To polemiści Rymkiewicza tak długo kojarzą jego książkę z hasłem „hańba żyjącym” – że tworzą wrażenie, jakoby autor był opanowany jakąś ideową nekrofilią. Aby przesłanie „Kinderszenen” sprowadzić do jakiegoś odpychającego symbolu samozatracenia albo dzielenia Polaków na lepszych i gorszych. To bardzo nieuczciwa praktyka.
Adam Krzemiński na łamach „Polityki”, polemizując z Rymkiewiczem, z satysfakcją oznajmia: „Dzisiejsza Polska – w jednej trzeciej na terenach poniemieckich – ma zresztą bardzo zróżnicowane mity założycielskie. Legenda powstania warszawskiego jest odległa nie tylko w Szczecinie, Wrocławiu, Olsztynie, ale i w Poznaniu, Łodzi czy Rzeszowie. Jeśli coś Polaków – od Odry i Nysy po Bug – spina w całość, to już nie tyle doświadczenie wojenne, ile powojenne – peerelowska rzeczywistość i wyślizgiwanie się z niej”.
Adama Krzemińskiego to cieszy – mnie zaś martwi.
[srodtytul]Obok Boga, ale nie przeciw Bogu[/srodtytul]
W swojej książce Rymkiewicz zachowuje dystans wobec chrześcijańskiej wizji dziejów. Obca jest mu wiara w transcendentny wymiar ludzkiego cierpienia. Przypomina w tym sensie tych świeckich Żydów, którzy nie widzieli w cierpieniach swojego narodu głębszego sensu lub wręcz wyprowadzali z niego swoją niewiarę.
Ale pisząc o powstaniu jako ofierze, Rymkiewicz nie jest bynajmniej antychrześcijańskim nihilistą. W powstaniu widzi wystąpienie w obronie ludzkiej godności – i tu jego tezy stykają się z hołdem dla powstańczej ofiary, jaki składali prymas Wyszyński czy Jan Paweł II w trakcie mszy w Warszawie w 1979 roku. Jako dowód antychrześcijaństwa książki przytacza się zdanie z „Kinderszenen” – że Polacy za wcześnie przebaczyli Niemcom.
Tu z Rymkiewiczem także się różnię, ale szanuję jego prawo jako świadka wojny do stawiania Niemcom wymagań w tej mierze. Nasi zachodni sąsiedzi zbyt często postrzegają wybaczenie jako proces wymierzalny ilością lat dyplomatycznych gestów, milionami marek spłaconych ofiarom. Na końcu przychodzą księgowi, by zamknąć rubryki rozliczeń.
A jeśli ktoś w Polsce ma jeszcze wątpliwości – to zaraz pojawia się rozdrażnienie i teza o instrumentalnym antygermanizmie. Takiego poczucia spłacenia długów Niemcy nie mają ani wobec Żydów, ani nawet wobec Rosjan. Rymkiewicz jako przedstawiciel wojennego pokolenia, które widziało niemieckie porządki nad Wisłą, ma prawo zadawać takie pytania.
Ja do chóru „przepraszam za Rymkiewicza” nie dołączę. Nie dlatego, bym nie znajdował w jego książce opinii przeszarżowanych. Ale dlatego że nikt na podobną refleksję nad wojną i testamentem duchowym powstania w dzisiejszej Polsce nie umie się zdobyć. Gdyby autorów książek podobnych do „Kinderszenen” były dziś w Polsce tuziny – też kręciłbym nosem na nadmiar narodowej martyrologii. Ale dziś w Polsce jest jeden Rymkiewicz i mówi rzeczy odważne, pod prąd. Można zatykać uszy, ale pytań, jakie nam stawia pisarz, to nie unieważni.
[ramka][b]O „Kinderszenen” pisali:[/b]
[srodtytul][link=http://www.rp.pl/artykul/203087.html]Paweł Lisicki[/link][/srodtytul]
Kiedy czytałem „Kinderszenen”, miałem osobliwe wrażenie, jakbym czytał Heideggera, z całym jego pustym patosem i nihilistyczną fascynacją losem, heroizmem, trwogą.
Powstanie staje się w tym ujęciu najważniejszym wydarzeniem polskich dziejów. Polskość rodzi się i tworzy w obliczu zderzenia z bezsensowną śmiercią, z nicością, z furią niemieckiej zagłady. Tylko co tak ustanowiona polskość ma wspólnego z Polakami? Najbardziej charakterystyczną cechą polskiej tradycji jest romantyzm. A polski romantyzm miał w sobie zakodowaną niewzruszoną wiarę w wyższy, metafizyczny porządek słuszności. W „Kinderszenen” o takiej wierze nie ma mowy.
[srodtytul][link=http://www.rp.pl/artykul/206347.html]Piotr Skwieciński[/link][/srodtytul]
Negatywne emocje publicystów wzbudza rzekome wskrzeszanie przez Rymkiewicza „etosu plemiennego”. To nie etos plemienny. To po prostu polski patriotyzm w jednej z jego mniej klasycznych wersji. Istotne jest, czy polski patriotyzm, przez wieki korzystający z historycznie uwarunkowanego zrostu z tradycjonalnym katolicyzmem, przetrzyma jego znaczące osłabienie. Patrząc z tej perspektywy, dzieło Rymkiewicza pełni rolę ważną, pozytywną i pionierską.
Rymkiewicz – pomimo i wbrew krytyce polskiego romantyzmu staje na gruncie polskiego romantyzmu rozumianego tak, jak w sensie politycznym zawsze rozumiano go nad Wisłą: jako zaprzeczenie politycznego realizmu, jako dążenie do czynu zbrojnego, niezależnego od szans.
Rymkiewiczowska romantyczna manifestacja byłaby groźna w starym świecie i w dawnej Polsce. W Polsce obecnej Rymkiewicz nie zapłodni więc nikogo do żadnych katastrofalnych politycznych fantasmagorii. Silnie wesprze natomiast intelektualnie tych, którzy chcą przetrwania polskości w sporze z tymi, którzy chętnie widzieliby jej roztopienie w kontynentalnym oceanie.[/ramka]