[b]Moja pamięć na Twoją pamięć – list do Antoniego Libery[/b]
Drogi Antoni, z rosnącym smutkiem czytałem Twój tekst zamieszczony w „Plusie Minusie” (12.06). Ze smutkiem, bowiem miałem wrażenie, że tak odmienny mamy ogląd tamtych lat, jakbyśmy żyli w innych miejscach i w innym czasie. A przecież tamten czas był naszym wspólnym czasem, spotykaliśmy się często, dyskutowaliśmy, piliśmy wódkę, przyjaźniliśmy się. Nasze spotkania były dla mnie czymś ożywczym, dającym dystans do wszystkiego i wszystkich, łącznie z naszą opozycyjną działalnością. Oczywiście przyświecał nam duch Szpota, a często sam mistrz osobiście, który mnie uczył myślenia trzeźwego opartego na chłodnym umyśle, acz sam Szpot, o czym przekonywałem się w ważnych momentach, był zdolny do wzruszeń. Widziałem to jednak, gdy spotkaliśmy się w obozie internowanych czy też gdy odwiedzałem go podczas mojego ukrywania. Wcześniej razem skakaliśmy z radości w Grudniu '70, gdy przyszła wiadomość o odejściu Gnoma – Gomułki.
To ja poznałem ciebie z Januszem, co poczytuję sobie za wielką zasługę, Wasze bowiem spotkanie zaowocowało wieloma, niestety nie zawsze spisanymi, pomysłami i realizacjami oraz niezliczoną ilością rozmów. Nie muszę Ci mówić, jak się poczułem, gdy Szpot zadedykował mi („Litowi, żeby nie nudził się w ukryciu”) drugą część swojej epopei o Towarzyszu Szmaciaku.
Tak więc w trakcie czytania Twojego tekstu po smutku ogarnęła mnie nostalgia. Pojawiły się zjawy z tamtych czasów. Zamknąłem oczy, zasnąłem. „Śpi ciało, a tymczasem dusza w mroczną krainę snów wyrusza”.
I wtedy usłyszałem dzwonek. Dzwonił Redaktor. Tonem nieznoszącym sprzeciwu powiedział: „Właśnie spotkaliśmy się całą jaczejką i postanowiliśmy, że musisz napisać coś o tekście Liberała”. „Ależ A. – broniłem się nieśmiało – nie chcę i nie umiem. Dlaczego ja?”. „To już postanowione – zabrzmiała twarda odpowiedź – wiesz dobrze, co grozi za sprzeciw przeciwko decyzji”. Niezbyt dokładnie wiedziałem, lecz nie chciałem się z tym zdradzić, więc po krótkim oddaniu hołdu Redaktorowi, co jest oczywiście obowiązkowe, wyraziłem warunkową zgodę. W duszy żywiłem nadzieję, że po prostu mojego tekstu nie zatwierdzi, co może spowoduje sankcje mniejsze niż w przypadku odmowy. Przebudziłem się. Przede mną leżała kartka papieru…
Bohaterem Twojego eseju jest Jan Józef Lipski, człowiek dla mnie niesłychanie ważny. To on uczył mnie i moich przyjaciół myślenia demokratycznego, wyzwalał od miazmatów rewolucyjnego marksizmu i spowodował, że kiedy w 1967 roku z więzienia wyszli Jacek Kuroń i Karol Modzelewski, potrafiliśmy przeciwstawić się ich wizji. Hasła Marca '68 były więc w dużej mierze zasługą Jana Józefa. Szpot był Jana Józefa jednym z najbliższych przyjaciół. Uwielbiał, jak piszesz, z niego kpić. Lecz nie było to takie niewinne, jak opisujesz. O ile w cytowanych przez Ciebie fragmentach „Cichych i Gęgaczy” było to kpiarstwo życzliwe, całkowicie akceptowane przez Jan Józefa, o tyle później cierpiał on z powodu załamania się ich przyjaźni.