Wypada dodać, że częściej niż Jastrun siadywał przy panu Antonim Adolf Rudnicki. Czasem, choć nieregularnie, wpadał tam Leszek Kołakowski, również chętnie widziani byli Gustaw Holoubek i profesor ASP Henryk Tomaszewski. Już nigdy później nie zdarzyło mi się spotykać jednocześnie tylu tak interesujących, obdarzonych talentami, poczuciem humoru, rozmówców. Najstarszy z nich miał 40 lat więcej niż ja. „Pisarze ci stanowią dość hermetyczne grono”. To była prawda. Zabawnym momentem tej informacji nr 227 będącej rezultatem obcowania służby z literaturą było uznanie mnie za pisarza dokładnie na 30 lat przed wydaniem mojej pierwszej książki.
„Hermetyzm, brak tolerancji wobec nowych twarzy, ironia” okazały się niedopuszczalne. W Marcu ’68 ustalono istnienie osi Bonn – PIW – Tel Awiw i kawiarenka została zamurowana. Nadal jednak dokonywano osobistej obserwacji żywych członków związków twórczych, np. od lat 80. – całkiem nowego Związku Literatów.
23 lutego 1984 roku według pułkownika Krzysztofa Majchrowskiego „sala nie była zainteresowana merytoryczno-ideowymi założeniami polityki kulturalnej. Kiedy przewodniczący zaproponował, aby Zarząd przedstawił dwie kandydatury na prezesa – wybuchła karczemna awantura. Tadeusz Urgacz, jacyś inni (taki pisarz z Ciechocinka), pijany w sztok Jan Himilsbach, że oni chcą zgłaszać z sali nowe kandydatury. Ta pijana dyskusja z uczestnictwem Romualda Karasia chciała przeforsować jakiegoś swego prezesa”.
Głosowanie w lutym 1986 r. znowu „odbywało się w obecności członków ZLP w stanie nietrzeźwym: takich jak Eugeniusz Banaszczyk, członek PZPR związany z MON, Tadeusz Cugow-Kwiatkowski, założyciel Międzynarodowego Kongresu Poetów »Arkadia«, jeden z założycieli grupy poetyckiej »Samasara«” i wreszcie prawdziwy pisarz w tym gronie Jan Himilsbach, niebędący bodaj członkiem nowego związku, lecz jak zawsze od dziesięcioleci wkraczający podczas mrozów do dobrze ogrzanego Domu Literatury. Spotykając go tam, miałem sposoby, by doprowadzić mego kolegę do stanu pogodnej, przyciszonej refleksji.
Od 11 lat nie ma już wśród nas Janka. W Domu Literatury działają obok siebie ZLP, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, wspólna biblioteka, a do tego jeszcze polski PEN Club. Zdarza się, że gdy mijamy się na schodach, pozdrawia mnie radośnie: „O, Andrzejku!”, kontakt operacyjny „Mulatek”, „Oskar”. Niedawno widziałem w holu afisz zapraszający na spotkanie z poetką, autorką tomików wierszy „Tańczące anioły”, „Oszałamiająco pachnie dziki bez”, „Miłość ma skrzydła motyla”, bajek: „Hocki klocki”, „Nasza Babcia Ufoludka”, dzieł autobiograficznych: „Niebezpieczna gra”, „Żona generała Kiszczaka mówi”, panią doktor Marią Teresą Korzonkiewicz-Kiszczak.