Niech znowu zakwitną kosztele

Koszyk renet czy antonówek napełnia zapachem cały dom. To tylko jeden z powodów, by ratować od wyginięcia stare odmiany jabłoni

Publikacja: 04.10.2008 00:18

Jarosław Pająkowski odtwarza tradycyjne sady

Jarosław Pająkowski odtwarza tradycyjne sady

Foto: Rzeczpospolita, Roman Bosiacki

Ostatniej jesieni Grzegorz Hodun z Instytutu Sadownictwa i Kwiaciarstwa w Skierniewicach dostrzegł w rozłożystej koronie wiekowej jabłoni w starym sadzie w Wielkopolsce niezwykły owoc. Jego bordową skórkę zdobiły regularne, jasne gwiazdki. Tak oto, po latach poszukiwań, udało się wytropić na poły mityczną renetę gwiazdkową.

– Jabłka wyglądały jak bombki na choince. Wcześniej znałem je tylko z literatury. Byłem już przekonany, że ta odmiana bezpowrotnie wyginęła – wspomina i dodaje – ciągle jeszcze podczas każdej wyprawy po kraju odkrywam coś nowego.

Od prawie dwudziestu lat Grzegorz Hodun wędruje przez polską wieś i sady tropem dawnych odmian jabłoni, grusz, śliw i czereśni. Przywiezione z podróży ich pędy, zwane zrazami, zaszczepione na podkładkach, powiększają kolekcję starych drzew owocowych pod Skierniewicami. Samych odmian jabłoni jest w niej do tej pory blisko trzysta. A szacuje się, że może być ich jeszcze w naszych sadach nawet dwieście. Wielu nie uda się już uratować od zapomnienia.

[srodtytul]Sekta w ogrodzie[/srodtytul]

Rozłożyste korony wysokopiennych jabłoni i grusz przez stulecia ocieniały polskie dwory, chaty i plebanie. Dziś w zastraszającym tempie znikają z naszego krajobrazu.

– Ich miejsce zajmują przy domach szybko rosnące drzewa i krzewy iglaste. A w sadach towarowych od prawie czterdziestu lat sadzi się niemal wyłącznie karłowate drzewka nowych odmian – wyjaśnia Elżbieta Priwiezieńcew ze Społecznego Instytutu Ekologicznego. Instytut od pięciu lat, przy wsparciu fundacji Ekofundusz, działa na rzecz zachowania i odtworzenia starych sadów na Kurpiach.

W ciągu pierwszych czterech lat trwania programu Elżbieta Priwiezieńcew przejechała samochodem – głównie na liczącej niewiele ponad sto kilometrów trasie z Warszawy do Kadzidła – ponad dwieście tysięcy kilometrów, zwykle w towarzystwie koleżanki z SIE Ewy Sieniarskiej. Udało im się namówić do założenia tradycyjnych sadów, z papierówkami, antonówkami i malinówkami, prawie stu rolników i właścicieli działek.– O wspólny język było początkowo trudno. Nieraz pytano nas: „a z jakiej wy sekty?” – przyznają.

Rzecz w tym, że społecznicy z instytutu, a także Grzegorz Hodun oraz m.in. dyrekcje Zespołu Parków Krajobrazowych Dolnej Wisły na Pomorzu i Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich namawiają ludzi, by nie szli dotychczasową drogą postępu i powrócili do czasów, gdy znano tylko wysokopienne drzewa owocowe.

Scena, gdy Ewa, namówiona przez węża, sięga po jabłko z drzewa wiadomości dobrego i złego, była od czasów włoskiego renesansu do XIX w. ulubionym tematem malarzy wszelkich szkół i kierunków. Zdarzenie takie w nowoczesnym sadzie trudno sobie wyobrazić – w koronie karłowatej jabłonki nie ukryje się żaden wąż. Czy zresztą takie drzewko, przypominające starą miotłę, zasługiwałoby na miano drzewa wiadomości? I czy jego owoc wart byłby grzechu?

– Koszyk renet czy antonówek napełnia zapachem cały dom. Jabłka ze sklepu prawie nie pachną – twierdzi właściciel liczącego niemal sto starych odmian sadu w Glinkach pod Koronowem, Wojciech Jasiakiewicz. – Nowe odmiany pryska się chemikaliami na okrągło, kilkanaście razy w sezonie. Ja musiałem to zrobić tylko raz, gdy na drzewach pojawił się mączniak.Doktor Jasiakiewicz, pracownik naukowy uniwersytetu bydgoskiego, zajmuje się na co dzień kulturą i historią krajów anglosaskich, w szczególności literaturą brytyjską.

– Stary sad to dla mnie całkowita odskocznia – podkreśla.

[srodtytul]Od dzikiej płonki do szlachetnej renety[/srodtytul]

Nasi przodkowie w czasach przedpiastowskich musieli się kontentować dziką jabłonią leśną – płonką. Szlachetne owoce odmian zachodnioeuropejskich trafiły do nas dopiero we wczesnym średniowieczu, dzięki benedyktynom i cystersom. „Jabłka po leśnych, do kwaszenia kapusty używanych, najdawniejsze są daporty, dziś oportami zwane, które przez cystersów do klasztoru lubuskiego za Bolesława księcia wrocławskiego sprowadzone i po innych stronach Polski upowszechniły się” – pisał w XVI w. Marcin Kromer.Pochodzącą z XIII w. aportę, o żółtawej skórce i kwaskowatym miąższu, nadal można znaleźć w przydomowych sadach. Również kosztela, najstarsza odmiana polska – ulubiona jabłoń Jana III Sobieskiego i Marysieńki, rodząca słodkie owoce z podpalanym rumieńcem – znana jest w całym kraju od prawie pięciuset lat. Inne rodzime, lokalne zwykle odmiany, których sto lat temu pełno było w wiejskich sadach – przeróżne gołąbki, kogutki, michy, rzepki czy pąsówki – przeważnie do naszych czasów nie przetrwały.Jabłka, które wiele osób pamięta z dzieciństwa i młodości i które czasem jeszcze można kupić na bazarach, to na ogół młodsze odmiany zachodnioeuropejskie i rosyjskie. Najpierw, w XIX w., rozpowszechniły się w sadach dworskich, a potem, aż do lat 60. ubiegłego wieku, sadzono je masowo przy chłopskich zagrodach. Z krajów nadbałtyckich pochodzi zwiastująca schyłek lata oliwka inflancka, czyli papierówka, a także słynący z wybornego smaku, pałający paskowanym rumieńcem grafsztynek inflancki. Z Rosji przywędrowała do nas najlepsza na przetwory antonówka, a z Ukrainy – rodząca wielkie, prawie kuliste owoce Zorza. Złota reneta wywodzi się z XVII-wiecznej Anglii. Szara reneta – z Francji, podobnie jak doskonale owocująca dziś na Kurpiach kronselska. Ojczyzną malinówki, czyli malinowej oberlandzkiej, jest Holandia. Koksę pomarańczową uzyskano ok. 1830 r. w Anglii, a landsberską, w tym samym mniej więcej czasie, w okolicach dzisiejszego Gorzowa Wielkopolskiego.

[srodtytul]Zdążyć przed piłą[/srodtytul]

Wiadomo, że „najlepszy sadek, co go sadził dziadek”. Problem w tym, że wiele z istniejących dziś tradycyjnych sadów sadzili nie dziadkowie, lecz pradziadkowie dzisiejszych właścicieli – wyjaśnia Jarosław Pająkowski, dyrektor Zespołu Parków Krajobrazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego, gdzie już przed kilkunastu laty, w ramach ochrony krajobrazu kulturowego, zaczęto odtwarzać stare sady.

