Rosyjska inwazja na Gruzję nie zmieniła równowagi sił w Eurazji. Po prostu dała wszystkim poznać, że ta równowaga już uległa zmianie. USA są zaprzątnięte wojnami w Iraku i Afganistanie oraz potencjalnym konfliktem z Iranem, a także niestabilną sytuacją w Pakistanie. Nie mają w rezerwie strategicznych sił lądowych i nie są w stanie interweniować na obrzeżach Rosji. To stworzyło Rosjanom możliwość utwierdzenia swych wpływów w byłej sferze sowieckiej. Moskwa nie musiała się przejmować potencjalną reakcją USA czy Europy. Równowaga sił była już więc inna i to od Rosjan zależało, kiedy uczynią ten fakt publicznie wiadomym.
Jeśli spojrzymy na rozwój wypadków od 7 sierpnia, pojawia się jedna dość tajemnicza kwestia: dlaczego Gruzini postanowili najechać Osetię Płd. akurat wtedy? Wprawdzie przez poprzednie trzy noce Osetyjczycy prowadzili silny ostrzał artyleryjski gruzińskich wiosek, ale nawet jeśli był on intensywniejszy niż zwykle, taka wymiana ognia należała tam do rutyny. Gruzini może nie sprawili się dobrze w sensie wojskowym, ale zaangażowali dość pokaźne siły, których zgromadzenie musiało zająć wiele dni. Krok Gruzji został więc podjęty z rozmysłem.
Stany Zjednoczone są najbliższym sojusznikiem Gruzji. Utrzymywały ok. 130 doradców wojskowych, a także wielu cywilnych zaangażowanych we wszystkie aspekty działalności państwa. Jest nie do pojęcia, żeby Amerykanie byli nieświadomi mobilizacji w Gruzji i jej zamiarów. Wykluczone też, by nie wiedzieli, że Rosjanie rozmieścili znaczne siły przy granicy Osetii. Techniczne środki wywiadowcze USA nie mogły nie zauważyć przemieszczania się na wysunięte pozycje tysięcy żołnierzy rosyjskich. Jak analitycy wywiadu przeoczyli możliwość, że Rosja zastawiła pułapkę w nadziei, iż Gruzini wtargną, dając jej uzasadnienie do kontrataku?
Trudno sobie wyobrazić, że Gruzini przypuścili swój atak wbrew życzeniom USA. Są zależni od Ameryki i ich sytuacja im na to nie pozwala. To pozostawia nam dwie możliwości. Pierwsza to ogromny błąd wywiadowczy, przez który Amerykanie albo nie byli świadomi rozmieszczenia sił rosyjskich, albo wiedzieli o nich, ale podobnie jak Gruzini źle oszacowali intencje Moskwy. Druga to fakt, że USA wciąż postrzegały Rosję przez pryzmat sytuacji lat 90., kiedy jej siły zbrojne były w rozsypce, a struktury władzy ogarnięte paraliżem. Od czasu wojny afgańskiej Stany Zjednoczone nie były świadkiem istotnych kroków militarnych Rosji poza jej granicami, mogły więc uznać, że nie zaryzykuje ona konsekwencji inwazji.
Jeśli to rozumowanie jest słuszne, prowadzi do kluczowego elementu obecnej sytuacji: Rosja zmieniła się dramatycznie wraz ze zmianą równowagi sił w regionie. Chętnie chwyciła nadarzającą się okazję, by uświadomić innym tę prawdę: oto może najechać Gruzję, a ani USA, ani Europa nie będą w stanie w znaczący sposób zareagować. Pod względem gospodarczym Rosja jako eksporter energii radzi sobie całkiem nieźle, zwłaszcza w relacjach z Europą. Politycznie zaś, o czym za chwilę, Amerykanie potrzebują Rosjan bardziej niż Rosjanie Amerykanów. Wedle kalkulacji Moskwy była to właściwa chwila na uderzenie.