W ostatnią środę minister skarbu Aleksander Grad ujawnił związkowcom, że tak naprawdę stocznie kupują nie sami Katarczycy, ale inwestorzy z czterech krajów Bliskiego Wschodu: Kataru, Kuwejtu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Bahrajnu. Umowa opiewająca na 115 mld dol. jest wspierana przez Qatar Islamic Bank, który jest właścicielem 26-procentowego pakietu akcji funduszu inwestycyjnego QInvest. Ten zestaw może się wydawać egzotyczny, ale to nie pierwsza taka inwestycja. – Katar nie będzie finansował zagranicznych projektów wyłącznie ze swoich pieniędzy – mówił podczas tegorocznego Forum Ekonomicznego w Davos Philippe Thorpe, prezes katarskiej Kontroli Nadzoru Finansowego. Na Bliskim Wschodzie dzisiaj funkcjonują dziesiątki funduszy inwestycyjnych czerpiących środki z eksportu ropy i gazu. Niespełna półtora roku temu Abu Zabi i Katar założyły wspólny fundusz z kapitałem w wysokości 2 mld dol. Wyłożyły je państwowy International Petroleum Investment Co. (IPIC) z Abu Zabi i Qatar Investment Authority (QIA). Chcą finansować inwestycje we wszystkich sektorach, od ropy i gazu po nieruchomości, turystykę, służbę zdrowia czy transport lotniczy. Te 2 mld dolarów to początek. QIA dysponuje środkami w wysokości 60 mld dolarów, IPIC ma pięciokrotnie więcej pieniędzy.
Podobne projekty Katarczycy mają do spółki z Omanem, Bahrajnem i Dubajem. Ich pieniądze ratowały w ubiegłym roku Citigroup: fundusz ADIA z Abu Zabi ma 4,9 proc. udziałów kupionych za 7,5 mld dol., Emiratczyków do wejścia w Citi namówił saudyjski książę al Waleed bin Talal. Książę ratował już Citi przed bankructwem na początku lat 90. Kupił wtedy 5-procentowy pakiet akcji. Decyzję, jak zwykle przed wydaniem dużych pieniędzy, podjął po kilkudniowym namyśle na pustyni. Oprócz tego książę ma duże pakiety akcji w tak różnych spółkach, jak News Corp., Procter & Gamble Co., Hewlett-Packard, PepsiCo Inc., Time Warner Inc. i Walt Disney Co. Fundusze z Kuwejtu i Abu Zabi mają razem ponad 15 proc. Daimlera AG, producenta mercedesów.
[wyimek]Stosunek świata zachodniego do arabskich pieniędzy zmienił się dopiero z początkiem kryzysu, kiedy okazało się, że innych funduszy na ratowanie niektórych wielkich firm po prostu nie ma[/wyimek]
Katar i Saudyjczycy z Olayanu podczas tego kryzysu ratowali szwajcarski Credit Suisse, gdzie za 8,7 mld dol. przejęły 8,7 proc. akcji, a do spółki z Abu Zabi wsparli brytyjski Barclays Bank, w który wpompowali prawie 10 miliardów funtów. I zapewne uratują znacznie więcej firm na świecie, bo dzisiaj w skarbcach bliskowschodnich szejków leży ponad 4 biliony dolarów. Ulubiony kierunek petrodolarów to dzisiaj Chiny, USA i Europa Zachodnia, ale coraz więcej misji rozpoznawczych pojawia się w naszym regionie.
[srodtytul]Gdzie Putin nie może[/srodtytul]
Pieniądze z Bliskiego Wschodu jeszcze dwa lata temu budziły na świecie podejrzliwość. Amerykanie uważali, że zasady działania arabskich instytucji finansowych są zbyt mało przejrzyste. Nie zgodzili się, kiedy firma Dubai Ports World chciała przejąć P&O – brytyjską firmę, która była operatorem sześciu portów na wschodnim wybrzeżu USA. Emiratczykom udało się dopiero wtedy, kiedy zgodzili się na pozostawienie zarządzania w gestii Amerykanów. Waszyngton długo uważał też, że nie można porównywać przejęcia przez amerykański koncern GE saudyjskiej fabryki chemicznej do przejęcia przez Saudyjczyków działu produkcji silników samolotowych tego samego GE.