Najmłodsze sady tradycyjne mają u nas pół wieku, najstarsze 80 –100 lat – co oznacza, że zbliża się ich naturalny kres. Od paru dziesiątków lat sadzi się u nas niemal wyłącznie odmiany karłowate, amerykańskie jonatan i delicious i ich „sporty”, czyli mutacje, takie jak starking, macintosh czy spartan. Dzięki ich wprowadzeniu – nad czym trudził się przez całe swe długie życie prof. Szczepan Pieniążek – jabłka stały się u nas owocami tanimi i dostępnymi o każdej porze roku. Ale to również prof. Pieniążek był inicjatorem utworzenia pierwszej w kraju kolekcji starych drzew owocowych w Ogrodzie Botanicznym PAN w Powsinie. Przy wszystkich swych zaletach, takich jak coroczne owocowanie, wysokie zbiory, łatwość pielęgnowania sadów i zbierania owoców, dzisiejsze odmiany mają banalny smak, nie nadają się też na ciasta i przetwory. Tym chętniej wspomina się, jak pięknie wyglądały wiosną dachy domów wśród obsypanych kwiatami koron starych drzew, a jesienią gałęzie uginające się od owoców.

Stare sady to dom ptaków, owadów, żab, jaszczurek i drobnych ssaków. Wysokopienne drzewa zatrzymują wodę w ziemi i chronią domy i ogrody od wiatru. Ze szkodnikami i chorobami radzą sobie siłami natury, prawie nie potrzebują chemii. Zawarte w ich owocach sole mineralne są lepiej przyswajane przez organizm niż te w owocach nowszych odmian. Ich przetrwanie to gwarancja zachowania różnorodności biologicznej w sadach, koniecznej na wypadek jakiegoś przyrodniczego kataklizmu, np. groźnej choroby drzew owocowych.

Wszystko to coraz lepiej sobie uświadamiamy. Ale z 2 tys. starych sadów, jakie istniały w połowie lat 90. na terenie parków krajobrazowych Dolnej Wisły, zostało już tylko ok. 500 – i nadal ich ubywa. Dzieje się tak, pomimo że tu właśnie, między Bydgoszczą a Gniewem – na ziemiach, gdzie tradycje sadownicze sięgają średniowiecza i skąd dostarczano nad Motławę kantówki gdańskie, ulubione jabłka gdańszczan – zatroszczono się o dawne drzewa najwcześniej w kraju. W kolekcji drzew owocowych przy XVIII-wiecznej chacie menonickiej w Chrystkowie zgromadzono prawie 200 starych jabłoni, grusz i śliw. W jej okolicach, na słonecznych nadrzecznych skarpach, rolnicy i właściciele działek założyli w ostatnich latach ponad sto nowych tradycyjnych sadów. Symbolem tych stron jest złotka kwidzyńska, nieznana nigdzie indziej w kraju.

– Chcemy sprzedawać te jabłka na sztuki, każde zawinięte w firmowy papierek – planuje dyr. Pająkowski.

Papierówki czy kosztele nie mają szans konkurować na rynku z nowoczesnymi odmianami. Ale ich przyszłość zależy od tego, czy oprócz sentymentów będą za nimi przemawiać argumenty ekonomiczne, zachęcające do ich zakładania np. rolników prowadzących gospodarstwa ekologiczne. W tym roku właścicielom starych sadów po raz pierwszy wypłacona zostanie specjalna dotacja z programów rolnośrodowiskowych UE, 2300 zł od hektara. Być może będą więc sięgać po piłę nie tak już ochoczo jak do tej pory. Leszek Kwietniak z Kruszewa pod Różanem, jeden z nielicznych rolników ekologicznych na Kurpiach Białych, po raz pierwszy zebrał w tym roku jabłka ze swego nowego, tradycyjnego sadu. Suszy je i przerabia na owocowe chipsy.

– Świata tym nie zawojujemy, ale chyba jakoś wyjdziemy na swoje – ocenia. – Jeśli ktoś zna się na malarstwie, to zbiera stare obrazy. My mamy dawne jabłonie, jak dziadkowie. Może jesteśmy staromodni. Ale nic nam to nie przeszkadza.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy