Rz: Na świecie producenci są najbardziej wpływowymi postaciami w muzycznym biznesie, a jak jest w Polsce?
Gdy w poniedziałek odebrałem nagrodę Fryderyka dla producenta roku, miałem bardzo nieprzyjemną rozmowę, w której starano mi się udowodnić, że nie byłem producentem „MTV Unplugged Hey”, bo nie dotknąłem ani jednej gałki przy stole mikserskim. A dla mnie producent to ktoś, kto ma muzyczny pomysł na płytę, nie musi być inżynierem dźwięku.
Rick Rubin, producent Metalliki, Red Hot Chili Peppers i innych, też nie kręci gałkami, tylko inspiruje muzyczne pomysły, wybiera instrumenty, muzyków, kreuje atmosferę.
Tak jest na świecie, ale w Polsce idea odpowiedzialności jednej osoby za realizację płyt pojawiła się stosunkowo niedawno. Stała się popularniejsza wraz z falą hip-hopu. Osobiście chylę czoło przed Leszkiem Kamińskim, Andrzejem Smolikiem, O.S.T.R. i Skalpelem, ale największym autorytetem był Grzegorz Ciechowski, człowiek wielkiego serca. Spotkaliśmy się z nim przed debiutem Pogodna. Brakowało nam kilku tysięcy do dokończenia nagrań w studiu. Zaoferował z miejsca, że gdybyśmy ich potrzebowali, to podejdzie do bankomatu i wypłaci pieniądze, bo bardzo mu się podobały nasze wstępne nagrania.
Trzeba zostać producentem bestsellerowych albumów Kasi Nosowskiej „UniSexBlues” i „MTV Unplugged Hey”, żeby Polska dowiedziała się o Marcinie Macuku, który od wielu lat gra z cenionym w branży zespołem Pogodno?