Zbudujmy muzeum Kresów

To, że w Polsce nie powstało muzeum Kresów, musi zdumiewać, a jeszcze bardziej zdumiewa to, iż nie ma zainteresowania stworzeniem takiej instytucji ani zrozumienia skandaliczności, jaką jest jej brak

Publikacja: 12.12.2008 21:06

Pałac Sapiehów w Różanej (Białoruś)

Pałac Sapiehów w Różanej (Białoruś)

Foto: www.radzima.org

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2008/12/12/ryszard-legutko-zbudujmy-muzeum-kresow/" "target=_blank]blog.rp.pl[/link]

Jeśli uświadomimy sobie, że Kresy towarzyszyły polskiej historii przez sześć wieków, że zajmowały one wielkie, mimo zmienności granic, obszary Rzeczypospolitej, że powstała tam niezwykła i bogata cywilizacja, że stamtąd wyszli najwięksi polskiej kultury, że przez stulecia Kresy stanowiły i po części nadal stanowią naszą ojczyznę symboliczną, to brak muzeum oznacza coś znacznie poważniejszego niż niedopatrzenie czy zaniedbanie. To świadectwo zapaści naszej pamięci historycznej. Jeden z wybitnych polskich historyków powiedział słusznie, że gdyby wyobrazić sobie historię Niemiec bez Wrocławia i Szczecina, byłaby to historia tylko trochę inna. Dziejów Polski bez Kresów zaś wyobrazić sobie nie można.. Zbudujmy muzeum Kresów, by oddać sprawiedliwość tej wielkiej części naszej historii, której tyle zawdzięczamy.

Skąd bierze się nasze zobojętnienie? Po części wynika ono z dziedzictwa okresu minionego i z wdrukowanej w miliony polskich głów tamtej wizji historii, ciągle mocno się tych głów trzymającej mimo ustrojowego przełomu. Mówienie o Kresach było wówczas niebezpieczne, a potem także zaczęło uchodzić za politycznie nieodpowiedzialne, rozmijające się z płynącym prądem historii oraz wymogami geopolityki. Kto mówił o Kresach, ten kojarzył się z rozpowszechnionym przez propagandę obrazem zgorzkniałych starców z Wrocławia czy Bytomia żyjących w świecie bezpożytecznej nostalgii. Kto o Kresach nie mówił lub mówił, by uzasadnić celowość ich zapomnienia, ten prezentował się jako światły wychowawca nowoczesnej świadomości historycznej.

Taki schemat myślowy w dużym stopniu został przeniesiony do III RP. Przetrwało przekonanie, iż sprawa Kresów to rzecz niebezpiecznie polityczna i że cała kwestia pamięci jest tak politycznie uwikłana, że lepiej dla dla naszych relacji z sąsiadami i dla całej Europy problem dziedzictwa kresowego przemilczeć lub zmarginalizować. W czasach gdy w świecie zaroiło się od muzeów dziedzictwa, Polacy dumnie obnosili się ze swoją polityczną gloryfikacją niepamięci. Zbudujmy muzeum Kresów, by zerwać z polityką niepamięci, którą nam najpierw narzucono, a którą później przyjęliśmy jako własną.

Fakty polityczne, jakie zaszły po II wojnie, sprawiły, że granice Polski powojennej zaczęły rzutować na całą przeszłą historię, deformując jej obraz. Stąd – by dać przykład – dzieje Lwowa, który przez sześćset lat był jednym z głównych ośrodków kultury polskiej, nie wchodzą dzisiaj w zakres podstawowej wiedzy o historii Polski, tak jak wchodzą w jej skład dzieje Krakowa czy Warszawy, ponieważ ponad pół wieku temu miasto to funkcję tę straciło. Z tego samego powodu zniknęły też ze świadomości naszej miejsca, zabytki, zdarzenia, symbole, które formowały polską świadomość, a zniknęły tylko z tej racji, że znajdują się lub dotyczą obszaru będącego dzisiaj poza granicami naszego kraju. Taka głęboka ingerencja polityczna w materię tożsamości zbiorowej i pamięci jest niezmiernie niepokojąca. Zbudujmy muzeum Kresów, by rozszerzyć naszą perspektywę patrzenia na polskie dzieje.

Proces odpadania Kresów od Polski był brutalny i krwawy. Dokonał się rozciągnięty w czasie akt niszczenia wielkiego, trudnego dziś do wyobrażenia bogactwa kultury materialnej: domów, pałaców, zamków, dzieł sztuki, muzeów, parków, bibliotek, pamiątek rodzinnych. Zofia Kossak-Szczucka opisywała w „Pożodze” niszczenie Kresów na tych obszarach, które nie miały wejść do II Rzeczypospolitej. „Nieuchronnie i nieubłaganie – pisała Kossak-Szczucka – dwór za dworem, folwark za folwarkiem padały w zgliszcza i gruzy… Runęły zburzone Samczyńce, Beregiele, cudna Eliaszówka z pałacem włoskim tak pięknym, że zdawał się być zjawą… Semerynki, stare, ponure muzeum, pełnie nieoszacowanej wartości zabytków… Werborodyńce, otoczone niewidzialnej piękności dębami, Derkacze o starym parku w stylu XVIII wieku… Wyższa Pohoryła, niegdyś bogata rezydencja Czetwertyńskich… Na pobliskim Podolu… na ogromnym szmacie kraju, gęsto przedtem usianym dworami o wysokiej rolniczo-gospodarskiej kulturze, nie ostał się już ani jeden folwark, ani jeden dom mieszkalny, ani jedno gospodarstwo”.

To, co obserwowała Kossak-Szczucka na przełomie lat dziesiątych i 20. ubiegłego wieku, miało się za dwie dekady powtórzyć na skalę nieporównanie bardziej brutalną.

Rzeczy zniszczone fizycznie szybko znikają ze zbiorowej, a nawet indywidualnej pamięci. Wspominane z tkliwością przez Kossak-Szczucką miejsca dzisiaj już nic nie mówią, bo od dziesięcioleci nikt tych nazw publicznie nie wypowiadał.

Pokolenie pamiętające Kresy w czasach agonii, powoli odchodzi. Gdzieś w domach tkwią pochowane resztki skarbów kresowych, troskliwie i z narażeniem życia przechowywane pamiątki. Mogą one znowu przemówić i wzbogacić naszą pamięć, jeśli uznamy, że taką pamięć odzyskać chcemy. To przygnębiające, iż wśród polskich zainteresowań światami, które zmiotła druga wojna, nie ma żadnego zainteresowania zniknięciem świata polskich Kresów. Tak jakby pragnienie ocalenia zniszczonych miejsc przed siłą nicości wyparowało bez śladu w dzisiejszej polskiej świadomości. Jeśli ktoś chciałby dowód na poparcie tezy, że w wyniku wojny i komunizmu Polacy stracili poczucie ciągłości, to lepszego dowodu nie znajdzie. Zbudujmy muzeum Kresów, bo to ostatni moment, by zrobić to z udziałem ludzi jeszcze Kresy pamiętających, lecz żyjących w obawie, że wraz z ich odejściem znikną też na zawsze obrazy świata minionego i rzeczy z przeszłości, których są strażnikami.

Ale proces destrukcji Kresów to przede wszystkim trudna do opisania gehenna milionów ludzi. Przez dziesięciolecia udawano, że tych ludzi nie ma lub że są oni nieprzyjemną, lecz nieuniknioną i per saldo opłacalną ceną za zwycięstwo i postęp. I znowu Polacy znaleźli się w ariergardzie tego, co dzieje się na świecie, zamiast być w jego awangardzie. To my pierwsi powinniśmy zacząć mówić o losie wypędzonych, o zagładzie cywilizacyjnej, o czystkach etnicznych. Ale mówić najpierw nam zabroniono, a później już sami straciliśmy ochotę. Polscy publicyści bardziej przejmują się losem Azteków czy Aborygenów niż milionami rodaków, którym zabrano ziemię, domy, własność, a często także życie.

Więcej miejsca w debacie publicznej poświęca się niemieckim wypędzonym niż Kresowiakom. W szkolnych podręcznikach do historii temat ten jest ledwie dotknięty. Ci Kresowiacy, którzy przeżyli, czują się po raz kolejny skrzywdzeni, odnosząc wrażenie, iż ich doświadczenie stało się w wolnej Polsce niewygodne, niepotrzebne i historycznie zdezaktualizowane. Zbudujmy muzeum Kresów, bo wolna Polska powstała między innymi po to, by dać moralne zadośćuczynienie swoim męczennikom.

W ostatnim czasie temat Kresów częściowo powrócił, lecz w ideologicznie nowym opakowaniu. Tym opakowaniem jest wielokulturowość, niezwykle modna, jakkolwiek mocno podejrzana koncepcja. Zgodnie z nią społeczeństwa składają się z „kultur”, które to słowo przestało w tej chwili znaczyć cokolwiek. Kultury są bowiem etniczne, obyczajowe, religijne, płciowe i wszelkie inne; cokolwiek jest, może być uznane za „kulturę”. W koncepcjach wielokulturowych społeczeństwa są niczym innym jak zestawem „kultur”, które ze sobą koegzystują, oddając się „dialogowi międzykulturowemu”.

Ta koncepcja jest bałamutna, ponieważ nie pozwala sensownie postawić pytania o charakter całego społeczeństwa, o źródła jego spoistości, o naturę konfliktów, o jego rozwój i upadek czy o jego kulturę w istotnym i właściwym sensie tego słowa. Ideologia wielokulturowości powstała w Ameryce i w pewnym momencie została przejęta przez Europę, przenikając także do Unii Europejskiej. Polacy tej ideologii się również poddali, wpadając na pomysł, iż to właśnie oni byli pionierami multikulturalizmu, czego przykładem miała być Pierwsza Rzeczpospolita. Stąd jedyny obraz Kresów, jaki znalazł oficjalną akceptację, przedstawia je jako wielką społeczność tolerujących się i dialogujących ze sobą „kultur”. Taki obraz jest mocno jednostronny i w żadnym razie nie przybliża współczesnym wiedzy o tym, co działo się nad Niemnem, Pełtwią, Dniestrem czy Zbruczem. Oznacza on faktycznie, iż Kresy to wyłącznie terytorium, na którym żyły rozmaite społeczności, podobnie jak w multikulturalizmie amerykańskim Ameryka to tylko miejsce politycznej kooperacji grup etnicznych reprezentujących różne kultury. Zbudujmy muzeum Kresów, by ocalić ich obraz, zanim zawłaszczą go dzisiejsze ideologie.

Stworzenie muzeum Kresów to przedsięwzięcie niełatwe, jeśli ma być z jednej strony narzędziem odbudowy pamięci, z drugiej – oddaniem skomplikowanej prawdy o rzeczywistości kresowej, prawdy wolnej od ideologicznych pokus. Ale przecież dzieje narodów i społeczeństw nigdy łatwe nie były i spory wokół tych dziejów nigdy nie będą mieć końca. Spieramy się o Konstytucję 3 maja, o unię lubelską, o powstanie listopadowe, o powstanie warszawskie.

O Kresy także się spieraliśmy i spierać powinniśmy. Ale żeby się móc spierać, trzeba zerwać z postawą przemilczania. Trzeba zerwać również z tym, co niejednokrotnie za tym przemilczaniem się kryje, czyli z tchórzostwem. Tchórzostwem wobec czego? Otóż nie wiadomo wobec czego, bo tchórz boi się zwykle wszystkiego, a przede wszystkim własnych wyobrażeń. Zbudujmy zatem muzeum Kresów, żebyśmy się nie musieli sami za siebie wstydzić.

[i]Ryszard Legutko, filozof, publicysta, współtwórca krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej, w latach 2005 – 2007 był senatorem z ramienia PiS, obecnie sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta[/i]

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2008/12/12/ryszard-legutko-zbudujmy-muzeum-kresow/" "target=_blank]blog.rp.pl[/link]

Jeśli uświadomimy sobie, że Kresy towarzyszyły polskiej historii przez sześć wieków, że zajmowały one wielkie, mimo zmienności granic, obszary Rzeczypospolitej, że powstała tam niezwykła i bogata cywilizacja, że stamtąd wyszli najwięksi polskiej kultury, że przez stulecia Kresy stanowiły i po części nadal stanowią naszą ojczyznę symboliczną, to brak muzeum oznacza coś znacznie poważniejszego niż niedopatrzenie czy zaniedbanie. To świadectwo zapaści naszej pamięci historycznej. Jeden z wybitnych polskich historyków powiedział słusznie, że gdyby wyobrazić sobie historię Niemiec bez Wrocławia i Szczecina, byłaby to historia tylko trochę inna. Dziejów Polski bez Kresów zaś wyobrazić sobie nie można.. Zbudujmy muzeum Kresów, by oddać sprawiedliwość tej wielkiej części naszej historii, której tyle zawdzięczamy.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką