Dziewczynka z dorosłą duszą

Wszyscy czekają w napięciu, czy Martha Argerich wywoła skandal jak 30 lat temu

Publikacja: 16.10.2010 01:01

W 1980 roku oburzona potraktowaniem Ivo Pogorelicia, którego jej koledzy jurorzy nie dopuścili do finału, trzasnęła drzwiami i odmówiła dalszej współpracy. W tym roku, gdy tylko przyszedł czas ogłoszenia pierwszego werdyktu, uświadomiła, że nie będzie z nią łatwo.

Zmieniony regulamin wymaga, by członkowie gremium oceniającego nie tylko przyznali każdemu pianiście liczbę punktów, ale także określili jednoznacznie, czy widzą sens jego dalszego udziału w rywalizacji. Musiało upłynąć dużo czasu, nim Martha Argerich sporządziła wreszcie listę tych, których chciałaby posłuchać w drugim etapie. Werdykt ogłoszono z trzygodzinnym opóźnieniem.

Taka jest właśnie Martha Argerich. W życiu, tak jak przy fortepianie, kieruje się instynktem. Kiedy zaś musi dokonać wyboru, wpada w popłoch, w przypadku dwóch możliwości zaczyna szukać trzeciej.

„Niech pani nie będzie niewolnicą własnego niezdecydowania” – powiedział jej kiedyś sławny dyrygent Sergiu Celibidache, gdy nie mogli się porozumieć podczas pierwszej próby. Historię tę przytaczam za wydaną właśnie biografią Marthy Argerich napisaną przez francuskiego dziennikarza Oliviera Bellamy’ego. Wiele w niej błędów merytorycznych, a za niechlujne potraktowanie wątków związanych z konkursami chopinowskimi szef Wydawnictwa Literackiego powinien publicznie się pokajać w Filharmonii Narodowej, gdzie obecnie trwają przesłuchania. Niemniej portret Argerich w tej książce jest pasjonujący.

Jej wyjątkowość polega m.in. na tym, że we współczesnym świecie, kiedy to tysiące artystów gotowych jest do największych poświęceń, ale i kompromisów, byle tylko osiągnąć sukces, ona nie dba o własną karierę. Kilka razy wręcz gotowa była ją całkowicie zniszczyć.

W 1957 roku, mając 16 lat, wygrała dwa ważne i trudne konkursy pianistyczne – w Bolzano i Genewie – i świat zasypał ją propozycjami występów. Pięć lat później większość impresariów miała jej dosyć, Martha odwoływała ważne koncerty, żyła z dnia na dzień, a w ogóle marzyła, by zostać sekretarką. Do życia wystarczała jej zaliczka wypłacana przez Deutsche Grammophon na poczet przyszłych płyt. Kontrakt przewidywał nagranie trzech, po pierwszej Martha straciła jednak zapał.

Jej matka Juanita zmusiła ją wówczas, by przypomniała o sobie światu. W Konkursie Chopinowskim wystartowała w 1965 roku i odniosła bezapelacyjne zwycięstwo.

Jest gwiazdą, jaką lubią współczesne media, choć zajmuje się „tylko” muzyką poważną. Artystyczne sukcesy, pozornie osiągane bez wysiłku, przeplatają się w jej życiu z ciągłymi perypetiami sercowymi. Mężczyzn wokół niej było wielu, urodziła trzy córki – każda ma innego ojca.

Przyjaciół zawsze miała bez liku. Gdy na początku lat 60. zamieszkała w Genewie z argentyńskim dyplomatą Martinem Tiempo (dziś promuje jego syna, pianistę Sergia), niebawem wprowadził się do nich obecny juror Konkursu Chopinowskiego Nelson Freire, który wtedy dopiero zaczynał karierę. Potem przybywali kolejni muzycy. Mieszkanie miało tylko jedną sypialnię, co wieczór ciągnięto więc losy, komu przypadnie przywilej spania w łóżku. W późniejszym okresie w jej domach w Brukseli czy Paryżu mógł liczyć na przygarnięcie każdy młody muzyk z życiowymi problemami.

Martha Argerich może być pozornie wzorem dla dzisiejszych celebrytek, bo sukces przyszedł do niej łatwo i szybko. Uczyła się mimochodem, właściwie nie chodziła do żadnej szkoły, wykształcenie ogólne zdobywała od nauczycieli odwiedzających ją nieregularnie w domu. W muzyce też miała wyłącznie prywatnych pedagogów. Tylko jeden z nich Vincenzo Scaramuzza, pod którego opieką przebywała w Buenos Aires od piątego do 11. roku życia, zmuszał ją do systematycznego, nierzadko drakońskiego wysiłku. Nie uznawał technicznych ćwiczeń, jego zdaniem pianistyczne umiejętności rozwija się, grając Bacha, Beethovena czy Liszta. Marta to lubiła, on zaś powiedział kiedyś o niej: „Ma dziewięć lat, ale jej dusza – 40”.

W 1955 roku pojechała do Wiednia, do uwielbianego przez nią pianisty Friedricha Guldy. Rządzący Argentyną Juan Peron kazał zatrudnić jej ojca w ambasadzie w stolicy Austrii, by córka nie musiała rozłączać się z rodzicami.

Miała 14 lat, mimo to Gulda traktował ją jako równorzędną partnerkę. Po dwóch latach powiedział, że nie jest w stanie dać jej więcej. Martha była gotowa do samodzielnego wyjścia na estradę. Ale jak wiele gwiazd, miała pewną tajemnicę: obezwładniający strach przed kontaktem z publicznością. Tego lęku nie jest w stanie zwalczyć do dziś. Dlatego od 30 lat nie daje solowych recitali, ktoś musi towarzyszyć jej na estradzie – orkiestra, dyrygent lub zaprzyjaźniony muzyk. Kiedy utwór się kończy, kłania się kilka razy i szybko znika.

Jest jeszcze jedna tajemnica Marthy, o której nie wszyscy wiedzą. Dysponuje tak naturalną swobodą w grze, że żaden utwór nie sprawia jej trudności i niepotrzebne są jej długie próby. Ma fenomenalną pamięć: koncertu Prokofiewa nauczyła się „przez sen”, słuchając, jak w domu ćwiczyła przyjaciółka. A jednak nie dysponuje dużym repertuarem.

Z koncertów fortepianowych niezmiennie towarzyszą jej te skomponowane przez Ravela (G-dur), Schumanna, Prokofiewa (tylko jednak trzeci) oraz Beethovena: przede wszystkim pierwszy. Czasami wraca do Chopina, zdarza się jej grywać Mozarta, Brahmsa nie ceni, znakomite nagranie koncertu Czajkowskiego było jednorazową przygodą. Od ponad 40 lat nie udało się nikomu namówić Marthy, by zagrała IV koncert Beethovena. Odkąd usłyszała ten utwór w wykonaniu Claudio Arraua, nie ma odwagi po niego sięgnąć.

Od dłuższego czasu jej pasją jest natomiast muzyka kameralna grywana z przyjaciółmi, takimi jak Nelson Freire, z którym wystąpiła na inauguracji Konkursu Chopinowskiego. I z młodymi artystami, przez nią promowanymi, zwłaszcza na dwóch autorskich festiwalach: w Lugano oraz w japońskim Beppo. W tej troskliwej opiekuńczości przypomina swą matkę Juanitę.

Los innych jest dla niej ważniejszy niż własny. To z tego powodu nie lubi książki, którą napisał o niej Olivier Bellamy.

– Uważa, że w wielu miejscach stawia w złym świetle jej przyjaciół – mówi mi Stanisław Leszczyński, wicedyrektor NIFC od lat pozostający z Marthą Argerich w bliskich kontaktach. O swój wizerunek w tej książce nie dba. A może po prostu uważa, że jednak jest prawdziwy?

W 1980 roku oburzona potraktowaniem Ivo Pogorelicia, którego jej koledzy jurorzy nie dopuścili do finału, trzasnęła drzwiami i odmówiła dalszej współpracy. W tym roku, gdy tylko przyszedł czas ogłoszenia pierwszego werdyktu, uświadomiła, że nie będzie z nią łatwo.

Zmieniony regulamin wymaga, by członkowie gremium oceniającego nie tylko przyznali każdemu pianiście liczbę punktów, ale także określili jednoznacznie, czy widzą sens jego dalszego udziału w rywalizacji. Musiało upłynąć dużo czasu, nim Martha Argerich sporządziła wreszcie listę tych, których chciałaby posłuchać w drugim etapie. Werdykt ogłoszono z trzygodzinnym opóźnieniem.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą