturalnym, bo to są metody najskuteczniejsze. Tu wielka rola będzie dla Uniwersytetu Białostockiego, a specjalnie dla Katedry Kultury i Historii Białorusi, która powinna stać się Piemontem myśli niepodległościowej białoruskiej. Maksymalna pomoc dla środowisk intelektualnych poprzez dawanie stypendiów, zapraszanie na wykłady etc.; stworzenie stacji PAN-u w Mińsku, a przede wszystkim zmiana naszej polityki narodowościowej antybiałoruskiej, którą prowadzi administracja w Białymstoku. (...) Jest wskazana dyskretna pomoc finansowa (żywnościowa), bo z tym jest fatalnie. (...) Ma się rozumieć, żadne Radio Wolna Białoruś, które usiłowano stworzyć w Białymstoku. Wystarczy Radio Liberty w Czechach. (...) No i trzeba bardzo uważać na prowokacje KGB. Jest to jedyna instytucja sprawnie funkcjonująca w Rosji, która też sprawnie działa na naszym terenie".

Nie tylko próbował do swych racji przekonywać na łamach „Kultury" i w relacjach osobistych, ale też sam je realizował w praktyce. W jednym z nagrań z tego okresu mówił: „Wiemy, jak wygląda obecna sytuacja, i wobec tego zaczęliśmy od strony kulturalnej. Zrobiliśmy wystawę »Kultury« w Mińsku, a oni wydali numer specjalny »Kultury«. On się mógł [legalnie] ukazać, bo oni przyszli do przekonania, że to jest pismo poświęcone sprawom kulturalnym, to nie jest takie specjalnie groźne, można to tolerować – mimo że w tym numerze były artykuły Mieroszewskiego, były artykuły mówiące o niepodległości Białorusi, całkowicie sprzeczne z polityką białoruskiego dyktatora". Białoruski numer „Kultury" ukazał się z inicjatywy grupy intelektualistów, skupionych wokół pisma „Fragmenty", a jego redaktorem był Ihar Babkou. Rzecz jasna nie były to działania na masową skalę, ale trudno odmówić im skuteczności – nie bez powodu w 2006 roku na Białorusi obchodzono stulecie urodzin Redaktora, a rok później radni Mińska zagłosowali za nadaniem jednej z ulic imienia Jerzego Giedroycia. Jest on też patronem głównej niezależnej nagrody literackiej, przyznawanej od 2012 roku przez białoruski PEN-Club.

Giedroyc podejmował się wyzwań trudnych – jak nieudana próba wypromowania kandydatury białoruskiego pisarza Wasila Bykaua do literackiej Nagrody Nobla, do czego zaangażował m.in. Czesława Miłosza – ale nie umykały mu też problemy mniejszego, zdawałoby się, kalibru. Kiedy np. białoruskiemu liceum w Hajnówce groziło wyłączenie prądu w związku z niezapłaconymi rachunkami, Redaktor przysłał czek na niezbędną sumę.

Mija właśnie miesiąc, od kiedy Białorusini masowo, nieustępliwie protestują przeciwko kolejnym sfałszowanym przez Łukaszenkę wyborom. Pod wrażeniem ich niezwykłej determinacji byłby zapewne również Jerzy Giedroyc. 

Marek Żebrowski jest politologiem, autorem m.in. książek „Jerzy Giedroyc. Życie przed »Kulturą«" (Wydawnictwo Literackie, 2012), „Dzieje sporu. »Kultura« w emigracyjnej debacie publicznej 1947–1956" (Towarzystwo Opieki nad Archiwum Instytutu Literackiego w Paryżu, 2007) i „Niepodległa na łamach »Kultury« 1947–1962" (Instytut Książki i Instytut Literacki Kultura, 2018)

Jerzy Giedroyc urodził się w 1906 roku w Mińsku – który zgodnie z ówczesną nomenklaturą do końca życia nazywał „Litewskim" – i tam też spędził pierwszych dziesięć lat życia. Wychowywał się – jak wspominał – w tolerancyjnym, kresowym domu i w rodzinie, w której krew polska i litewska mieszały się z białoruską, rosyjską, a nawet gruzińską. Od dziecka wpojoną miał świadomość wieloetniczności tych ziem i szacunek dla innych narodowości oraz wyznań. Latem 1917 roku po rocznym pobycie w szkole Komitetu Polskiego w Moskwie „rzemiennym dyszlem" – jak to później nazywał – poprzez rewolucyjną Rosję powrócił do Mińska. Tu zafascynowany dziejącą się na jego oczach historią 11-latek obserwował też dowody ambicji narodowych nielicznych wówczas w mieście Białorusinów. Kiedy w lutym 1918 roku Lew Trocki zerwał rokowania w Brześciu, wojska niemieckie ruszyły na wschód. Z Mińska szybko ulotnili się bolszewiccy komisarze, a władzę w mieście objęła „zjednoczona komendantura" polsko-białoruska. Planowano nawet utworzenie koalicyjnego rządu „miejscowego", w skład którego weszliby Białorusini, Polacy i Żydzi – ostatecznie do tego nie doszło, a zajętą wkrótce przez Niemców mińszczyznę przyłączono do tzw. Ober-Ostu.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy