Objawienia Chestertona

Chateaubriand celnie zauważył, że „pisać tekst religijny należy tak, aby niedowiarek chłonął go niczym gorszącą powieść”

Publikacja: 12.07.2008 03:28

Objawienia Chestertona

Foto: Rzeczpospolita

„Kulą i krzyżem” Gilberta Keitha Chestertona wydawnictwo Fronda rozpoczęło edycję nowej, kieszonkowej serii „Powieści z krzyżykiem”. Znajdą się w niej najlepsze utwory popularnej literatury chrześcijańskiej. Jeszcze w tym miesiącu ukaże się kolejna powieść Chestertona „Człowiek zwany Czwartkiem”, a w następnej kolejności książki m.in. Grahama Greene’a i Georges’a Bernanos.

Dziś, gdy istniejącemu zapotrzebowaniu na literaturę chrześcijańską próbują wyjść naprzeciw autorzy, którym się wydaje, że wystarczy bohatera przebrać w sutannę, by zadowolić te czytelnicze oczekiwania, warto sięgnąć do klasyki gatunku. Właśnie do Chestertona, który skądinąd na katolicyzm przeszedł dopiero w wieku 48 lat. Zmarł 14 lat później, w 1936 roku, a papież Pius XI nazwał go „obrońcą wiary katolickiej”. Dorobek twórczy Chestertona zamyka się liczbą 80 tomów, wśród których znajdują się niezwykle popularne nowele o przygodach księdza Browna. To dzięki nim autor „Heretyków” został prezesem Klubu Pisarzy Detektywistycznych. A działo się to w czasie, gdy do klubu należała m.in. Agatha Christie.

„Kula i krzyż” to w istocie opowieść będąca czymś pomiędzy powiastką filozoficzną a moralitetem. Jest historią niemogącego się odbyć pojedynku żarliwego katolika i wojującego ateisty. Pojedynek ten uniemożliwiają im wszyscy wokół, nic dziwnego więc, że z czasem zawiązuje się między adwersarzami sojusz. Odkrywają bowiem, że bardziej niż siebie nawzajem nienawidzą poprawności politycznej, niewolniczej filozofii, wyścigów szczurów, miazmatów myśli George’a Bernarda Shawa, H. G. Wellsa i Lwa Tołstoja. Tego wszystkiego, co sprawiało, że świat psiał na potęgę.

Tymczasem dwaj bohaterowie „Kuli i krzyża” wiedzieli, że Kościół i heretycy zawsze walczyli ze sobą o słowa, bo to jedyna rzecz godna walki. „Cały ten dziwaczny świat – powiada jeden z antagonistów, MacIan – jest mi swojski, ponieważ w jego sercu mam własny dom; cały ten okrutny świat jest dla mnie miły, bo ponad niebiosami istnieje coś bardziej ludzkiego niż ludzkość”. O co, jeśli nie o to, może walczyć mężczyzna?W 1967 roku peerelowska cenzura uniemożliwiła wydanie „Kuli i krzyża”. Uznano ją za nadto niebezpieczną dla systemu komunistycznego.

Chrześcijańska literatura piękna nie musi wyłącznie odmieniać przez przypadki imienia Jezusa. Całkowicie wystarczy, że będzie nieść przesłanie zgodne z nauczaniem Kościoła. Inny klasyk tej literatury, Francois Rene Chateaubriand, celnie zauważył, że „pisać tekst religijny należy tak, aby niedowiarek chłonął go niczym gorszącą powieść”. Po latach posuchy beletrystyka coraz wyraźniej zaznacza swą obecność w ofercie wydawnictw katolickich. Choć najczęściej z katolicyzmem ma ona wspólnego niewiele lub zgoła nic. Jak to możliwe? Ano, powieści z gruntu katolickich powstaje w świecie bardzo, ale to bardzo mało i tylko dlatego takie wydawnictwo jak np. radomski Polwen prezentuje książki Karen Kingsbury i Francine Rivers, przesiąknięte duchem protestanckim. Eksploatuje się więc dorobek starszych autorów, dokonując przy okazji ciekawych odkryć, jak to, które stało się udziałem sandomierskiego Wydawnictwa Diecezjalnego, z sukcesem publikującego powieści zmarłego w 1961 roku Louisa de Wohl, zresztą też jak Chesterton konwertyty.

W tym miejscu warto zwrócić uwagę na wydaną niedawno przez Frondę pracę brytyjskiego krytyka literackiego Josepha Pearce’a „Pisarze nawróceni”. Ten znawca twórczości Tolkiena, Lewisa i Chestertona ukazał przemiany duchowe zarówno tak znanych pisarzy jak Graham Greene czy T. S. Eliot, jak i autorów zapomnianych, takich jak Roy Campbell i Siegfried Sasoon.

Nieprzypadkowo też to samo wydawnictwo w swojej „srebrnej” serii prezentuje takie książki jak „Religia i kultura” Jacques’a Maritaina. Nieznajomość dzieł tego autora, wokół których toczyły się przed laty dyskusje o temperaturze dziś niespotykanej, jest wynikiem zapaści humanistyki w Polsce powojennej. Teraz te i inne czarne dziury trzeba wypełniać.

Zostało tu już powiedziane, że powieści deklaratywnie katolickich szukać należy ze świecą. Trudno sobie nawet wyobrazić, by sprawy wiary stały się obecnie tematem tak głośnych dzieł, jak – porównywalnie – przedwojenny „Ład serca” Jerzego Andrzejewskiego. Ale nie wymagajmy za wiele i wszystkiego od razu. Dlatego wypada się cieszyć z dobrych wyników czytelnictwa trylogii o księdzu Groserze Jana Grzegorczyka („Adieu”, „Trufle”, „Cudze pole”).

Rynek książki religijnej w Polsce rozwijał się w ostatnich latach imponująco. Ale też wykazywał tendencje niepokojące. Dlaczego, na przykład, tak słabe jest u nas zainteresowanie poważną literaturą teologiczną? Liczba osób duchownych nie przekłada się na efekty sprzedaży tego rodzaju literatury.

Prawie 20 lat temu Ryszard Legutko w „Myślach o niemyśleniu” dziwił się: „Zważywszy na ogromny potencjał, jaki znajduje się w zbiorowym doświadczeniu, oraz na sprzyjające okoliczności, takie jak wzrost zainteresowania problematyką religijną czy polski pontyfikat, należałoby się spodziewać imponującej erupcji myśli i książek. Byłoby to tym bardziej uzasadnione, że inteligencja katolicka jest u nas bardzo liczna i stanowi grupę, jak by się wydawało, najszybciej wyzwoloną spod presji ideologii komunistycznej, a także dysponującą kilkoma ważnymi ośrodkami akademickimi. A jednak rezultaty umysłowej działalności są co najmniej rozczarowujące”.

Powie ktoś: katolicyzm polski jest płytki i powierzchowny. To, oczywiście, mantra pozbawiona jakichkolwiek sensownych przesłanek. Ale jest faktem, że polscy katolicy – jak pisał Legutko – „w poszukiwaniu pokarmu dla myśli”, „korzystać muszą z produkcji intelektualnej ateistycznego czy agnostycznego Zachodu”.

Komunizm odciął z naszej tradycji literackiej dzieła Chestertona, Mauriaca, Bernanosa. Cały ten nurt, wywierający ożywczy wpływ na literaturę polską okresu międzywojennego, uznany został za wsteczny i z pogardą odrzucony. Teraz mozolnie przywracany jest do łask, niezależnie od tego, że literackie standardy mocno się od tamtego czasu zmieniły.

Rynek książki katolickiej w Polsce zdominował na całe lata temat papieski. Znacznie jednak osłabło zainteresowanie pozycjami biograficznymi (zeszłoroczny sukces „Świadectwa” kard. Stanisława Dziwisza był tyleż wyrazem zaciekawienia osobą autora, człowieka tak bliskiego Janowi Pawłowi II, ile efektem świetnie przeprowadzonej akcji marketingowej), a bardziej światli czytelnicy zwrócili się natomiast ku papieskiemu nauczaniu. I jeszcze jeden istotny fakt: jedną z najlepiej sprzedawanych książek 2007 roku był „Modlitewnik za wstawiennictwem Jana Pawła II”.

Niewątpliwie też współczesny świat, wraz z Polską, bardziej potrzebuje świadków niż nauczycieli. O problemach duchowych niekoniecznie mówić trzeba na kolanach i to językiem księdza Baki. W cenie jest humor, język potoczysty, tematyka związana z życiem codziennym. Widać to jak na dłoni przy analizie sukcesów wydawniczych ojca Leona Knabita, a przed laty ks. Józefa Tischnera.

Za to przebieranki w rodzaju serialu „Plebania”, jakie z zażenowaniem możemy oglądać w Programie I TVP, nie powinny mieć miejsca. Obrażają one katolicką inteligencję, a tym bardziej jak najdalej należy trzymać się od nich w literaturze. Dlatego też warto wracać do tego, co klasyczne, a nawet kanoniczne.

Słów kilka należałoby jeszcze poświęcić Chestertonowi. To był człowiek naprawdę wielkiego formatu. Swoje poglądy, np. ekonomiczne, przekazywał nie tylko w książkach i artykułach, ale prowadził konkretne działania w ramach „Ligi przywrócenia wolności przez dystrybucję wartości”. Gilbert Keith Chesterton przywrócić chciał mianowicie drobną wartość rolną potomkom angielskich chłopów i uniezależnić drobne rzemiosło od wielkiego kapitału.

Był w jego życiu obecny polski wątek. Odwiedził nasz kraj w 1927 roku, planował potem napisanie książki o Polsce, dla której był pełen podziwu ze względu na naszą wierność religii katolickiej i rycerskie tradycje. Projektowanej książki w końcu nie napisał, ale wielokrotnie angażował się w polityczne spory po naszej stronie, a w wierszu „Polska” akcentował z patosem: „Lecz wyniesione to godło zostało/ Od chwili, kiedy Bóg gniew okrył chwałą, / I gdy zawisły nad domostwem sławy/ Znów orły czarne oraz sępy szare. / W nim to, gdzie wojna świętsza jest niż pokój/ I gdzie nad miłość nienawiść zachwyca. / Zabłysł straszliwy jako sam Duch Święty/ Orzeł, co bielszy jest niż gołębica”.

Był pisarzem odważnym. Nie bronił religii, ale atakował jej wrogów, korzystając przy tym ze straszliwego oręża, jakim jest humor. Ale potrafił w tonacji całkiem serio wywodzić: „To, co w nas złe, wbrew opiniom ewolucjonisty, to wcale nie zwierzę. To diabeł – ów surowy, intelektualnie dziewiczy diabeł ze średniowiecznej opowieści. On gotów jest cierpieć w imię zła. W imię zła jest gotów do heroicznych czynów”.

Nic dziwnego, że Józef Wittlin, entuzjasta Chestertona, w niektórych jego zdaniach doszukiwał się... objawienia. To niewątpliwie przesada, my tylko odkurzmy skryte w „Kuli i krzyżu” wartości. Opłaci się ten wysiłek.

„Kulą i krzyżem” Gilberta Keitha Chestertona wydawnictwo Fronda rozpoczęło edycję nowej, kieszonkowej serii „Powieści z krzyżykiem”. Znajdą się w niej najlepsze utwory popularnej literatury chrześcijańskiej. Jeszcze w tym miesiącu ukaże się kolejna powieść Chestertona „Człowiek zwany Czwartkiem”, a w następnej kolejności książki m.in. Grahama Greene’a i Georges’a Bernanos.

Dziś, gdy istniejącemu zapotrzebowaniu na literaturę chrześcijańską próbują wyjść naprzeciw autorzy, którym się wydaje, że wystarczy bohatera przebrać w sutannę, by zadowolić te czytelnicze oczekiwania, warto sięgnąć do klasyki gatunku. Właśnie do Chestertona, który skądinąd na katolicyzm przeszedł dopiero w wieku 48 lat. Zmarł 14 lat później, w 1936 roku, a papież Pius XI nazwał go „obrońcą wiary katolickiej”. Dorobek twórczy Chestertona zamyka się liczbą 80 tomów, wśród których znajdują się niezwykle popularne nowele o przygodach księdza Browna. To dzięki nim autor „Heretyków” został prezesem Klubu Pisarzy Detektywistycznych. A działo się to w czasie, gdy do klubu należała m.in. Agatha Christie.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Vincent V. Severski: Notatki na marginesie Eco
Plus Minus
Dlaczego reprezentacja Portugalii jest zakładnikiem Cristiano Ronaldo
Plus Minus
„Oszustwo”: Tak, żeby wszystkim się podobało
Plus Minus
Jan Bończa-Szabłowski: Fotel dla pani Eli
Plus Minus
„Projekt A.R.T. Na ratunek arcydziełom”: Sztuka pomagania
Plus Minus
Jan Maciejewski: Strategiczne przepływy