Jak wydoić piłkę

Sepp Blatter narzeka na finansowe nadużycia w futbolu, korupcję i triumf kultury pieniądza, jednak jest to sytuacja, którą sam w dużym stopniu wykreował

Publikacja: 25.06.2010 11:09

Prezes Afrykańskiej Federacji Piłkarskiej Issa Hayatou, Sepp Blatter i prezes UEFY Michael Platini w

Prezes Afrykańskiej Federacji Piłkarskiej Issa Hayatou, Sepp Blatter i prezes UEFY Michael Platini w strojach ghańskich wodzów plemiennych podczas inauguracji ośrodka szkoleniowego w Ghanie, 2008 r.

Foto: Reuters

Od maja 2010 roku w RPA działa 56 sądów mistrzostw świata FIFA. Pracuje w nich dziesięciu sędziów, 260 prokuratorów, 93 tłumaczy języków obcych, 110 tłumaczy języków lokalnych, 1140 pracowników sądowych. Sądy otwarte są siedem dni w tygodniu od rana do godziny 23. Z wyjątkiem głośnego napadu na dziennikarzy z bronią w ręku, którego sprawcy zostali skazani jeszcze przed rozpoczęciem mistrzostw na 15 lat więzienia, sprawy dotyczą zwykle drobnych kradzieży, a ostatnio nielegalnej reklamy w trakcie mistrzostw. Od swojego powstania do chwili, gdy piszę ten tekst, sądy mistrzostw świata FIFA rozpatrzyły 25 spraw. Jak wyliczył dziennik „Mail & Guardian”, oznacza to, że każda z nich kosztuje prawie 2 miliony randów (koszt powołania sądów to 45 milionów randów). Na szczęście płaci za wszystko nie południowoafrykański podatnik, lecz Światowa Federacja Piłki Nożnej – FIFA. Tym samym przekroczyła ona kolejny próg: z instytucji, która teoretycznie zajmuje się organizowaniem meczów piłkarskich, stała się strażnikiem prawa i pomocnikiem państwa w skazywaniu prawdziwych albo wyimaginowanych przestępców. Oprócz tego FIFA stawia sobie za cel „pokonanie światowej biedy” oraz bycie reprezentantem interesów „jednej siódmej części ludzkości”. To wszystko za pomocą futbolu. I jednego człowieka, bez którego cały ten program nie ujrzałby światła dziennego – Szwajcara Josepha Blattera.

[srodtytul]Przyjaciel pasów do pończoch[/srodtytul]

W latach 70. Joseph Blatter został wybrany na prezydenta Światowego Towarzystwa Przyjaciół Pasów do Pończoch, organizacji powołanej w reakcji na rozpowszechniającą się wówczas wśród kobiet modę na rajstopy. Być może lepiej byłoby, gdyby pozostał na stanowisku i wykonywał solidnie swoją, jakże potrzebną nam wszystkim, robotę. Jednak został prezydentem FIFA, potwierdzając tym samym znaną tezę, że większość zła na ziemi bierze się z faktu, iż zamiast realizować wrodzony talent, ludzie biorą się do rzeczy, których robić nie powinni.

Od objęcia władzy w 1998 roku Blatter wielokrotnie dawał dowód, że rozumie piłkę nożną jedynie w zarysach. To dziwne, bo sam uprawiał futbol, co prawda tylko na poziomie amatorskim, ale nie każdy musi być od razu Maradoną. „Byłem bardzo szybki i zdeterminowany. Wiele sezonów kończyłem z 20 bramkami na koncie” – opowiadał o swojej karierze środkowego napastnika w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „The Guardian”. Niestety, ojciec nie zgodził się na podpisanie przez 18-letniego Josepha kontraktu z Lausanne Sport i zamiast niedoszłego profesjonalnego napastnika – miał ekonomistę.

O frustracji nie może być jednak mowy. Sepp Blatter jest dziś jednym z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Obraca budżetem w wysokości kilku miliardów dolarów, kieruje dyscypliną, która już dawno przestała być wyłącznie częścią sportu, gdyż stała się jednym z najważniejszych zjawisk współczesnej kultury masowej. Zmaganie się z krytykami jest oczywistą częścią zawodu, jednak trzeba przyznać, że Blatter im pomaga. Jego propozycje usprawnienia futbolu, np. przez powiększenie bramek, wybijania autów nogą albo wprowadzenie obowiązkowych obcisłych minispodenek dla piłkarek w celu podniesienia atrakcyjności zawodów kobiecych (to chyba odprysk jego wcześniejszej działalności), były słusznie wyśmiewane na całym świecie. Ostatnio prezydent FIFA prowadzi ponoć rozmowy na wysokim szczeblu na temat likwidacji spalonego. Były kapitan reprezentacji Irlandii Andy Townsend zaproponował niedawno, by Sepp Blatter zamknął się w szafie i zastanowił, co stało się z piłką nożną za jego rządów.

To jest bardzo dobry pomysł. A ponieważ Sepp Blatter jest działaczem, który od 35 lat jako etatowy pracownik FIFA robi wszystko, by zadowolić środowisko piłkarskie, być może pomysł ten rozważy i zrealizuje. Pod warunkiem że szafa będzie solidna, najlepiej z mahoniu, z podwójnymi drzwiami zdobionymi wykwintnym ornamentem, a w środku znajdzie się wystarczająco dużo miejsca na myślenie w skupieniu. Jeśli zmieści się pałac FIFA z Zurychu, na który organizacja wydała 200 milionów dolarów, to na pewno prezydent się zgodzi. Posiedzi w szafie ze dwa tygodnie, a potem pojawi się z nowymi pomysłami. Dodatkowa trzecia bramka na boisku? Dwunasty zawodnik dla drużyny przegrywającej? Piłka, która świeci, gdy gracz z pola dotyka jej ręką? Powołanie ambasadora FIFA przy ONZ i Watykanie?

O, ta ostatnia propozycja na pewno spodobałaby się włodarzowi światowej piłki. Laik, taki jak Andy Townsend, pomyślałby, że celem instytucji zajmującej się piłką nożną powinna być porządna organizacja meczów, np. zapewnienie choćby tego, by na mistrzostwa świata nie pojechała Francja po zdobyciu gola ręką, tylko Irlandia. Ale Townsend i jemu podobni nie znają się. Celem FIFA od czasu, gdy ster organizacji objął Sepp Blatter, jest uczynienie z piłki nożnej maszyny do robienia pieniędzy, a celem osobistym Blattera – utrzymanie władzy, jak długo się da. Retoryka postępu, rozwoju, chronienia biednych nadaje się do tego jak żadna inna.

Blatter kieruje FIFA od 1998 roku. Jego poprzednik Joao Havelange, który spędził na stanowisku 25 lat, znany był z zamiłowania do drogich prezentów i wdzięków kobiet z miast starających się o organizację dużych imprez sportowych. FIFA zaś miała dysponować zestawem tajnych kont swoich wysokich rangą członków, na które trafiały miliony niezaksięgowanych dolarów z praw telewizyjnych do transmisji dużych imprez piłkarskich. To wszystko odbywało się za czasów Joao Havelange’a. Ale – jak w starym radzieckim dowcipie – nie za to go kochamy. Havelange uczynił z piłki nożnej grę o globalnym zasięgu. Finały zostały rozszerzone do 32 drużyn, organizację przyznano najpierw USA, potem Japonii i Korei Płd.

Blatter rozumiał, że tylko kontynuowanie dzieła Havelange’a może zapewnić futbolowi dostatnią przyszłość. Podobno już w 1998 roku miał pomysł, by podarować Afryce organizację mistrzostw świata. Jednak nic za darmo. W zamian oczekiwał poparcia, zwłaszcza od przedstawicieli krajów afrykańskich. Poparcia bardzo konkretnego – władzę w FIFA zdobywa się poprzez głosy przedstawicieli krajowych federacji, każda ma jeden, Anglia czy Niemcy liczą się tak samo jak Benin i Tajwan.

Praktycznie od początku kadencji Blatterowi towarzyszyły oskarżenia o korupcję. Z pełną siłą wybuchły one w roku 2002, gdy szef somalijskiej federacji piłkarskiej ujawnił, że podczas wyborów w 1998 roku proponowano mu 100 tysięcy dolarów za głosowanie na Blattera. Wydawało się, że uznany przez swoich krytyków za „najbardziej skorumpowanego człowieka futbolu, który oddał diabłu duszę piłki nożnej” (brytyjska gazeta niedzielna „Observer”), padnie pod naciskiem opinii publicznej. Blatter ostatecznie przyznał, że dochodziło do hotelowych spotkań, podczas których walizki pełne dolarów rzeczywiście trafiały do szefów krajowych związków piłkarskich, ale – jak tłumaczył – to nie było żadne kupowanie głosów. Chodziło o to, by pieniądze bez niepotrzebnej zwłoki (czyli na przykład zaksięgowania) szły tam, gdzie są najbardziej potrzebne: na zaniedbane piłkarskie boiska w krajach rozwijających się.

Nie wiadomo, ile FIFA straciła w 2001 roku w związku z upadkiem pracującej dla związku firmy marketingowej ISL. Blatter twierdzi, że 31 mln dolarów, niezależni audytorzy podają sumę 100 mln i dodają, że w wyniku decyzji szefa FIFA znalazła się na skraju bankructwa. Faktem jest, że przed finałami w Niemczech przed czterema laty organizacja była zadłużona i wydawała pieniądze na kredyt. Po mundialu w 2006 roku sytuacja się poprawiła, FIFA odbiła się od dna, dochodzenie w sprawie przekupstwa we współpracującej z nią firmie ISL zakończyło się uniewinnieniem oskarżonych (wypłacanie prowizji od umów pracownikom ISL przez firmy starające się o prawa do transmisji meczów nie było zakazane przez szwajcarskie prawo).

Co roku FIFA publikuje raport finansowy, w którym dowodzi, że co prawda obraca miliardami dolarów, ale zysków ma zaledwie kilkaset milionów, a kapitału schowanego na czarną godzinę tylko miliard. Kulminacją rozwoju finansowego FIFA są obecne mistrzostwa, na których zarobi 3,2 mld dolarów. Odliczając 1,2 mld na koszty turnieju, w kasie zostaną 2 mld na bieżącą działalność.

[srodtytul]Non profit, czyli 2 miliardy dolarów[/srodtytul]

W kategoriach finansowych, ale również wizerunkowych, FIFA za czasów Blattera odniosła bezprecedensowy sukces. Prezydent broni biednych dzieci, zwalcza rasizm, włącza się regularnie w spory dotyczące poziomu zarobków piłkarzy, stając zwykle po „słusznej” stronie i domagając się ich ograniczenia, podobnie jak sum transferowych. Przed kilku laty ostrzegał za pośrednictwem „Financial Timesa” i innych brytyjskich mediów, że pazerność „ludzi luźno związanych albo w ogóle niezwiązanych z futbolem” doprowadzi tę dyscyplinę do upadku. „Jak nigdy w historii większość walczy o przetrwanie, podczas gdy kilku pazernych dysponuje finansowym odpowiednikiem głowic nuklearnych” – pisał Blatter, nazywając rodzaj zarządzania obowiązującego we współczesnym futbolu „nieprzemyślanym kapitalizmem rodem z Dzikiego Zachodu”.

Blatter rozumie, co boli zwykłego kibica, dlatego podsuwa czasem populistyczne pomysły, np. narzucenie klubom obowiązku wystawiania w pierwszym składzie co najmniej sześciu graczy z kraju, w którym klub ma siedzibę (byłoby to niezgodne z prawem unijnym). Krytykuje olbrzymią rolę telewizji w rozwarstwieniu piłki nożnej na bogatych i biednych.

Jednak takie jeremiady brzmią groteskowo w ustach człowieka, który od lat rządzi instytucją niepłacącą podatków (FIFA to organizacja non profit), ukrywającą dochody swoich pracowników, w tym prezydenta, i dysponującą ogromnym bogactwem pochodzącym w tej chwili z praw do transmisji meczów i do marketingu towarów z logo FIFA. Blatter narzeka na finansowe nadużycia w futbolu, korupcję i triumf kultury pieniądza, jednak jest to sytuacja, którą sam w dużym stopniu wykreował.

Jak wykazały dokumenty ujawnione w 2002 roku przez sekretarza generalnego FIFA Michela Zen Ruffinena przy okazji afery korupcyjnej z ISL, Blatter kieruje FIFA jak własnym folwarkiem i doprowadził tę instytucję na skraj bankructwa. Gdyby nie mundial, telewizja i sponsorzy, FIFA poszłaby z torbami. Na razie wygląda jednak na to, że mundiale będą się odbywać do końca świata i dzień dłużej. Politycy ustawiają się do Blattera w kolejce, gotowi układać się z nim, byle tylko przynieść swoim wyborcom dobrą nowinę o przyznaniu organizacji imprezy.

Jednocześnie Blatter dba o to, by „trzymać politykę z dala od futbolu”, co w praktyce oznacza rezygnację z jakiejkolwiek formy demokratycznej kontroli nad sportem. Każda interwencja z zewnątrz uznawana jest za zamach na wolność związku, a najbardziej skorumpowane władze piłkarskie mogą liczyć na wsparcie FIFA, pod warunkiem że będą wierne centrali – przykład PZPN jest tylko jednym z wielu. W zamian za utrzymanie status quo Sepp Blatter gwarantuje, że pieniądz w futbolu będzie funkcjonował w obiegu zamkniętym: między centralą w Zurychu, sponsorami, telewizjami i odbiorcami środków w krajowych federacjach piłkarskich.

A co na to kibice? Wielu docenia wartościowe programy rozwoju piłki nożnej na całym świecie. Wiedzą, że w narzekaniach Blattera na dominację pieniądza w futbolu tkwi wiele prawdy. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chce powrotu do rzekomo złotego wieku – lat 60., 70. czy 80 – gdy pieniądze były może mniejsze, ale korupcja taka sama jak dziś, albo większa, a stadiony groziły w każdej chwili zawaleniem.

Jednak dla dobra futbolu lepiej by było, gdyby te prawdy głosił ktoś inny. Kto? Na przykład sponsorzy. Być może nie jest kompletną mrzonką liczenie na to, że sponsorom znudzi się kiedyś finansowanie gry, która zarządzana jest w sposób przypominający dyktaturę. Jeśli nie zdystansują się od FIFA, kiedyś będą uznani za jej wspólników, co zresztą obecnie jest prawdą. Jedno jest pewne: liczenie, że to FIFA pod kierunkiem Blattera sama z siebie się zmieni, nie ma sensu.

Może zatem należy zmienić Blattera? Szwajcar przetrwał atak przeciwników w federacji i kryzys finansowy w 2002 roku, pięć lat później zdobył trzecią nominację a dziś zapowiada, że jego „misja nie jest jeszcze zakończona”. Havelange rządził FIFA 25 lat, 12 lat Blattera to doprawdy dopiero początek drogi 74-letniego prezydenta. Nie wszystkim w

FIFA się to podoba. Katarczyk Mohammed ben Hamman rozpoczął kampanię na rzecz ograniczenia władzy prezydenta do dwóch kadencji, odsunięcia Blattera od władzy i powołania na jego miejsce Azjaty (oczywiście tym Azjatą miałby być ben Hamman).

Blatter ma jednak tajną broń. Podobno już się umawia z Michelem Platinim, by finały w 2018 roku zorganizować w Europie, a w 2022 w Azji lub Ameryce. Oznacza to, że przez kilka lat w FIFA odbywać się będzie iście bizantyjski proces lobbingu, w którym Europejczycy będą się wymieniać głosami z krajami z innych kontynentów, licząc na poparcie w ostatecznym głosowaniu. Całą imprezą zarządzał będzie oczywiście Sepp Blatter, a jakakolwiek próba rewolty przeciwko prezydentowi ma szanse skończyć może nie nagłą śmiercią, ale na pewno utratą wpływów buntowników i ich przyjaciół. Przed Seppem Blatterem świetlana przyszłość.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą