Za życia stawiano mu pomniki. Jego podobizna widnieje na znaczkach i na banknocie Nowej Zelandii. Był jednym z najbardziej szanowanych ludzi na świecie. A jednak „ból i nieszczęścia mnie nie ominęły” – pisał w wieku 80 lat podsumowując swe życie.
Należał do odkrywców, którym dana była radość wypełniania białych plam na mapie Ziemi. Urodził się 20 lipca 1919 r. w Auckland w Nowej Zelandii. W dzieciństwie był cherlawy i nieśmiały. Matka, nauczycielka z ambicjami, posłała go do szkoły zbyt wcześnie. Szkołę podstawową skończył dwa lata przed terminem, za to z bagażem kompleksów. Nietypowe na tamte czasy doświadczenie w zimowej wspinaczce w górach zdobył dzięki... pszczołom. Srogi ojciec zmuszał go i brata do ciężkiej pracy w pasiece. Jedynie zimą, kiedy pszczoły spały, miał chwile dla siebie. Wybierał się wtedy w góry. Najczęściej chodził po nich samotnie. Dopiero tam poczuł wolność. Któregoś dnia obserwował w schronisku dwóch wspinaczy adorowanych przez kobiety i doszedł do wniosku, że ma nieciekawe życie. Potem stojąc już na pobliskim szczycie, postanowił, że pójdzie na wojnę, a jeśli przeżyje – zostanie alpinistą.
Przeżył, choć z trudem. Jako nawigator wodnopłatowców pływał w jednostce ratowniczej. Pewnego dnia na Pacyfiku zapalił się silnik. Wskoczył do wody z ciężkimi poparzeniami, zanim maszyna wybuchła. Po wojnie, realizując konsekwentnie swój plan, zorganizował wyprawę na kilka dziewiczych szczytów w Himalajach Garhwalu. Potem przeczytał w gazecie, że słynny brytyjski alpinista Eric Shipton przygotowuje ekspedycję mającą znaleźć drogę pod Mount Everest. Wysłał list, który zmienił jego los.
Wszelkie próby zdobycia Everestu od pół wieku odbywały się od strony Tybetu. Ale w roku 1951 Tybet był zamknięty i niedostępny z przyczyn politycznych. Otworzył się za to Nepal. Nikt jednak nie znał dojścia pod najwyższą górę Ziemi od tej strony. Edmund Hillary wziął udział w dwóch brytyjskich wyprawach rekonesansowych. Podczas trzeciej stanął na szczycie wraz z Szerpą Tenzingiem Norgayem. Było to 29 maja 1953.
Tego, co rozpętało się potem, nie mógł sobie wyobrazić. Wiadomość o zdobyciu Mount Everestu obiegła Anglię w dniu koronacji królowej Elżbiety II. Była prezentem od biednego nowozelandzkiego pszczelarza i nepalskiego analfabety dla gasnącego imperium. Wzbudziło to wiele przykrych emocji wśród angielskich dżentelmenów stanowiących trzon ekspedycji. Koperta, jaką goniec wręczył Hillary’emu schodzącemu w karawanie wyprawy do bazy, zaadresowana była do Sir Edmunda Hillary’ego – Komandora Orderu Imperium Brytyjskiego. – Skąd ja wezmę pieniądze na nowy kombinezon do pracy przy ulach – trapił się przerażony. – Przecież szlachcicowi nie wypada nosić brudnego!