Polityka miłości to nie żart. Jeśli wierzyć publicystom, którzy próbują nadać jej intelektualną głębię i historyczny kontekst, nastał czas liberalnej demokracji, w której nie liczą się już wielkie projekty, lecz krzątanina wokół dobrobytu i przysłowiowej już ciepłej wody w kranie.Jak orzekał Adam Michnik w „Mowie pogrzebowej nad grobem IV RP”, rządy PiS to tylko zły sen, z którego obudziliśmy się rano 22 października. Autor cieszył się z „normalności” – polskiej wersji demokracji, w której wygrywa zwyczajność i szarość nad kontrastami i wyrazistością. „Polskie społeczeństwo (...) wybrało demokrację niedoskonałą, pełną grzechów i brudów, a odrzuciło partię, która zapowiadała dążenie do czystości doskonałej i konsekwentnej”.
Robert Krasowski (w tekście „Żyjemy w świecie politycznej iluzji”) nie zgadza się z wizją powrotu do III RP. Jego zdaniem odrzuciliśmy ideologiczne podziały tego okresu, które zostały użyte do budowy idei IV, znajdujemy się więc w istocie wśród gruzów wszystkiego, co rozpalało umysły po 1989 roku.
W radowaniu się normalnością, jak twierdził, przeszkadzały mu wielkie idee, które wyniósł jeszcze z PRL – komunizm, postkomunizm i antykomunizm. Dziś jednak widać, że polityka powinna zapewnić obywatelom święty spokój, by ci zajmowali się swoimi sprawami. Tak można rozumieć jego narzekanie, że nadal „nie przyjmujemy do wiadomości, że Polską rządzi formacja, która naprawdę chce jedynie, żeby woda w kranie była jeszcze cieplejsza, a drogi mniej dziurawe”.
Wszelako witana z radością przez obu autorów „normalność” to w istocie obraz świata postmodernistycznego. Obaj są zdania, że skończył się czas, gdy światem rządził jakiś ład, przestaliśmy być wspólnotą (albo w ogóle nią nie byliśmy), jesteśmy zaś ponowoczesną masą.
Zbudowanie państwa dobrobytu, państwa przyjaznego nowej klasie średniej oznacza jednak liberalną rewolucję. Wymaga bowiem – czego zdają sobie życzyć zarówno Michnik, jak i Krasowski – oparcia społeczeństwa nie na jakiejś próbie rekonstrukcji zbiorowej tożsamości (to właśnie owe „gorące” idee polityczne, które odesłali do lamusa historii wraz z PiS-em), lecz na „normalnej” chęci bogactwa.