A statek płynie

Andrzej Urbański byłyby świetnym prezesem telewizji, tylko jest z chorego układu – mówią ludzie mu życzliwi. Ale ów bardzo inteligentny wizjoner sam z premedytacją w ten układ wszedł

Publikacja: 26.04.2008 01:21

A statek płynie

Foto: Rzeczpospolita

W rozmowach ze współpracownikami obecnego prezesa TVP czuć atmosferę frontową. Strategia obrony, dobry ruch, skuteczny atak – takie określenia padają w co drugim zdaniu.

Andrzej Urbański to człowiek walki. Jego przyjaciele twierdzą, że ma genialną zdolność utrzymywania się na powierzchni, wypływa, kiedy się wydaje, że jest już na dnie. I porywa za sobą do boju. Analizuje sytuację, przewiduje ruchy przeciwnika.

– Kiedy rozpoczął się frontalny atak po przegranych wyborach, musieliśmy opracować strategię obrony – opowiada jeden ze znajomych prezesa TVP. Wyglądała ona tak: Punkt pierwszy – przeciągnąć głównego wojownika na swoją stronę. Drugi – skrócić linię frontu, czyli pozbyć się tych, którzy robią największe kłopoty. Trzeci – podpalić tabory w obozie wroga.

Co to znaczy? Główny wojownik z przeciwnego obozu to Tomasz Lis. – Jeden ruch i już był u nas. I inaczej śpiewał – głos wojennego stratega obozu Urbańskiego jest pełen ironii. – A jak jego obóz zawył. Żeby usłyszeć ten skowyt salonu, warto było pracować wiele lat – mówi z nieskrywaną satysfakcją. Podkreśla jednak od razu, że sam Urbański mówił o ściągnięciu Lisa jeszcze przed wyborami, kiedy dziennikarz stracił pracę w Polsacie. Ale działania zaczęły się po wyborach.

Tomasz Lis nie czuje się wykorzystany. – Czytałem z rozbawieniem takie komentarze. Ostatnie wezwanie do dymisji Urbańskiego nastąpiło przecież dwa dni po moim przyjściu. Więc jeśli moje pojawienie się w TVP wpłynęło jakoś na jego sytuację, to tylko utrudniło mu życie – mówi. – A ja nie wybierałem przecież gospodarza miejsca, w którym sprzedaję swój produkt, tylko interesowała mnie wielkość sklepu – odpowiada.

Punkt drugi. Źródło kłopotów to Małgorzata Raczyńska i Patrycja Kotecka. Plan się udał tylko częściowo. Przesunięte na inne, mniej wysunięte pozycje.

Punkt trzeci: podpalanie taborów wroga. Należało sprawić, by atakującym (Platformie) kłopoty zaczęli sprawić ich ludzie. To się udało. – Czytał pan te wszystkie protesty w sprawie abonamentu? Podpisywali je przecież ludzie, którzy są z samego serca elektoratu Platformy, jej zaplecze – tłumaczy znajomy Urbańskiego. Wystrzałem armatnim z tej broni był list trzech prezesów TVP, TVN i Polsatu w obronie abonamentu.

Urbański to człowiek o wielu twarzach. Maciej Strzembosz, producent telewizyjny: – To wybitny umysł, który rozmiarem kapelusza mógłby przykryć niejednego polityka i intelektualistę.

– Bardzo inteligentny, dużej klasy polityk, wizjoner. Zawsze lojalny wobec Kaczyńskich. Bardzo elastyczny. Świetny negocjator. Ale wciąż nie znalazł swojego miejsca na scenie – mówi Józef Orzeł.

Jan Polkowski, dyrektor biura zarządu w TVP: – To polityczne zwierzę. Niezwykle inteligentny. Jednocześnie bardzo ciepły człowiek.

Barwny, kontrowersyjny, wzbudza emocje. „Gazeta Wyborcza” określa go jednoznacznie: żołnierz PiS. „Giętki i oślizgły” – mówią o nim przeciwnicy. Jego przyjaciele jednocześnie bardzo chętnie pastwią się nad nim i wpadają w zachwyt. Witold Pasek, specjalista od marketingu, znajomy Urbańskiego: – On w 1999 roku miał taki sam pomysł jak YouTube. Opowiedział mi tę koncepcję, zanim ten serwis pojawił się w sieci.

– Ma wizje, których nie realizuje. Gubi się w szczegółach, nie panuje nad nimi. Wielkie projekty kończy często na poziomie pomysłów – narzekają przyjaciele. Jego współpracownicy powtarzają często, jak to poświęca godziny na rozmowy o jakichś projektach. Potem nie sprawdza, czy coś idzie, czy projekt ginie gdzieś po drodze w wielkiej machinie.

– Przed wojną mógłby być dyrektorem banku. Z cygarem, we fraku, wielkim brzuchem na wieczornym raucie czarujący wszystkich rozmową – mówi Joanna Kluzik-Rostkowska.

Paweł Burdzy, doradca w TVP: – Andrzej po prostu bardzo lubi ludzi i ma najmniejszy w Polsce elektorat negatywny.

Opowiada taką scenę: Szli przez Krynicę, w trakcie Forum Ekonomicznego. Naprzeciwko Józef Oleksy. Robi się pusto, ludzie się odsuwają. Oleksy nie był najbardziej pożądaną postacią w towarzystwie. Tylko jedna osoba podchodzi do niego i serdecznie się z nim wita. Andrzej Urbański. Potem siedzą gdzieś w kawiarni. Przychodzi Grażyna Gęsicka, Zyta Gilowska, Marek Belka. Urbański ze wszystkimi jest w świetnej komitywie, prawie z każdym na „ty”.

– Znamy się do wielu lat – przyznaje Józef Oleksy. – Ta jego jowialność powoduje, że nie dzieli nas żadna bariera. Ja jestem taki jak on – mówi czołowy postkomunista o szefie znienawidzonej przez jego kolegów „pisowskiej” telewizji, jednym z najbliższych ludzi Kaczyńskich.

Tak samo albo i lepiej zna się z Donaldem Tuskiem. Po wyjściu z PC razem z Tuskiem zakładali Polski Klub Liberalny. Przez kilka tygodni wspólnie podróżowali po Stanach Zjednoczonych na zaproszenie Departamentu Stanu. Ostatni raz obecny premier i obecny szef TVP spotkali się w maju ubiegłego roku w Atenach, podczas finału Ligi Mistrzów. Obaj się serdecznie przywitali. Potem nie było już żadnych kontaktów.

Urbański zna wszystkich, ale najbardziej politycznie jest związany z braćmi Kaczyńskmi. Ale ci, którzy go dobrze znają, podkreślają, że mimo wszystko jest jednostką niezależną. Józef Oleksy: – To człowiek myślący samodzielnie. Przypisuje mu się uzależnienie od PiS, ale to niesprawiedliwe. On nigdy nie jest czyimś człowiekiem. Ma swoje poglądy, ale umie być giętki, kiedy trzeba.

Wszyscy podkreślają, że Urbański to niezatapialny gracz. Zwany Pontonem nie tylko ze względu na swą tuszę.

Do polityki trafił z podziemia. – Od 1980 do 1993 roku pracowałem dla kraju, w „Solidarności” i w podziemiu. Po 13 latach chciałem trochę odpocząć – mówi. Od zawsze praktycznie był związany z braćmi Kaczyńskimi. W Porozumieniu Centrum był sekretarzem generalnym. Kiedy szły wybory, został wydelegowany do „Expressu Wieczornego”. Został naczelnym. Miał odpowiadać za kampanię wyborczą PC w tej gazecie. Józef Orzeł, który został wtedy wicenaczelnym i szefem dodatku „Express Wyborczy”: – Wcześniej naczelnym był Krzysztof Czabański, ale nie chciał się zajmować robieniem kampanii. Andrzej i ja nie mieliśmy tych skrupułów. Poszliśmy tam z politycznym zadaniem. Skoro druga strona robiła takie rzeczy w „Wyborczej”, to my musieliśmy mieć swój oręż – wspomina. – Teraz z telewizją było podobnie – dodaje.

Urbański oburza się na porównanie jego obecnej sytuacji z czasami „Expressu”: – Nie ma analogii między tymi dwiema sytuacjami. Wtedy byłem działaczem partii, a moim zadaniem było wygrać wybory. I to się udało. Teraz nie miałem żadnych zadań od prezesa Kaczyńskiego – przekonuje. W tę ostatnią deklarację dość trudno uwierzyć.

Kaczyńscy wybierają zwykle ludzi, którzy są im bezwzględnie oddani. Urbański jest lojalny, ale samodzielny. Dlaczego więc go ciągle biorą? – Można mieć tabuny działaczy. A potem musisz postawić kogoś, kto ma ręce, nogi, widzi związki przyczynowo-skutkowe i umie działać. A Andrzej głupi nie jest – mówi Joanna Kluzik-Rostkowska.

Znajomi zachwycają się jego umiejętnościami analizy sytuacji. – Doskonale wyczuwa, kto się wyłoży, kto może pójść w górę. Ma dobrą ocenę ludzi – mówi Maciej Strzembosz.

Po debacie Lecha Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem w 2005 roku w obozie PiS panowały minorowe nastroje. Lech przegrał – takie było przekonanie. Urbański nie tracił wiary. Zadzwonił do eksperta medialnego i spytał, czy ta klęska jest do odwrócenia, jak zmienić ją w sukces. Ów ekspert przekonał, że Kaczyński pokazał się jako profesor, a Donald Tusk jako „młody podskakiwacz”. I na tym można dużo budować. Urbański zrozumiał to doskonale. I przekonał Lecha Kaczyńskiego, że jest o co walczyć. Zbudował kandydata od nowa. Kaczyński złapał drugi oddech i wygrał wybory.

Witold Pasek: – Urbański ma niewiarygodną zdolność wyszukiwania szans w przegranych, wydawałoby się, sytuacjach. On chyba jako jedyny ucieszył się z reakcji Lecha Kaczyńskiego na pijaczka, z tego „spieprzaj, dziadu”. Wszyscy byli przerażeni, a on jedyny uznał, że to jest świetne. Powiedział, że to jedyna reakcja, jakiej oczekuje się od normalnego mężczyzny, kiedy zaczepi go pijaczek – relacjonuje.

Doskonale wyczuwa nastroje prezydenta. Jak mówią jego współpracownicy, znalazł do niego klucz. Wie, kiedy i jak do niego przemówić, by było to skuteczne. Przykład? W czasie kampanii wynajęli stylistkę. Zaczęła tłumaczyć prezydentowi, jakich krawatów ma używać. Urbański zauważył, że prezydent przyjmuje to z oporami i po trzech minutach ją odesłał. Potem sam z nią porozmawiał i wszystko po kolei w sobie znany sposób przekazywał kandydatowi. I ten zaczął ubierać się dokładnie tak, jak radziła stylistka. – W czasie kampanii to Urbański decydował, gdzie i z kim ma się spotykać, jak występować. Bo doskonale wyczuwał jego nastroje i chemię. Był w tym mistrzem – opowiada jeden z ekspertów sztabu.Sprawdził się w obydwu prezydenckich kampaniach Lecha Kaczyńskiego. I dlatego, kiedy się okazało, że Wildstein nie realizuje polityki odpowiadającej szefowi PiS, to na niego padł wybór. Do dziś pozostaje w znakomitych relacjach z prezydentem. Często ze sobą rozmawiają.

Ale w partii nie cieszy się wcale popularnością. Traktowany jest jako ciało obce. Od początku telewizyjnej prezesury miał tam wielkich wrogów. – Drzewo się przewróciło, ale nie w tę stronę, co trzeba – to zdanie wypowiedziane przez pisowskich spin doktorów po obaleniu Wildsteina chętnie sobie powtarzano.

Osoba zbliżona do władz TVP: „Ktoś mu powiedział: Andrzej, idziesz do telewizji. A on zrozumiał: Andrzej, idziesz zrobić telewizję. Bo on chciał zrobić prawdziwą publiczną telewizję. Ale oni chcieli od niego telewizji PiS”.

Choć na zewnątrz TVP często oceniania była jako propisowska, w PiS opinie były wręcz przeciwne. Zdaniem dużej części działaczy partyjnych Urbański nie wykonywał swojego zadania należycie.

Najpoważniejszych przeciwników miał w Adamie Bielanie i Michale Kamińskim. Jak mówią jego koledzy, najbardziej przeżywał, że jeżdżą po nim tacy ludzie jak Gosiewski. Ponieważ przeciwnikiem spin doktorów był Zbigniew Ziobro, to Urbański miał jego wsparcie. – To głos Zbyszka na jednym z posiedzeń władz PiS obronił Andrzeja wczesną jesienią 2007 r. – opowiada jeden ze znających wewnętrzne relacje w PiS ludzi. Ziobro miał przekonać kolegów i prezesa, że „trzeba mu jeszcze raz dać szansę”. Być może przyczyną sympatii Zbigniewa Ziobry do TVP był fakt zatrudnienia tam Patrycji Koteckiej. – Ale Koteckiej nie zatrudnił Urbański, tylko Janusz Grzelak, by zabezpieczyć się przed PiS – potwierdza kilka źródeł. W sprawie zatrudnienia Koteckiej wydzwaniał chyba z sześć razy jeden z wiceministrów rządu Kaczyńskiego. Z resortu innego niż minister Ziobro.

Grzelak to człowiek, który kiedyś wyrzucał z pracy pampersów. Umie odnajdywać się w każdej sytuacji. Ale Grzelaka zatrudnił nie kto inny tylko sam Urbański.

Paweł Burdzy: – Przyjście Andrzeja było szansą dla TVP. Miał wziąć polityków na siebie, żeby pozwolić dziennikarzom spokojnie pracować. Ale chyba nie był przygotowany na skalę nacisku polityki.

Najgorzej było po wyborach. Wydawało się, że sytuacja Urbańskiego jest już beznadziejna. Zniszczyć chcieli go przegrani PiS-owcy (za to, że nie pomógł w wyborach PiS), zniszczyć chciała go zwycięska PO (za to, że za bardzo pomagał PiS w wyborach). – Platforma mogła pchnąć go jednym palcem, ale źle się do tego zabrali. Postawili na Katarasińską, a pani poseł okazała się naszym największym sojusznikiem – mówi współpracownik prezesa. Od kiedy ona rozpoczęła atak, Andrzej zaczął stawać na nogi.

Iwona Śledzińska-Katarasińska, posłanka PO: – Ceniłam kiedyś Urbańskiego jako dziennikarza. Jego programy były takie, jakie powinny być w telewizji publicznej. Ale od kiedy został prezesem TVP, całkowicie podporządkował się układowi politycznemu. A po wyborach zaczął wykonywać przedziwne ruchy, przez które stał się jeszcze mniej wiarygodny – mówi.

Pani poseł atakuje prezesa przy każdej okazji.

Teraz toczy się gra o telewizję z Platformą. Pomóc mu mogą SLD-owcy, podtrzymując weto prezydenta do ustawy medialnej. – On ma przewagę nad platformersami, bo zna mentalność i wewnętrzne kody komuchów. Dla platformersów komuchy to jednak świat nieznany. On ich zna, bo ma tę cudowną zdolność docierania do różnych ludzi – tłumaczy bliski współpracownik prezesa TVP.

Umie przekonać nie tylko SLD. Kiedy sprawa abonamentu wydawała się całkowicie przesądzona, namówił Piotr Waltera i Zygmunta Solorza, żeby wystąpili razem z nim w obronie opłaty. – Jest jak alpinista, który już spada i nagle chwyta się jednym palcem i powoli podciąga. Jeszcze dwa, trzy miesiące i będzie się trzymał mocno obiema rękami – przekonuje Paweł Burdzy.

Urbański był już sekretarzem generalnym partii, ministrem, wiceprezydentem miasta odpowiadającym m.in. za drogi i inwestycje, szefem gazety, prowadzącym programy publicystyczne, doradcą piszącym analizy polityczne, szefem Kancelarii Prezydenta, teraz jest prezesem TVP.

Co go najlepiej określa? – Kocha władzę – twierdzi Józef Orzeł, dobry znajomy Urbańskiego. „Lubię to” – powiedział kiedyś wprost.

– Kiedy był ministrem u prezydenta, przyszedł na prywatną imprezę w mieszkaniu znajomych, ktoś zauważył: to miło, że nas zaszczyciłeś. A on uśmiechnięty odpowiedział: – Bo minister powinien zawsze przychodzić do swojego ludu – relacjonuje jeden z uczestników przyjęcia. – On po prostu czuje się jak władca. Dobry, oświecony władca – ocenia Orzeł. Ale sam Urbański podkreśla, że umie sobie odpuścić i odejść, kiedy trzeba.

To jednocześnie erudyta, miłośnik historii, marzący o wielkich projektach. – Wpadam do niego na 15 minut, żeby załatwić coś pilnego, a on przez cztery godziny dyskutuje ze mną o Jagiellonach. Świat się wali, wszyscy mówią, że jego dni na Woronicza są policzone, a on cały czas widzi swój teatr ogromny. Wielką telewizję publiczną z poważną, mądrą debatą – opowiada Witold Pasek.

Urbański chętnie mówi o tym, jak media zżarły politykę, jak ją niszczą, sprowadzając debatę wyłącznie do gadżeciarstwa. – W telewizji potrzeba więcej prawdziwej polityki, a mniej pustego showmeństwa – mówi.

A co pan zrobił w telewizji, żeby było inaczej? – pytam. – Nie wszystko się udało. Ale przynajmniej nie poszliśmy z całym stadem – mówi. I chętnie opowiada o tym, że powiększył oglądalność, a dochody z reklam są najwyższe od ośmiu lat. – Ale co się zmieniło w debacie w telewizji? On sam nie udziela jasnej odpowiedzi, ale jego współpracownicy zgodnie przyznają, że sukcesy na tym polu są, najdelikatniej mówiąc, ograniczone. – Zżerała go ciągła walka o przetrwanie. Oni mu nie dali robić telewizji – mówią. – Andrzej byłyby świetnym prezesem telewizji, tylko jest z chorego układu – mówi wprost Maciej Strzembosz.

To opinia życzliwa dla Urbańskiego, bo przecież ten bardzo inteligentny wizjoner sam z premedytacją w ten układ wszedł. Co więcej, nie widzi w tym niczego złego.

Czym jest prawdziwa władza? – To igranie z diabłem. To zwielokrotniona moc czynienia dobra i zła. To jest chodzenie po cienkiej linie, pod którą jest diabeł, szatan, ciemne moce. Ale ma się też szanse zrobienia czegoś dobrego – mówi Urbański.

Fascynuje to pana? – Tak, władza fascynuje. Bo daje możliwość wpływy, zmieniania. Tu, gdzie jestem, mam szansę komunikowania się z milionami ludzi. To jest też nasze Hollywood. Można zrealizować sny i marzenia.

Andrzej Urbański chyba najbardziej szczęśliwy był, stojąc między Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim przed debatą w TVP. Dziewięć milionów widzów, on w pełnym świetle między dwoma najważniejszymi graczami. Obaj są ideowo dość bliscy, choć na barykadzie stanął po stronie jednego z nich. I ma się zacząć prawdziwa debata.

– Tak, byłem wtedy wielce rad – przyznaje.Ta scena dobrze ilustruje jego problem. Bo był tam z nadania politycznego, jako człowiek Jarosława Kaczyńskiego.

– Co za znaczenie ma, że może starał się być niezależny. Ta telewizja była pisowska i każdy to widział – mówią jego przeciwnicy. Kiedy przyszedł do telewizji, wkrótce po tym, jak przestał być szefem Kancelarii Prezydenta, grupa dziennikarzy, łącznie z niżej podpisanym, uznała to za przekroczenie dopuszczalnych granic i opuściła TVP. Uznała go za namiestnika premiera i prezydenta. Jako dziennikarze poczuli się nieswojo. Nawet jeśli mieli poglądy nieodległe od Urbańskiego.

On tego problemu nie widzi: – To mitologia, że świat polityki i mediów powinien dzielić wielki mur. Nie da się. Jeśli szef wielkiego medium nie rozmawia z politykami, to znaczy, że nie rozumie, na czym polega jego praca – mówi.

– Nie widzi pan problemu w tym, że państwem rządziło dwóch braci, jeden był premierem, drugi prezydentem. I do rządzenia telewizją publiczną, która powinna ich kontrolować, posłali bliskiego sobie człowieka? – Rozumiem tych, którzy taki problem widzieli. Ale ja mam zaufanie do siebie. Wiem, że pewnych rzeczy nie zrobię, i że jak będzie bardzo źle, to zawsze mogę odejść.

– „Wiadomości” nie były przed wyborami bardzo propisowskie? – Nie. Tam mogły się zdarzać błędy. Ale „Wiadomości” po prostu nie przyłączyły się do zbiorowego antypisowkiego chóru. I stąd takie wrażenie – przekonuje.

Najważniejszy dylemat, przed jakim w wolnej Polsce stał Andrzej Urbański, to ten, o którym mówi Maciej Strzembosz: – On nie może się ciągle zdecydować, co go bardziej interesuje: kultura czy polityka.

Dlatego w świecie polityków nie uchodzi za swojego, a w świecie kultury i mediów jest postrzegany jako polityk grający zawsze dla braci Kaczyńskich. Ale on ciągle lawiruje między tymi światami. I ciągle płynie, jak statek u Felliniego.

W rozmowach ze współpracownikami obecnego prezesa TVP czuć atmosferę frontową. Strategia obrony, dobry ruch, skuteczny atak – takie określenia padają w co drugim zdaniu.

Andrzej Urbański to człowiek walki. Jego przyjaciele twierdzą, że ma genialną zdolność utrzymywania się na powierzchni, wypływa, kiedy się wydaje, że jest już na dnie. I porywa za sobą do boju. Analizuje sytuację, przewiduje ruchy przeciwnika.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą