[b]Rz: Kiedy poznał pan Albrechta grafa von Krockow?[/b]
Po opublikowaniu „Rozmów z Moskwą” i „Rozmów z księdzem Hilarym Jastakiem” zamierzałem dokończyć tę swoistą triadę kaszubską, poszukiwałem więc odpowiedniego rozmówcy. Graf Albrecht, spotkany jesienią 1994 roku, okazał się wręcz idealnym bohaterem. Rodowity Kaszub, który przeżył na Pomorzu obie wojny światowe, otarł się o wielką historię, no i dokonał w życiu czegoś niezwykłego. Powrócił do swojej rodzinnej Krokowej jako Niemiec, który kiedyś był obywatelem polskim. Nie nazywano go junkrem. Jego rodzina pochodziła z Frankonii, a protoplasta rodu przybył na Pomorze w połowie XIII wieku, kiedy trwało tu Księstwo Pomorskie, później opanowane przez Krzyżaków. Powrócił, bo miał czyste ręce i rozmawiając, patrzeć mógł prosto w oczy.
[b]Chciał spocząć w miejscu urodzenia i wyznaczył pana na depozytariusza ostatniej woli. Czy puenta powieści – rozsypanie prochów hrabiego nad rodową siedzibą z samolotu – odpowiada prawdzie?[/b]
Pragnął być pochowany w rodowych kryptach w podziemiach kościoła ufundowanego przez antenatów na początku XIV wieku albo – w razie trudności – na cmentarzu obok dziadków ze strony ojca tudzież brata Heinricha, którego ciało przywieziono do Krokowej z Litwy, gdzie zginął w 1944 r. Niestety, stało się inaczej. Jego grób znajduje się na cmentarzu nad Mozelą, niedaleko Trewiru, gdzie przeżył drugą część swego życia. Epilog powieści jest fikcją literacką, mam nadzieję, że czytelną w swym symbolicznym wymiarze.
[b]W zależności od okoliczności von Krockowowie opowiadali się po stronie polskiej lub niemieckiej, hołdując pragmatycznej regule: „zawsze z silnymi przeciw słabszym”.[/b]