150 pokoleń w laboratorium

Z prof. Wojciechem Pisulą, psychologiem, rozmawia Aleksandra Stanisławska

Publikacja: 16.10.2010 01:01

150 pokoleń w laboratorium

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

[b]Rz: Miał pan do czynienia ze zwierzętami laboratoryjnymi?[/b]

Cała moja kariera naukowa przebiegała na grzbiecie szczura laboratoryjnego. Z jego pomocą badam zachowania zwierząt, stąd mój udział w Krajowej Komisji Etycznej do spraw Doświadczeń na Zwierzętach.

[b]W pracowni psychologicznej szczury mają chyba szczęście, że nie przeżywają cierpień fizycznych?[/b]

Różnie to bywało. Niekiedy nie da się zbadać określonej funkcji mózgu w inny sposób, niż poprzez uszkodzenie tego narządu. Mam na koncie tego rodzaju doświadczenia. Jednak czym innym jest uszkodzenie ciała zwierzęcia podczas eksperymentu, a czym innym wywołanie u niego bólu. W badaniach naukowych dużo się zmieniło i wkładamy wiele wysiłku w to, by minimalizować cierpienia zwierząt. 

[b]

Sądzi pan, że mimo uszkodzenia ciała zwierzę może czuć się dobrze?[/b]

Wątpliwe, żeby zwierzę po ciężkiej operacji polegającej na wywierceniu dziury w czaszce było w stanie mieć dobre samopoczucie. W laboratoriach dokłada się jednak starań, by jak najszybciej ten dobrostan przywrócić lub uśmiercić zwierzę, które nie ma szans na odzyskanie zdrowia. 

[b]Kiedy ludzie zaczęli zwracać uwagę na to, że zwierzęta odczuwają ból podczas eksperymentów?[/b]

To całkiem nowy trend. Przez wiele wieków obowiązywał kartezjański podział na ludzi i resztę stworzenia, w tym zwierzęta, które traktowane były jak maszyny. Można więc było z nimi robić wszystko, co się chciało. Wiadomo, jaki był tego skutek: ostre wiwisekcje i zadawanie obiektom badań niewyobrażalnych cierpień. Zmieniło się to, gdy pod wpływem teorii Darwina badacze zaczęli widzieć w zwierzętach modele człowieka. Mimo to nie od razu porzucili mechaniczne podejście do nich. Stało się to w pierwszych latach XX wieku, kiedy u zwierząt odkryto takie same procesy psychiczne jak u ludzi. Ale dopiero w latach 70.

UNESCO ogłosiło deklarację praw zwierzęcia – to ona pchnęła nas na ścieżkę, na której teraz jesteśmy. 

[b]Tak dużo czasu zajęło ludziom odkrycie, że zwierzę może cierpieć?[/b] 

Cóż, naukowcy doszli do tego okrężną drogą, stwierdzając, że istnieją uniwersalne prawidła zachowań u wszystkich gatunków. W ten sposób włączyli nas i zwierzęta do jednego zbioru. Jednym z pionierów tego sposobu myślenia był Iwan Pawłow, który dzięki swoim badaniom na psach odkrył mechanizm warunkowania klasycznego odnoszący się również do nas, ludzi. 

[b]Jednak mało kto dziś pamięta, że Pawłow tak naprawdę prowadził badania nad fizjologią trawienia, zaszywając psom fragmenty przewodu pokarmowego i wszczepiając im rozmaite przetoki. Jedna z nich, zainstalowana na śliniankach, pokazała, że psy ślinią się, widząc sygnał zapowiadający karmienie. [/b]

No cóż, Pawłow świętym nie był. Dzisiaj powtarzanie tych doświadczeń byłoby bez sensu, ale wówczas stanowiło podstawę wielkiego odkrycia. Jest więcej takich przykładów. Harry Harlow w połowie XX wieku oddzielał młode rezusy od matek. Zamiast tego dawał im druciane lub pluszowe kukły. Z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy głęboko upośledzał rozwój młodych małp. Żadna komisja etyczna nie zezwoliłaby teraz na takie doświadczenie, ale dzięki badaniom Harlowa wiemy, jak ważna jest dla młodego ssaka bliskość matki. 

[b]Czyli cierpienie zwierząt było złem koniecznym?[/b]

Nie możemy oceniać przeszłych doświadczeń na podstawie współczesnej wiedzy. To byli pionierzy. Pawłow, gdyby był wyposażony w dzisiejszą mentalność i standardy etyczne, prawdopodobnie zużyłby nie kilkadziesiąt, tylko dwa – trzy psy. 

[b]Zużyłby?[/b]

Starałby się zredukować liczbę zwierząt wykorzystanych w eksperymencie. To dziś złoty standard tego rodzaju badań. W laboratorium Pawłowa na pewno było dużo niepotrzebnego bólu, zakładam jednak, że był on dobrym naukowcem i zdawał sobie sprawę z tego, że w większości przypadków nie da się uzyskać dobrych wyników z bardzo cierpiącego zwierzęcia. 

[b]Jak mają się do tego wiwisekcje? [/b]

Dawniej w zakresie wiwisekcji zdarzały się rzeczy straszne, które dziś nawet trudno nam sobie wyobrazić. Są jednak i teraz doświadczenia, które wymagają otwarcia żyjącego organizmu. Kiedyś robiono je bez znieczulenia, ale we współczesnym standardzie etycznym absolutnym wymogiem jest narkoza. Trzeba by bardzo mocno uzasadnić, jeśliby miało jej nie być. 

[b]Ale zdarzają się takie przypadki?[/b]

Tak. Istnieją np. badania fizjologiczne, które trzeba zrobić na żyjącym i czuwającym mózgu. Ale mózg bólu nie odczuwa i chodzi o to, by znieczulić to miejsce, przez które wwierca się w czaszkę. Współcześnie tego rodzaju doświadczenie, które łączyłoby się z pominięciem narkozy, prawdopodobnie nie mogłoby być przeprowadzone. 

[b]Życie w laboratorium, w którym przeprowadza się tego rodzaju eksperymenty, musi się wiązać u zwierząt z ogromnym stresem.[/b]

Niekoniecznie. Zwierzę, mimo że okazjonalnie doświadcza różnych strasznych rzeczy, na co dzień może czuć się zupełnie komfortowo. Najwięcej zależy od zachowania ludzi. Wiem, co mówię, ponieważ z doświadczenia znam schemat funkcjonowania zwierzętarni. 

[b]Jak to możliwe?[/b]

Zwierzęta nie budują planów na przyszłość. Jeśli więc tu i teraz mają zapewnione dobre warunki życia, to im wystarcza. Przykładem może być chory szympans z laboratorium Primate Research Institute w Kioto, który przez kilka tygodni cierpiał na paraliż, a mimo to był w świetnej formie psychicznej. Jak to możliwe? Codziennie odwiedzali go wolontariusze, którzy się z nim bawili. Zabiegi te zaspokajały elementarną dla szympansa potrzebę prowadzenia życia społecznego. Jeśli damy zwierzętom zabawki i stworzymy możliwość zrealizowania naturalnych form aktywności, możemy diametralnie poprawić ich dobrostan. 

[b]Czy istnieją zwierzęta, które bardziej niż inne nadają się do eksperymentów naukowych?[/b]

Taką gradację wrażliwości można by przeprowadzić w oparciu o budowę mózgu. Za reakcję panicznego strachu i cierpienia odpowiada struktura zwana ciałem migdałowatym, która pojawia się już u ryb. Czy ryby cierpią? Oczywiście, że tak, tylko okazują to inaczej niż ssaki.

[b]Ale szczury i myszy chyba lepiej od innych zwierząt znoszą stres w laboratorium?[/b]

Szczury doskonale przystosowują się do warunków laboratoryjnych. Hans Selye w latach 50. wykazał w doświadczeniu, że dziki szczur unieruchomiony przez kilka godzin przeżywa ogromny stres, który wywołuje u niego m.in. owrzodzenie żołądka. Jeśli dzisiejszego szczura laboratoryjnego potraktujemy w ten sposób, nic mu się nie stanie. Można śmiało powiedzieć, że tych 150 pokoleń dzielących czasy Selyego i nasze sprawiły, że żyjący w takich warunkach szczur przekształcił się w prawdziwie laboratoryjny gatunek. 

[b]Można tu mówić o ewolucji w mikroskali?[/b]

Nazwałbym to ulaboratoryjnieniem, co właśnie badam u moich szczurów. Od dziko żyjących zwierząt różnią się m.in. sposobem radzenia sobie z nowym otoczeniem: są nastawione na poszukiwanie nowych doznań, podczas gdy wolno żyjące gryzonie wycofują się, gdy w pobliżu pojawia się coś nietypowego. Są więc zdecydowanie lepiej przystosowane do takiego życia niż inne zwierzęta, oczywiście jeśli zapewni się im odpowiednie warunki życia. 

[b]A jak pobyt w zamknięciu znoszą małpy?[/b]

Nowa dyrektywa unijna co prawda zabrania prowadzenia po 2012 r. doświadczeń na ssakach naczelnych, ale nie wyklucza trzymania ich w ogrodach zoologicznych. To paradoks, bo naprawdę niezwykle trudno jest stworzyć im godziwe warunki. Tutaj w grę wchodzi konieczność zapewnienia im dużej przestrzeni, urozmaiconego środowiska, możliwości życia społecznego. W laboratorium przeprowadza się doświadczenia, np. związane z chorobami zakaźnymi, podczas których szympansy trzymane są w izolacji. Podczas takich badań każdorazowo trzeba położyć na szali ewentualne cierpienie tych zwierząt oraz efekty naukowe, które można dzięki temu osiągnąć. 

[b]Kiedy cierpienia zwierząt nie da się uniknąć? [/b]

Lekarze z pewnością podaliby długą listę mało humanitarnych eksperymentów, które przełożyły się na ogromne postępy w medycynie. Również wiedza psychologiczna byłaby uboższa, gdyby nie informacje zdobywane w laboratoriach, a więc m.in. niehumanitarne badania Selyego na szczurach czy okrutne eksperymenty Harlowa na młodych rezusach. Te ostatnie pokazały, że złożoność psychiczna małp przypomina ludzką, co w niektórych krajach zaowocowało dyskusją na temat nadania im części praw ludzkich. Uważam, że to słuszny kierunek myślenia. Szkoda, że nie przekłada się to na proces hodowli zwierząt gospodarskich. 

[b]Czy to znaczy, że zwierzęta laboratoryjne żyją w lepszych warunkach niż gospodarskie?[/b]

O, tak, w nieporównywalnie lepszych. Wielkofermowe warunki hodowli w Polsce – życie w ciasnych boksach i niehumanitarny ubój – są zasadniczo sprzeczne z potrzebami behawioralnymi świń, krów czy kur. Jednak częściej dyskutuje się o losie psów laboratoryjnych, de facto niewykorzystywanych w Polsce do doświadczeń, a mało kto przejmuje się losem świń, które są od psów inteligentniejsze i mają bogatsze życie psychiczne, a w milionach sztuk są w sposób straszny maltretowane, zanim dojdzie do uboju. 

[b]W Polsce nie wykonuje się doświadczeń na psach?[/b]

Bardzo rzadko, choć w statystykach Krajowej Komisji Etycznej widnieje kilkaset tych zwierząt rocznie. Są to pacjenci klinik weterynaryjnych, które realizują programy badawcze, np. badania kliniczne nowego leku. 

[b]A niesławne testy kosmetyków z udziałem królików? Czy wciąż się je praktykuje?[/b]

Tego rodzaju badania zostały zabronione w UE dopiero w 2004 roku. Do tego jednak czasu z uporem wcierano w królicze oczy kremy w absurdalnie dużych dawkach, mających symulować przypadkowe dostanie się tych substancji do ludzkich oczu. Było to zupełnie niepotrzebne zadawanie zwierzętom cierpień. Niestety, w przemyśle chemicznym wciąż istnieją badania, i to mało humanitarne, które trzeba wykonywać na zwierzętach. 

[b]Jakie to badania? [/b]

Nakazane przepisami badania toksyczności m.in. nawozów sztucznych czy środków ochrony roślin, podczas których zwierzęta padają. Tylko że to ma służyć ochronie ludzkiego życia i zdrowia. I wyłącznie to może uzasadniać śmierć zwierzęcia w laboratorium.

Prof. Wojciech Pisula pracuje w Instytucie Psychologii PAN oraz Wyższej Szkole Zarządzania i Prawa im. Heleny Chodkowskiej. Zasiada w Krajowej Komisji Etycznej do spraw Doświadczeń na Zwierzętach

[b]Rz: Miał pan do czynienia ze zwierzętami laboratoryjnymi?[/b]

Cała moja kariera naukowa przebiegała na grzbiecie szczura laboratoryjnego. Z jego pomocą badam zachowania zwierząt, stąd mój udział w Krajowej Komisji Etycznej do spraw Doświadczeń na Zwierzętach.

[b]W pracowni psychologicznej szczury mają chyba szczęście, że nie przeżywają cierpień fizycznych?[/b]

Różnie to bywało. Niekiedy nie da się zbadać określonej funkcji mózgu w inny sposób, niż poprzez uszkodzenie tego narządu. Mam na koncie tego rodzaju doświadczenia. Jednak czym innym jest uszkodzenie ciała zwierzęcia podczas eksperymentu, a czym innym wywołanie u niego bólu. W badaniach naukowych dużo się zmieniło i wkładamy wiele wysiłku w to, by minimalizować cierpienia zwierząt. 

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą