Szara normalność

Polska nie jest aż tak zatomizowana, jak sądzili zaniepokojeni zwolennicy republikanizmu, ani tak skolektywizowana, jak widzieli to liberałowie. Może więc nastał czas na spór 30-latków prowadzony w nowym języku?

Publikacja: 15.03.2008 00:33

Szara normalność

Foto: Rzeczpospolita

Polityka miłości to nie żart. Jeśli wierzyć publicystom, którzy próbują nadać jej intelektualną głębię i historyczny kontekst, nastał czas liberalnej demokracji, w której nie liczą się już wielkie projekty, lecz krzątanina wokół dobrobytu i przysłowiowej już ciepłej wody w kranie.Jak orzekał Adam Michnik w „Mowie pogrzebowej nad grobem IV RP”, rządy PiS to tylko zły sen, z którego obudziliśmy się rano 22 października. Autor cieszył się z „normalności” – polskiej wersji demokracji, w której wygrywa zwyczajność i szarość nad kontrastami i wyrazistością. „Polskie społeczeństwo (...) wybrało demokrację niedoskonałą, pełną grzechów i brudów, a odrzuciło partię, która zapowiadała dążenie do czystości doskonałej i konsekwentnej”.

Robert Krasowski (w tekście „Żyjemy w świecie politycznej iluzji”) nie zgadza się z wizją powrotu do III RP. Jego zdaniem odrzuciliśmy ideologiczne podziały tego okresu, które zostały użyte do budowy idei IV, znajdujemy się więc w istocie wśród gruzów wszystkiego, co rozpalało umysły po 1989 roku.

W radowaniu się normalnością, jak twierdził, przeszkadzały mu wielkie idee, które wyniósł jeszcze z PRL – komunizm, postkomunizm i antykomunizm. Dziś jednak widać, że polityka powinna zapewnić obywatelom święty spokój, by ci zajmowali się swoimi sprawami. Tak można rozumieć jego narzekanie, że nadal „nie przyjmujemy do wiadomości, że Polską rządzi formacja, która naprawdę chce jedynie, żeby woda w kranie była jeszcze cieplejsza, a drogi mniej dziurawe”.

Wszelako witana z radością przez obu autorów „normalność” to w istocie obraz świata postmodernistycznego. Obaj są zdania, że skończył się czas, gdy światem rządził jakiś ład, przestaliśmy być wspólnotą (albo w ogóle nią nie byliśmy), jesteśmy zaś ponowoczesną masą.

Zbudowanie państwa dobrobytu, państwa przyjaznego nowej klasie średniej oznacza jednak liberalną rewolucję. Wymaga bowiem – czego zdają sobie życzyć zarówno Michnik, jak i Krasowski – oparcia społeczeństwa nie na jakiejś próbie rekonstrukcji zbiorowej tożsamości (to właśnie owe „gorące” idee polityczne, które odesłali do lamusa historii wraz z PiS-em), lecz na „normalnej” chęci bogactwa.

Nawet odwołujący się do silnych tożsamości polityk PO Jarosław Gowin stwierdził niedawno na łamach „Europy”, że choć przesadą jest twierdzenie, że „fundamentalne spory o wartości zupełnie znikną”. to „na razie jednak nie ma społecznej woli dla ich odnawiania.”

Rzut oka na świat w 2008 roku pokazuje tymczasem, że zlaicyzowana Europa, zatroskana o to, by woda w kranach była ciepła, jest wyjątkiem na mapie świata, którym rządzą coraz to szersze projekty i silniejsze wartości.A nawet i ona zdaje się budzić z ponowoczesnej maligny. Jeśli wsłuchamy się w słowa prezydenta jednego z najbardziej laickich krajów na świecie Nicolasa Sarkozy’ego, zadziwi nas to, jak w istocie nasi rodzimi liberalni modernizatorzy są zacofani. Na grudniowym spotkaniu z Benedyktem XVI Sarkozy mówił: „Francja potrzebuje zdeklarowanych katolików, którzy nie boją się powiedzieć, kim są i w co wierzą. Laickość nie może odciąć Francji od jej chrześcijańskich korzeni. Naród, który ignoruje swe historyczne dziedzictwo etyczne, duchowe i religijne, popełnia zbrodnię na własnej kulturze”.

Sarkozy wyraźnie też ostrzegał przed ideową pustką modernizacji rozumianej jako bogacenie się: „W paradoksalnym świecie owładniętym obsesją komfortu materialnego, a równocześnie poszukującym sensu i tożsamości, mój kraj potrzebuje katolików, którzy nie obawiają się głosić tego, kim są, i tego, w co wierzą”. Czyżby więc Francja zorientowała się, że bez wyraźnej tożsamości, bez wiary w jakiś ład nie rozwikła swoich poważnych problemów?

Normalność – jako projekt modernizacji cywilizacyjnej i społecznej połączonej ze wzrostem bogactwa – oderwana od świadomego podtrzymywania wspólnotowej narracji w dłuższej perspektywie zacznie doświadczać liberalnego paradoksu. Z jednej strony liberalizm potrzebuje pewnych wartości nieliberalnych do tego, by trwać. Z drugiej strony nieustannie te wartości zużywa, osłabia, nie potrafiąc ich odtworzyć – ponieważ liberalne państwo nie ma instrumentu wzmacniania wartości i tożsamości. Wtedy trzeba zacisnąć zęby i przyznać, że bez np. wierzących katolików wspólnocie politycznej grozi rozpad.

Wizje końca historii przeżywaliśmy już kilka razy. Pierwsza, Fukuyamy, została zweryfikowana 11 września 2001 roku. Uśpiona czujność liberalnego świata zaczyna być dla niej samej niebezpieczna. Stała się pożywką neokonserwatyzmu, który zdaje się dziś – szczególnie w USA – wyczerpywać swą nośność i atrakcyjność.

Podobną wizję końca historii mieliśmy w latach 90. Pamiętać trzeba jednak, że PiS-owska rewolucja była reakcją na sztandarowe hasło tej epoki „Wybierzmy przyszłość” – odrzućmy balast przeszłości, zbudujmy nowe, bogacące się społeczeństwo. Nie trzeba podzielać poglądów przywódców PiS, żeby zrozumieć, że ich polityczne cele były odpowiedzią na ideologiczną pustkę „liberalizmu” lat 90.

W jednym z pewnością można się zgodzić z Robertem Krasowskim – podział na antykomunizm i postkomunizm w dużej mierze się wyczerpał. Nie wydaje się też, by spór o III, IV czy kolejną Rzeczpospolitą był jeszcze w stanie pobudzić serca i umysły Polaków. Za czasów rządów PiS „Dziennik” próbował rozpocząć interesującą debatę nad nowym podziałem. Wydawało się, że mieliśmy do czynienia z próbą stworzenia języka do opisu różnicy pomiędzy Platformą a PiS. Osią sporu miała być modernizacja czy też jej granice, dziś nie widać jednak żadnych jego owoców.

Czy to oznacza, że spór polityczny już ustał, że dbałość o szarość demokracji i dobrobyt zastąpi wszelkie spory? Oczywiście, że nie. A przekonać o tym się można, śledząc kierowane przez obu wspomnianych już tutaj autorów pisma.

Oto „Gazeta” wszczęła ożywioną debatę o antysemityzmie przy okazji publikacji książki Grossa. Czy to jest stan wyczerpania potencjału podziałów, wojen i nienawiści? Nienawiści pełno w samej tylko dyskusji o „Strachu”. I choć „Wyborcza” odpowiedzialnością za temperaturę sporu obarczała PiS, argumentacja nie wydaje się przekonująca. Słowa Marka Beylina: „Debata o Jedwabnem przeorała nasze umysły i serca, ale czy (...) propaganda PiS przekonująca, że na Polskę i polską tożsamość dybią wrogowie, nie odrodziły zobojętnienia społeczeństwa na przeszłe winy?”, świadczą raczej o niechęci autora do partii Jarosława Kaczyńskiego niż o rzeczywistej polityce historycznej ostatnich dwóch lat.

Również próba ukazania sensu wydarzeń z marca 1968 jedynie w perspektywie polskiego antysemityzmu pokazuje, że wychwalanie normalności nie musi oznaczać końca wielkich projektów ideologicznych jak na przykład redefinicji polskości.

Ale podobną uwagę można skierować pod adresem „Dziennika”. Głównym tematem interesującym tę gazetę po wyborach były relacje państwa i Kościoła. Choć wygląda na to, że żadna ze stron nie dała się wciągnąć w dłuższy spór na temat in vitro, ocen z religii i możliwości zdawania jej na maturze – w pewnej mierze jest to również próba odreagowania bliskiej współpracy Kościoła i rządu w ciągu dwóch ostatnich lat. Jeśli się pragnie, by władza zajmowała się wyłącznie temperaturą wody w kranie, trzeba jeszcze wytoczyć kolejną ideologiczną wojnę z Kościołem, by wycofał się z państwa.

Obecne wyciszenie sporów politycznych nie oznacza końca polityki. Raczej – tu zgoda z Krasowskim – szukamy nowego języka, nowych podziałów, które uporządkują ideowy krajobraz w Polsce.

Specyfika Polski polega na tym, że jesteśmy postmodernistyczni i premodernistyczni zarazem. Polska nie jest aż tak zatomizowana, jak sądzili zaniepokojeni zwolennicy republikanizmu, ani tak skolektywizowana, jak widzieli to liberałowie. Jesteśmy gdzieś pośrodku, poszukując własnej tożsamości. Dlatego też marzy mi się polityczna debata, która uszanuje właśnie tę specyfikę, zamiast budować społeczeństwo od nowa. Nie będzie wszczynać niepotrzebnych wojen, ale będzie też głębsza niż budowana na uśmiechach kraina hasłowego dobrobytu.Od dawna widać było, że młoda lewica nie jest reprezentowana w realnej polityce. Roszczeń lewicowców nie odzwierciedla żadna partia polityczna. A jaki los spotka młodą prawicę? Czy pragmatyzm i „normalność” PO będzie odzwierciedlać jej poglądy? Czy PiS podbije serca młodych ideowców? Jeśli wyobrazimy sobie radykalizm młodej lewicy i prawicy – nie ma on dziś swoich posłów, ministrów. Ma tylko publicystów.

Tym, co łączy ideową lewicę i prawicę, jest niechęć do postmodernistycznego liberalizmu – takiego, który uważa, że jest ostateczną odpowiedzią na rozwój myśli politycznej. W tym sensie – a w ustach zwolennika konserwatywnych porządków może to brzmieć paradoksalnie – lepszą diagnozę świata przedstawia nowa lewica niż obóz liberalny spod znaku Krasowskiego i Michnika.

Czyżby więc zmiana w polityce miała mieć charakter nie tylko ideowy, ale również pokoleniowy? Czy nie jesteśmy po prostu wyczerpani starymi sporami i czekamy, aż ktoś nas nauczy na nowo widzieć, opisywać świat? Choć dotychczas ogłaszane przemiany pokoleniowe wydawały mi się fałszywe, może właśnie nadszedł na nie czas. Skoro 42-letni Krasowski niewiele się różni w swym postmodernistycznym liberalizmie od 62-letniego Michnika, może więc czas na spór 30-latków z lewicy i prawicy? Czas na nowy język? Bo tego, że się taki pojawi, jestem pewien. Szara normalność nie będzie trwać długo.

Michał Szułdrzyński – publicysta, redaktor naczelny „Nowego Państwa”, prowadzi program „Tygodnik Polski” w TVP INFO

Polityka miłości to nie żart. Jeśli wierzyć publicystom, którzy próbują nadać jej intelektualną głębię i historyczny kontekst, nastał czas liberalnej demokracji, w której nie liczą się już wielkie projekty, lecz krzątanina wokół dobrobytu i przysłowiowej już ciepłej wody w kranie.Jak orzekał Adam Michnik w „Mowie pogrzebowej nad grobem IV RP”, rządy PiS to tylko zły sen, z którego obudziliśmy się rano 22 października. Autor cieszył się z „normalności” – polskiej wersji demokracji, w której wygrywa zwyczajność i szarość nad kontrastami i wyrazistością. „Polskie społeczeństwo (...) wybrało demokrację niedoskonałą, pełną grzechów i brudów, a odrzuciło partię, która zapowiadała dążenie do czystości doskonałej i konsekwentnej”.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą