W tej sprawie nie chodzi, mniemam, o historię. Nigdy nie dyskutowano by równie ostro o zachowaniu Piusa XII, gdyby spór dotyczył tylko faktów: np. liczby uratowanych przez niego w czasie wojny Żydów. Jesteśmy raczej świadkami zderzenia nowej moralności z tradycyjnymi zasadami chrześcijaństwa. Zbrodnia na Żydach staje się absolutna i nieporównywalna z żadną inną; każdy zatem, kto choćby w najmniejszym stopniu bądź się do niej przyczynił, bądź jej nie przeciwdziałał, staje się po prostu winny.
Zgodnie z tą nową wizją Kościół traci prawo do autonomicznego decydowania o tym, kto jest jego świętym. Albo inaczej: zachowuje to prawo tylko o tyle, o ile uwzględni przy ocenie świętości nowe moralne roszczenie.
Najdobitniej ten sposób rozumienia wyraził Efraim Zuroff, szef Centrum Szymona Wiesenthala w rozmowie z „Rzeczpospolitą” (środa, 22 października 2008). Jego zdaniem prowadzona przez Piusa XII „cicha dyplomacja” doprowadziła do „sześciu milionów martwych Żydów”. I chociaż Pius XII „nie zabił żadnego Żyda”, to swoim postępowaniem nie przyczynił się do ograniczenia rozmiaru tej tragedii. Tym samym zaś „nie zdał najważniejszego testu swojego papiestwa”. Testem tym nie była bowiem ani walka o przetrwanie Kościoła, ani troska o zbawienie dusz, ani wierność Bogu, wyrażająca się w przestrzeganiu reguł religii i miłości bliźniego, lecz zaangażowanie – totalne i radykalne, bez uwzględnienia kontekstu – w walkę z Holokaustem.
Obrońcy papieża wskazują na konkretną pomoc, jakiej Pius XII udzielił w czasie wojny Żydom. Mówią, że dzięki jego polityce udało się uratować tysiące ludzkich istnień, że jakakolwiek otwarta forma oporu mogłaby pociągnąć za sobą tylko jeszcze bardziej krwawe represje. Odwołują się nie tylko do świadectw i dokumentów, ale też do wypowiedzi samych żydowskich przywódców po wojnie, jak choćby Goldy Meir. Tyle że te wszystkie argumenty mieszczą się jeszcze w granicach starej moralności. Wszystkie chybiają nowemu, absolutnemu wymaganiu.
Jeśli Pius XII nie zostanie wyniesiony na ołtarze, będzie to znaczyło, sądzę, że znaleźliśmy się w nowej epoce. Dotychczasowe nauki chrześcijańskie zostały w niej zastąpione inną uniwersalną etyką, według której o moralnej jakości człowieka decyduje nie dążenie do posłuszeństwa przykazaniom, ale to, w jakiej mierze przyczynił się albo do walki z Holokaustem, albo do tego, by zagrożenie Holokaustem nigdy się nie pojawiło. I że tę nową moralność zaakceptował też Kościół.