Nauka jazdy

Kazimierz Rudzki – najlepszy konferansjer w historii polskiego kabaretu. Przyjaźniliśmy się. Dopuścił mnie bliżej po sylwestrze 1945 r.

Publikacja: 16.01.2010 14:00

Kazimierz Rudzki

Kazimierz Rudzki

Foto: Fotorzepa

– w Łodzi, w Grand Hotelu, w Sali Malinowej. Kiedy na widok niewidomego śpiewaka Gardy, ubranego we frak, z czarną przepaską na oku, powiedziałem: „Do fraka raczej biała”.

Kazio miał specjalizację konferansjerską: duet. Pierwsza część

– jakaś wybitna piosenkarka, na przykład Mira Zimińska, część druga – Kazio. Jak wypełniał swoją godzinę, to tajemnica jego talentu i erudycji. Nie były to zapowiedzi typu: a teraz Janek Kowalski! Ta godzina to zbiór anegdot, krótka historia polskiego kabaretu, wszystko na najwyższym poziomie. W końcu namówił mnie do kupna samochodu DKW. W celu uzyskania prawa jazdy zapisaliśmy się na kurs. Po odrzuceniu mojej propozycji przyjęcia przed egzaminem „setki” dla kurażu, pozostała wiara we własne siły. Kazio słynął z grzeczności. Po minimalnym przekroczeniu przepisów zatrzymywał samochód na środku jezdni, wysiadał, uniżenie przepraszał i jechał dalej. Nienaganne maniery i wykwintna polszczyzna pozostawiały partnera stłuczki w kompletnym osłupieniu.

Wiara we własne siły była potężna. Najtrudniejsze zadanie, jakie dostałem na egzaminie, to zawrócenie w lewo „na trzy” na szosie w kierunku Łomianek. Marka Warszawa miała trzy biegi, więc manipulacja nie była zbyt skomplikowana. Poza tym sformułowanie „natężenie ruchu na drodze” jeszcze nie powstało. Dla przykładu: myślę, że wyczynem na miarę Kubicy było dwukrotne okrążenie Pałacu Kultury – ulubiony manewr mojego instruktora.

Teraz manewry są bardziej skomplikowane. Sześć biegów. Wiem, bo pół roku temu dostałem angaż do roli kibica. Żona się uczy. Przypomniałem sobie, że kursant to najlepszy pasażer, zawsze cię poprawi w razie potrzeby. Dowiaduję się więc, że krzywo staję na stanowisku do parkowania albo jadę za blisko linii. Na pierwszej godzinie zajęć Kamila wyjechała w aleję Niepodległości. Wróciła. Przedtem prosiła, żeby nauczyć ją ruszać. U blacharza wydałem niedużo – tylko dwie rysy. Szybko się przekonała, że złota myśl jej instruktora: „Droga to nie Wersal”, jest niezwykle praktyczna.

Radosną świadomość, że kierowcy ustępują blondynce w „L”, musi pogodzić z tym, że na egzaminie grzeczność równa się kolejne podejście. Instruktorów ma dobrych i cierpliwych. Jeździ z nimi po „L”dorado albo „L”kolandiach, czyli terenach egzaminacyjnych i zawraca „na trzy”. Dowiedziałem się też ciekawych rzeczy: że po trzecim niezdanym egzaminie należy wyjechać do Sochaczewa, a jeszcze lepiej do Łomży, oraz że skrzyżowanie za hipermarketem Carrefour na Bemowie to absolutny killer. Przed nami podejście numer dwa.

– w Łodzi, w Grand Hotelu, w Sali Malinowej. Kiedy na widok niewidomego śpiewaka Gardy, ubranego we frak, z czarną przepaską na oku, powiedziałem: „Do fraka raczej biała”.

Kazio miał specjalizację konferansjerską: duet. Pierwsza część

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska